niedziela, 16 czerwca 2013

Epizod 22.

Myśli błądziły wokół pierwszego spotkania z Arturem. Pierwszego i jakże znaczącego. Zaiskrzyło już na starcie. Przy podaniu ręki. Nie wiem czemu, ale w tym momencie wyobraziłem sobie to iskrzenie, jak tarcie kół pociągu o szyny. I ten jego uśmiech. Wspomnienia wracały, a tak bardzo pragnąłem o tym zapomnieć. Jak na złość nie było mi to dane. I to przez kogo? Przez cholernego Bartka!
- Siadaj!
Silne szarpnięcie za ramię wyrwało mnie z otępienia. Zachwiałem się, ale nie upadłem. Za to wspomnienia wyparowały. Artur zniknął sprzed oczu. Stałem przy stoliku wystawionym na chodniku tuż przy ulicy Mostowej. Tak dziwnie się czułem, nie wiem dlaczego.
- Filip, proszę cię, nie obrażaj się - jęczał Karol. Bał się, że spartolił naszą przyjaźń? - Tylko rozmawialiśmy z Bartkiem. Pytał co u ciebie, więc mu opowiedziałem. Wiem, że to dla ciebie bolesne przeżycie i nie chcesz wracać do tego, rozumiem cię, naprawdę, ale jesteśmy przyjaciółmi i Bartek na pewno nikomu nie wygada.
- No mów za siebie - prychnął z uśmiechem.
- Kurwa, uspokój się! Nawet sobie nie żartuj - zgromił go natychmiast Karol.
Usiadłem. Słuchałem tego ich przekomarzania się i... Chyba nadeszła chwila prawdy. Wymieniali między sobą zdania, padały różne epitety, Karol podniósł głos o pół tonu, stając w mojej obronie i jednocześnie tłumacząc się za przewinienie. Podniosłem rękę. Zamilkli. I Karol, i Bartek wlepili we mnie oczy i czekali na moją reakcję. Byłem w centrum uwagi, więc dla efektu wydłużyłem jeszcze chwilę ciszy.
- Już chyba najwyższa pora się z tym zmierzyć - odezwałem się wreszcie nadzwyczaj spokojnym głosem. - No wiecie, odnośnie... Artura. Nie chciałem o nim rozmawiać, myśleć, wspominać. I szło mi to całkiem dobrze. Życie z nim zostało zepchnięte w najciemniejszy zakamarek mojego mózgu. Do tego wypadek i śpiączkę. Może dzięki temu tak skutecznie udawało mi się żyć bez niego, żeby nie rozpaczać. Sam nie wiem. Ale to też nie jest do końca zbyt dobre rozwiązanie. Trzeba stanąć wreszcie twarzą w twarz ze swoimi słabościami.
Przerwałem. Chłopcy patrzyli na mnie współczującym spojrzeniem. Nie chciałem tego, nie oczekiwałem, że będą mnie pocieszać. Po co mi to?
- Do czego zmierzasz, Filipie? - Bartek nie wytrzymał przeciągającego się milczenia.
- Zamknij się! - syknął Karol. - Pozwól mu mówić.
To miał być taki wzniosły wywód z mojej strony na temat Artura, z łezką w oku w tle dla bardziej empatycznych osób. Wszystko spitolił Bartek. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Bartłomieju - zacząłem - spierdoliłeś totalnie mój patetyczny monolog o Artim.
- Straszne - pokręcił z rozbawieniem głową. - Ale nadal możesz próbować. A nuż uda ci się wycisnąć ze mnie chociaż jedną łezkę.
- Ale wy jesteście głupole - podsumował Karol.
- Mów za siebie - odpalił Bartek. Po czym zwrócił się do mnie: - No mów. To co z Arturem?
Westchnąłem głośno. Przyszło przełamać lody i opowiedzieć historię mojego byłego.
- Co tu dużo opowiadać? Już nie jesteśmy razem. Zacząłem nowe życie. W pojedynkę. Wynająłem nowe mieszkanie i staram się jakoś żyć.
- Tęsknisz za nim? - dociekał Bartek.
- Nie miałem czasu. Ale zbliża się taki dzień, kiedy chyba po raz pierwszy za nim zatęsknię.
Popatrzyli  na mnie przenikliwym wzrokiem. Ha, wreszcie udało mi się ich wprowadzić w zaciekawienie. Aż chciałem zacierać ręce z zadowolenia!
- Filip, co to za dzień? - zapytał Karol.
- Co to za rocznica? - dodał Bartek.
- Kiedy to będzie? - Karola aż rozsadzało.
- Dokładnie za tydzień miną dwa lata, kiedy się poznaliśmy. Tam na kładce - wskazałem tęsknie głową.
- No, to zabrzmiało bardzo patetycznie - skwitował Bartek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz