wtorek, 11 czerwca 2013

Epizod 19.

Usiedliśmy przy stoliku przed wejściem do restauracji. Kawałek dalej ulokowana była knajpa "Papieros i kawa", a jeszcze dalej kładka Bernatka.
- Dzień dobry.
Kelnerka wręczyła menu. Karol ostro zabrał się do przeglądania zawartości karty. Od czasu do czasu bąkał coś pod nosem na co ma ochotę, co by zjadł, czym by sobie mógł połechtać podniebienie. Może chłodnik, może gołąbki. Albo placki ziemniaczane z gulaszem. Sugerowałem mu, żeby wziął pod uwagę również pierogi z mięsem, ale nie miał specjalnie na nie ochoty. Kiedy już prawie był zdecydowany na placki z gulaszem, zadzwoniła jego komórka.
- O, no proszę - zrobił wytrzeszcz oczu do wyświetlacza. - Bartuś dzwoni.
Bartuś, jego kolega. Ciepły chłopak, jak zwykle mawiają o sobie faceci z branży gejowskiej. Znają się od... Mówił mi od kiedy sięga ich znajomość. To musi być kawał czasu, skoro zapomniałem. Z tego co pamiętam ich przyjaźń rozwinęła się już w czasach licealnych. Nie chodzili do tego samego liceum, broń Boże, ale poznali się na jednej z osiemnastek, któregoś ich wspólnego znajomego. Chyba chłopcy się wyczuli nawzajem, bo znajomość przetrwała do dnia dzisiejszego. Jakiś czas temu przypadł mi zaszczyt poznania Bartka. Zrobił na mnie całkiem pozytywne wrażenie. Przez parę miesięcy tworzyliśmy nawet taką paczkę, ale Bartek szybko się wyłamał. Powód? Wiadomo jaki. Tak się chłopaka zakochał, że wpadł po uszy. Tylko my z Karolem utrzymywaliśmy kontakt, pomimo tego, że sami też byliśmy w związkach. Tamten nie miał czasu się spotykać. Aż wreszcie coś drgnęło, na niekorzyść Bartka. Jego związek stanął pod dużym znakiem zapytania. Tyle tylko wiedziałem. Więcej informacji nie chciał udzielić. Zadziwiający jest jednak fakt, że naszą trójkę w jednym czasie spotkał taki sam los.
- Nie każ mu czekać - powiedziałem, nie odrywając wzroku znad karty. Mniej więcej już wiedziałem czym delektować się będzie moje podniebienie. - Przemilczę fakt, że my czekaliśmy na niego kilkanaście miesięcy.
Karol pogroził mi palcem.
- No halo - rzekł do telefonu, przeciągając ostatnie słowo. - Co tam u ciebie, Bartku?
Nadstawiłem ucho, żeby lepiej słyszeć, ale dochodziły do mnie jedynie zgrzyty. Tylko Karol mógł rozszyfrować język Bartka. Trochę potrwało, zanim znów głos został oddany Karolowi.
- Jak jesteś na Kazimierzu, to może byś wpadł na obiad - zaoferował mój przyjaciel.
Podniosłem natychmiast głowę znad karty. Bartek tutaj?
- Nie, jestem z Filipem. Siedzimy w "Marchewce z groszkiem". Dołącz do nas.
Zazwyczaj zdarzało się tak, że jego znajomi zawsze do nas dołączali. Tym razem nie mogło być inaczej. No nie mogło. Ale przynajmniej znowu zobaczę Bartka. Może teraz czegoś się dowiem o jego związku. Miałem cichą nadzieję, że kiedyś puści nieco farby na swój krystaliczny związek, który spowodował jego odsunięcie się od przyjaciół.
- Zatem czekamy na ciebie. Jesteśmy na zewnątrz. To jest na Mostowej, pamiętaj. Od Placu Wolnica w kierunku kładki. No to pa.
Karol zakończył rozmowę, ale jeszcze przez jakiś czas spoglądał na wyświetlacz. Potem zabrał się ostro do pisania esemesa.
- Bartek do nas dołączy - odezwał się po chwili, nie przerywając pisania. - Mam nadzieję, że nie jesteś zły, że go zaprosiłem.
- Ależ skąd - odparłem. - Z kim piszesz? - odrzuciłem kartę na bok. - Z Bartkiem? Czy pojawił się nowy amant, o którym chcesz mi opowiedzieć?
- To Michał - rzekł poważnie.
- A podobno zakończyliście znajomość - złapałem Karola za słówko.
- Ale napisał coś takiego, że nie mogę tego przemilczeć.
- Mam pomysł - moją twarz wypełnił zachwyt. - Zaproś go na obiad. Pogadamy w czwórkę, zrobimy mu casting, dowiemy się o nim, jaki jest, co lubi, i tak dalej.
- Jebnęło cię? - zapytał całkiem poważnie.
Wzruszyłem ramionami.
- Chciałem tylko dobrze - bąknąłem pod nosem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz