sobota, 29 czerwca 2013

Epizod 29.

Weekend!
Z radości uniosłem w górę ręce, wielbiąc ideę stworzenia dwóch wolnych dni od pracy. Nie chcąc kisnąć w dusznym biurze, spakowałem papiery czym prędzej i wybyłem w tę rozgrzaną patelnię. Matti coś tam jeszcze krzyczał, że do zobaczenia w niedzielę na dworcu autobusowym, ale machnąłem mu tylko na pożegnanie, nie wdając się w głębsze dysputy.
Weekend. To się teraz liczyło. Na dwa dni chciałem zapomnieć o pracy. Zresztą dzisiejszego wieczoru czekała mnie impreza. Zwykła, normalna domówka, u niejakiego Oskara, kolegi Karola. Podobno też gej. Czasami o nim wspominał, imię to przemykało w rozmowach, ale niespecjalnie ten chłopak gościł, jako numer jeden w naszych plotkach. Z tego co Karol zdążył opowiedzieć o koledze, można było wnioskować, że całkiem niedawno przeniósł się na nowe mieszkanie. I w związku z tym organizuje parapetówkę. Życie prywatne Oskara owiane zostało aurą tajemnicy. Jedyna informacja, jaka zdążyła się przecisnąć do świata zewnętrznego to taka, że miał chłopaka.
Kiedy więc stałem już przed lustrem i prezentowałem się do wyjścia, przyjmując przeróżne pozy, dotarło do mnie, że wszyscy geje, którzy mnie otaczają są nieszczęśliwi, samotni, rozżaleni i źli na cały świat, bo ich związki szlag jasny trafił. Dlatego geje - single trzymają się razem, organizują imprezki, by choć na moment odciąć się od niesprawiedliwości z jaką się stykają. Do nich zaliczam się również ja. Do czego to doszło? O jacież pierdzielę! Przecież to zajeżdża ciotodramą! Ale skoro obiecałem Karolowi, że tam pójdę, to pójdę. Zresztą będzie Bartek. Ten fakt ostatecznie skłonił mnie do przyjęcia zaproszenia.
Umówiłem się z chłopakami w Galerii Krakowskiej koło Wentzla. Oczywiście pojawiłem się pierwszy i na dodatek za wcześnie. Plując sobie w brodę, zarzekałem się, że to już ostatni raz, kiedy tak się śpieszę na imprezę i przyjeżdżam przed czasem. Do tego trzeba oczywiście doliczyć spóźnienie. Karol zwykle się nie spóźnia, ale zdarzają się wyjątki. Za to Bartek... Ten to spóźnienie ma we krwi. Nigdy nie przychodzi na czas. Zawsze jest ostatni i jeszcze się dziwi, że ludzie mają do niego pretensje.
- Kurwa, kurwa, kurwa! - powtarzałem pod nosem, spoglądając na mijających mnie ludzi. Miałem głupią nadzieję, że jednak moi fantastyczni przyjaciele dzisiaj mnie zaskoczą swoją punktualnością.
Łudziłem się. Czas mijał, a ich nie było. Po pięciu minutach spóźnienia, kiedy tkwiłem przylepiony plecami do witryny sklepowej, przyszedł esemes od Karola, że będzie za jakieś piętnaście minut. No zajebiście! Niedługo zapuszczę tutaj korzenie. A Bartuś, gwiazda nad gwiazdami, oczywiście nie napisze nic. Bo po co?
Z tego czekania ruszyłem na spacer do toalety. Zawsze to pięć minut krócej. Tłoku na szczęście nie było, choć po galerii szwendało się sporo ludzi. Toaleta świeciła pustkami. Zatrzymałem się na moment przed lustrem. Wyprasowałem dłonią niewidoczne zagięcia i pchnąłem drzwi, za którymi...
Przystanąłem jak wryty. Pojękiwania i stękania wypełniały tę część męskiej toalety. Dochodziły z jednej z czterech kabin. Słyszałem silne pchnięcia i plaskania, zapewne mokrych od potu ciał. Mój wzrok zatrzymał się na drzwiach, które w jakiś dziwny sposób drgały w rytm wydawanych jęków. To tam musiała odbywać się ta zajebista impreza. Nie wiedziałem co mam robić. Wycofać się po cichu? Udać, że mnie tutaj nie było? A może, by tak... Spojrzałem za siebie przez uchylone drzwi. Nikt nie kręcił się przy wejściu do męskiego przybytku, a jęki z przeciwnej strony pobudzały moją wyobraźnię.
Jak na umówiony sygnał, poczułem silne parcie w spodniach. Stanął na baczność i próbował się oswobodzić. O kurwa! Tutaj? Koniecznie musiałem się gdzieś ukryć. A nuż ktoś wejdzie i mnie zobaczy, jak robię sobie dobrze, wsłuchując się jednocześnie w dźwięczną melodię jęków, stękania, ostrych pchnięć i plaskania w nagie ciało.
Już miałem podążać tym planem, nawet wypatrzyłem sobie kabinę w odpowiedniej odległości, by nie budzić podejrzeń i przypadkowo nie rozpraszać zajętych panów, gdy nagle odgłosy ucichły. Doleciało mnie tylko zasuwanie zamka w spodniach. Drzwi zdążyły się niespodziewanie otworzyć. Było za późno na jakąkolwiek reakcję. Ucieczka już nie wchodziła w grę. I zostałbym nakryty na gorącym uczynku. Z kabiny wyskoczyło dwóch roześmianych chłopaków. Ten pierwszy był trochę młodszy, za to ten drugi, który właśnie się wyłonił w pełnej okazałości, sprawił, że moja żuchwa z łoskotem roztrzaskała się o posadzkę. Jego zresztą też.
- Filip? - wykrztusił zmieszany, przeżuwając gulę, która utkwiła mu w gardle.
- O kurwa! - padło z moich ust.
Karol spłonął rumieńcem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz