środa, 19 czerwca 2013

Epizod 24.

Szliśmy Plantami w kierunku centrum. Jak na dziewczynę, a właściwie dwudziestosiedmioletnią kobietę, którą Paweł zarwał na studiach, poruszała się dosyć ociężale w szpilkach. Nie wychodziło jej to zbyt dobrze. A ślub tuż tuż. Wiedziałem, że nie spotkaliśmy się z Gosią przypadkiem, ot tak, żeby omówić plany na wesele. Od początku naszej znajomości Gosia dawała mi do zrozumienia, że nie przepada zbytnio za moją osobą, dlatego też takie zdziwienie wywołał u mnie jej telefon i chęć, wręcz nakaz spotkania się z nią. Na kilometr śmierdziało interesem. Teraz jednak widziałem, kiedy tak namiętnie trajkotała o kieckach, jedzeniu, muzyce, a nawet wtrącając zamierzchłe historie z czasów jej szalonego dzieciństwa, że czegoś się obawia. Jak nic ma stracha przed ślubem, pomyślałem. Przeszedłem więc do inicjatywy. Musiałem tak pokierować rozmową, aby sama się wypaplała, bez żadnego przymusu. Tylko że to u mnie niemożliwe. Zawsze walę z grubej rury o co mi chodzi, nigdy nie potrafię ściemniać. Tym razem nie mogło być inaczej, pomimo ogromnych chęci.
- Fajne miałaś życie - wtrąciłem, kiedy wzięła dłuższą przerwę na oddech. Wykorzystałem ten moment. - Ale zastanawia mnie fakt... po jakiego ciula mi to mówisz?
Popatrzyła na mnie przerażonymi oczami. Z wyższością. Szpilki dodawały jej parę centymetrów wzrostu.
- No sorry, ale nie patrz tak na mnie. Da się wyczuć twoją niechęć do mojej osoby - stwierdziłem bez ogródek. - Od początku jakoś nie pałałaś do mnie sympatią. Owszem tolerowałaś mnie, ale głównie dlatego, że jestem przyjacielem Pawła. No tylko nie mów, że było inaczej.
Szła milcząc. Cierpliwie czekałem na potok jej słów, jak na początku spotkania. Nic z tego. Źródło wyschło.
- Powiesz coś? - zapytałem po chwili.
Czekałem. Odezwała się. Ale akurat nie to chciałem usłyszeć.
- Waham się, czy nie odwołać ślubu.
Powiedziała to spokojnie, nie patrząc na mnie, skupiając wzrok na jakimś punkcie przed sobą. Zatkało mnie. Aż przystanąłem z wrażenia. Ona uszła kawałek, ale również się zatrzymała. Staliśmy od siebie w odległości zaledwie kilku metrów. Gosia, twarda suka, z zaciętą twarzą, bez cienia uśmiechu, poważna, skupiona. Ja, przerażony, zastanawiający się co będzie z zakochanym Pawłem, z milionem myśli na sekundę. Miałem ochotę ją rozszarpać, połamać te wielkie szpilki, roztrzaskać tę pizdę o o asfalt. Ale nie mogłem tego zrobić. Jeszcze pójdę do pierdla.
- Coś ty powiedziała? - Prawie się poplułem. - Chcesz odwołać ślub? Teraz? Na cztery tygodnie przed?
- Tak - odparła.
- Ja pierdolę! - krzyknąłem. - Zaproszenia wysłane, goście zaproszeni, potwierdzone ich przybycie, wszystko prawie dopięte na ostatni guzik. Orkiestra, sala, rodzina... A ty, kurwa, wyskakujesz z takim zajebistym pomysłem!
- Nie życzę sobie, żebyś na mnie krzyczał.
Po raz pierwszy popatrzyła mi w oczy. Zimne spojrzenie, wręcz lodowate. Zero współczucia, zero cienia skruchy. Jakby już postanowiła.
- Po co mi to mówisz? Powiedz to Pawłowi.
- Jesteś jego przyjacielem. Chciałam wiedzieć, jakby zareagował na taką wiadomość...
- Na pewno by się ucieszył i skakał z radości. Byłby wniebowzięty tą informacją - odparowałem.
- Widzę, że zmarnowałam tylko czas.
- Najwidoczniej.
Machnęła ręką i ruszyła w kierunku Rynku. Uszła zaledwie parę kroków. Zatrzymała się i powiedziała:
- Mam do ciebie prośbę. Obiecaj, że nie powiesz o tym Pawłowi.
- Chcesz mu zrobić niespodziankę?
- Powiedziałam ci tylko, że się waham co do ślubu. Nie jestem pewna, czy chcę się wiązać, jakimś węzłem małżeńskim. Nie przeinaczaj moich słów na swoją modłę. I jeszcze jedno - podniosła palec wskazujący do góry - rzeczywiście za tobą nie przepadam.
Szła wyprostowana. Przed siebie. Ostrożnie stawiała kroki, żeby przypadkiem nie skręcić sobie kostki na nierównej powierzchni. Wygrała! Pierdolona suka. Może i jestem najlepszym przyjacielem Pawła, ale mam zbyt miękkie serce i nie lubię dostarczać złych wiadomości. Wygrała picza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz