czwartek, 5 września 2013

Epizod 58.

- Damian, Damian, Damian.
Imię mojego byłego powtarzałem niczym mantrę, żeby o nim nie zapomnieć. Wciąż czułem na oczach oślepiający błysk promieni słonecznych, które zatrzymały mnie przed klubem. Muszę się pozbierać. Koniecznie muszę sprawdzić, czy z Damianem wszystko w porządku. Jak na złość mój umysł podsuwał mi same czarne scenariusze. Przez tego edeńskiego debila, Damian może zrobić sobie krzywdę.
Otworzyłem oczy. W ułamku sekundy promienie zachodzącego słońca rozproszyły się, a moim oczom ukazał się gabinet lekarski pani psycholog. Leżałem na pierdzącej kanapie. Z dziwnym wrażeniem, jakbym oglądał się za siebie, dostrzegłem jeszcze wejście do Edenu. Ale i ono też się rozpływało. Znów byłem ciałem i duchem w swoim rzeczywistym świecie.
- Damian, Damian - powtarzałem nieprzerwanie.
- Co to za Damian? - Psycholożka wyraźnie zażenowana wtrąciła się w moją mantrę. Odstawiła długopis i ściągnęła okulary. Wyraźnie zaintrygowało ją to wypowiadane przeze mnie imię. - Powtarzasz go cały czas.
- Damian - podniosłem się z kanapy. Totalnie ją zignorowałem. - Damian.
Musiałem pędzić. Od czasu jego wizyty w Edenie trochę minęło. Mógł już sobie coś zrobić.
- Skup się? Co to za Damian?
Od kiedy przeszliśmy na "ty"?, przemknęło mi przez umysł.
- Damian - znów wypowiedziałem imię chłopaka.
Brakowało mi innych słów. Chociaż kłębiły się one w głowie, tylko "Damian" przyjmował werbalną postać. Wstałem z kanapy i spojrzałem na drzwi.
- Dokąd się wybierasz? Jeszcze nie skończyliśmy sesji.
Zignorowałem jej słowa. Wyszedłem na hol. Matti podniósł głowę znad kolorowego czasopisma. Za plecami słyszałem nawoływania pani Magdy, żebym wracał, że tak nie można przerywać sesji.
- I jak? - odezwał się Matti.
- Damian - odparłem.
- Co takiego? - Mateusz nie bardzo rozumiał o co mi chodzi.
- Damian - powtórzyłem.
I nie czekając opuściłem ten przyjemny przybytek doznań umysłowych. Nieco spokojniejszy wsiadłem do tramwaju, który jechał w stronę Ruczaju. Przez jakiś czas błądziłem po osiedlu, szukając odpowiedniego bloku. Sporo lat minęło, kiedy byłem tutaj ostatnim razem. Powstało kilka nowych budynków, doprowadzili linię tramwajową. Nie ten Ruczaj, co był przedtem.
Wreszcie dotarłem. Akurat minęła mnie karetka pogotowia, która na sygnale skręciła w główną ulicę. Znów odczułem niepokój. Ten sam, który pojawił się jeszcze w Edenie.
- Damian - szepnąłem, spoglądając na znajomy blok.
Zlokalizowałem mieszkanie na piątym piętrze i pobiegłem do klatki. Drzwi były otwarte na oścież, a przy wejściu tłoczyła się grupka starszych ludzi, którzy żywo dyskutowali. Nie chciałem się zatrzymywać i przysłuchiwać rozmowie. I tak wiele czasu już straciłem na dojazd tutaj transportem publicznym, pełnym ludzi, zmęczonych i podenerwowanych. Przeskakiwałem schody, co drugi, tak szybciej. Pierwsze piętro, Drugie, potem trzecie. Przy czwartym złapałem zadyszki, ale nie zatrzymałem się. Wpadłem na piąte piętro. Drzwi od jednego z mieszkań były lekko uchylone. To tu mieszka Damian. Tylko dlaczego nie zamknął wejścia? Przekraczając próg dostrzegłem wyłamany zamek. Wkroczyłem do środka, pełen złych przeczuć. W salonie krzątał się Dominik. Pakował do torby parę ciuchów, książki, kosmetyki. Na mój widok przerwał czynność. Spojrzał zdziwiony.
- Filip? - Nie dowierzał, że mnie widzi. - Co ty tu robisz?
O to samo mógłbym jego zapytać - co robi w mieszkaniu Damiana?
- Gdzie Damian? - Zamiast odpowiedzi zadałem pytanie.
Rozejrzał się niepewnie po mieszkaniu, chcąc sprawdzić czy zabrał to, co powinien.
- Nie ma go - wzruszył ramionami.
- Gdzie on jest?
Niepokój narastał do olbrzymich rozmiarów. Coś było nie tak. Coś się wydarzyło, a Dominik nie chce mi o tym nawet powiedzieć.
- Po prostu go nie ma - wzruszył ramionami. Wsadził do torby kosmetyczkę i zasunął zamek.
- Gdzie on jest? - Zaakcentowałem każde słowo.
- Miał wypadek - odparł po chwili.
Wiedziałem, przemknęło mi przez myśl, po prostu wiedziałem. To przez tego edeńskiego dupka, który zawrócił mu w głowie. To wszystko wina Sebastiana! On jest odpowiedzialny za to, że Damian targnął na swoje życie. Nie dość, że już wącha kwiatki od spodu, to jeszcze miesza w życiu Damiana. Mało go skrzywdził? Czego on chce?
- Przed chwilą zabrało go pogotowie - dodał Dominik. - Filip, co tu robisz?
- To dziwne - usiadłem na oparciu sofy. - Miałem przeczucie, że z Damianem dzieje się coś złego. Dlatego zareagowałem i przyjechałem. Co mu się stało? - spojrzałem na stojącego obok chłopaka.
- Postanowił odebrać sobie życie. Nałykał się tabletek, wziął żyletkę i otwarł sobie żyły. Policja zabezpieczyła ślady i dowody.
Dominik usiadł obok spakowanej torby. Zapewne zabierał ją do szpitala, dla Damiana. Najpotrzebniejsze rzeczy, które będą mu przydatne podczas pobytu i rekonwalescencji.
- Nigdy nie spodziewałem się, że ktoś z bliskich znajomych może targnąć się na swoje życie. Zwłaszcza Damian. To prawda, był ostatnio dziwny. To już ciągnęło się od dłuższego czasu.
- Od śmierci Sebastiana - wtrąciłem.
- Dokładnie.
- Miałem okazję go poznać.
- Myślałem, że w końcu z tego wyjdzie, ale z każdym dniem było z nim coraz gorzej - Dominik spuścił głowę. - Nie mogłem mu pomóc. Nie wiedziałem jak, ale żal we mnie wzbierał, kiedy widziałem, jak się chłopak zapada i gaśnie. Aż tu dzisiaj zadzwonił, bo chciał się pożegnać. Mówił coś o dłuższym wyjeździe. Zaniepokoiło mnie to, więc wziąłem taksówkę i postanowiłem sprawdzić czy wszystko w porządku. Komórki nie odbierał. Wyłączył. Pewnie nie chciał, żeby ktoś mu przeszkadzał w tym rytuale.
Wzruszył ramionami. Przez dłuższą chwilę siedzieliśmy w milczeniu. O czym myślał Dominik? Nie wiem. Pewnie tak jak ja, o Damianie. Tyle że ja miałem przed oczami wspomnienia z okresu, kiedy byliśmy razem. Szczęśliwi, zakochani. Do momentu, kiedy między nas wtargnął on, Sebastian, przybysz ze wsi.
- Mam do ciebie prośbę, skoro już tu jesteś. - Dominik podniósł się z kanapy. - Musiałem wyważyć drzwi, żeby się tu dostać. Wyłamałem zamek. Za pół godziny powinien przyjść ślusarz, który go wymieni i da nowe klucze. Poczekasz tu na niego? Ja pojadę do szpitala z rzeczami Damiana - skinieniem głowy wskazał na leżącą torbę.
- Jasne - odparłem.
- Dzięki.
Wziął ją i ruszył do wyjścia. Zatrzymał się tuż przy kuchni. Słyszałem, że jeszcze coś tam robi, ale kiedy usłyszałem jego kroki w salonie odwróciłem się energicznie.
- To adres szpitala, gdzie go zabrali. - Wręczył mi karteczkę z ulicą i nazwą. - Odwiedź go. Przy okazji dostarczysz nowy pęk kluczy.
- Ok, w porządku.
Dominik opuścił mieszkanie. Podniosłem wzrok. Czyhające po kątach wspomnienia z przeszłości, ruszyły ostrożnie w moją stronę. Tyle tutaj przeżyłem, będąc z Damianem. Tyle się wydarzyło. Na tej kanapie obejrzeliśmy prawie tysiąc filmów do późna w nocy. Na balkonie od czasu do czasu wypalaliśmy po papierosie. A kiedy miałem chuć brałem go w przedpokoju i rżnąłem do upadłego. Wszedłem do sypialni. Drzwi cicho skrzypnęły. W nozdrza uderzył znajomy zapach. Tyle lat, a ja wciąż miałem tak miłe wspomnienia, tak żywe i pełne uczuć, jakby to wszystko miało miejsce zaledwie parę dni wcześniej.
Podszedłem do łóżka. Na pościeli leżał zeszyt. Spisany odręcznie nieznanym mi pismem. Nie należało ono ani do Dominika, ani tym bardziej do Damiana. Przerzuciłem na pierwszą stronę. Po prawej stronie widniało imię Sebastian. Czyli to wspomnienia Sebastiana...
Usiadłem na krawędzi łóżka. Naszego łóżka. Myślałem, że po naszym rozstaniu coś się tutaj zmieni, a tu nic nie uległo zmianie. Meble były wciąż te same, jedynie pokój był odświeżony. Ale to przez Sebastiana postanowił odebrać sobie życie. Jego kochał bardziej niż mnie.
Otworzyłem pamiętnik Seby na ostatnim zapisku. Jego wpis obejmował prawie dwie strony. Z ciekawości przerzuciłem na kolejną stronę. Na gładkim papierze, bez żadnych kratek czy linii, widniał jeszcze jeden wpis. Ale tym razem należał on do Damiana. Z ciekawości zagłębiłem się w opowieść...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz