- Co tam? - zapytałem.
- W porządku, a u ciebie?
Zmierzyłem go wzrokiem. Chyba sobie jaja robi, że mu tak odpuszczę. Powaliło go, czy jak?
- Też dobrze - odparłem wolno - choć wolałbym porozmawiać o tobie. Mam wrażenie, że ściemniasz. Jak zwykle zresztą, ale to szczegół.
- Ja ściemniam? - zaśmiał się Karol.
- Nie udawaj, że nie wiesz o co pytam - popatrzyłem na niego. - Albo raczej o kogo.
Karol wzruszył ramionami. Skrzyżował ręce na piersiach, poprawiając w międzyczasie marynarkę.
- Nie wiem co u niego - rzekł po chwili, kiedy tramwaj przyhamował na przystanku. - Nie kontaktuję się z nim już od dłuższego czasu.
- Od dwóch dni? - przerwałem ironicznie.
- Więcej - odparł Karol. - Ale możemy o nim nie rozmawiać?
Przytaknąłem skinieniem głowy. Skoro nie chciał toczyć tematu o Michale, nie będę go zmuszał. Zerknąłem przez okno. Bombardier stał na przystanku Stradom i czekał na zielone światło.
- Idziemy na obiad? - zapytałem. Cały czas patrzyłem przez okno.
- Możemy. Ale mam jeszcze jedną sprawę.
Popatrzyłem na niego z zainteresowaniem.
- O co chodzi?
- Mój kolega organizuje imprezę. Tydzień temu przeprowadził się na nowe mieszkanie i z tej okazji zaprosił mnie i nie tylko mnie na taką mini parapetówę.
- Ale to ciebie zaprosił, nie mnie.
- Ale możesz iść ze mną - Karol nie dawał za wygraną.
- Jako kto? Przyzwoitka? Twoja dupa? - wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.
- Jako mój przyjaciel.
- Zobaczymy.
Tramwaj ruszył z miejsca. Wolno potoczył się przez skrzyżowanie Stradomska, Dietla i Krakowska. Impreza? Rany, przecież ja tam nikogo nie znam. Dobrze, że się jeszcze nie zgodziłem i mogę w każdej chwili odwołać swoje przyjście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz