piątek, 28 czerwca 2013

Epizod 28.

Zegar już dawno przestał wybijać godzinę dwudziestą.
Tylko w mojej głowie wciąż jeszcze huczał ten dźwięk. Od prawie dziesięciu minut. Tamtego późnego wiosennego popołudnia, sprzed paru lat, Artur zjawił się punktualnie. Najpierw poczułem intensywny zapach Lacoste, który rozbudził moje zmysły, a kiedy spojrzałem w jego roześmiane oczy, wiedziałem już, że ten wieczór będzie udany. Wciąż pamiętałem tamtą scenę i widziałem ją oczami wyobraźni. Tak było wówczas, w zamierzchłej przeszłości. Dzisiaj jest inaczej. Łudziłem się, że Artur dotrze nad kładkę. Jak ja jestem przygłup, że w ogóle tutaj przyszedłem. Co mnie podkusiło? Co za piernik zakotwiczył się we mnie? Zacząłem nowe życie, bez Artura, a co teraz najlepszego robię? Rozpieprzyłem jedynie skrupulatnie stawiany mur, którym odciąłem się od przeszłości. Dla własnego dobra to zrobiłem. Żeby nie bolało. I sam to zniszczyłem. Cholerny dziwak ze mnie. Co ja sobie najlepszego myślałem, idąc na kładkę?
Kręciłem z niedowierzaniem głową, powtarzając w głowie, niczym mantrę, że jestem skończonym idiotą i tępakiem.
Telefon zawibrował w kieszeni. Czego znowu?, pomyślałem poirytowany. Kolejny esemes od Karola.
"Domyślam się, gdzie jesteś i popełniasz największy błąd. Proszę Cię, zawracaj, póki nie jest za późno. I odezwij się wreszcie."
Już jest za późno. Dziesięć minut za późno. Miałem ochotę cisnąć smartfonem w Wisłę. Tylko co by mi to dało? Straciłbym telefon i kontakt ze światem.
- Niesamowite!
Tuż obok mnie powietrze wypełnił donośny, męski głos. Ktoś przystanął w niewielkiej odległości ode mnie. Jakoś niespecjalnie zwróciłem uwagę na głośne zachowanie mężczyzny. Obracając w dłoni telefon, przymierzałem się do powrotu na mieszkanie. Nie mam co tutaj sterczeć. I tak Artur nie dotrze. Jesteś strasznie sentymentalny. Czas to skończyć. To przeszłość. Odszedł, zostawił bez słowa wyjaśnienia. Trudno się mówi; jego sprawa. Muszę się ogarnąć. Przecież jestem facetem. Mam kurwa jaja od tego.
- I jeszcze mnie nie rozpoznaje.
Mimowolnie mój wzrok powędrował na prawo. Omiotłem spojrzeniem Podgórze. I wtedy go dostrzegłem. Stał w odległości niespełna paru kroków. Był na wyciągnięcie ręki. W pierwszej chwili go nie rozpoznałem. Zmienił się.
- Wow! - wypsnęło mi się.
Bartek z wypiętą klatą, w kraciastej koszuli z podwiniętymi rękawami, trzymał się barierki. Nowy image, fryzura faceta metro zaczesana do góry i na bok jednocześnie dodawała mu urody.
- Wow! - powtórzyłem. - Nie poznałem cię.
- Zauważyłem - odparł z uśmiechem. Miał tylko inny głos, bardziej zachrypnięty. - Jak ci się podobam?
- Seksowny jesteś - zauważyłem z dumą.
- Dzięki. Może wreszcie ktoś na mnie poleci. Nie jakaś młoda ciota, tylko poważny fagas.
- Ale co się stało z twoim głosem? - zmarszczyłem czoło.
- To przez lody, które ostatnio wpieprzałem na Starowiślnej. Od razu mnie złapało. Ale powiem ci, że już jest lepiej. Co w ogóle tutaj robisz, Filipie?
- Yyy, spaceruję - dałem szybką odpowiedź.
Mam nadzieję, że połknął haczyk. Przecież nie może pamiętać naszej rozmowy. Do tego z takimi szczegółami. A jeśli?
- Jasne!
Ten głos już poznałem. Po prawej stronie przystanął Karol.
- Myślałeś, że tak łatwo wciśniesz nam kit?
- Szpiegujecie mnie? - zapytałem zaskoczony. Spojrzałem z pretensjami na Bartka.
- To był jego pomysł - wskazał palcem na Karola.
- Zdrajca - syknął Karol.
- Ok, wystarczy!
Musiałem ostudzić emocje moich chłopców. Jeszcze moment i będą się kotłować na kładce, a piękna fryzura Bartłomieja będzie w totalnym nieładzie i straci urok. A tego byśmy raczej nie chcieli.
- Wracam do domu - stwierdziłem.
- Do żadnego domu nie idziesz - rzekł Karol. - Popełniłeś błąd, że tu przyszedłeś. Na szczęście jesteśmy my, twoi przyjaciele, i zabieramy cię na piwo.
- Idziemy poszaleć po Podgórzu - zakomunikował Bartek.
I chcąc nie chcąc musiałem spędzić ten wieczór z nimi. Nie z Arturem, tylko z moimi przyjaciółmi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz