czwartek, 29 sierpnia 2013

Epizod 54.

Zamglone wspomnienia próbowały przedrzeć się przez otępiały mózg. Alkohol wypity w Aferze jednak skutecznie utrudniał wydostanie się ich na powierzchnię. Czułem, że są bardzo istotne, ważne, ale jakiś szczegół je blokuje. W takim momencie najlepszym rozwiązaniem był papieros. Poprzez zalegający na sali tanecznej tłum chłopaków i pojawiających się od czasu do czasu dziewczyn, próbowałem odszukać Pawła. Pewnie wciąż stoi przy barze i doprasza się o drinki. Obawiałem się go zostawiać samego. On, heteryk, który parę minut temu wyzywał homoseksualistów od pedałów, mógł to zrobić ponownie. Schlany był do tego zdolny. Jednak w tym momencie musiałem oczyścić umysł i uspokoić nerwy. Minąłem szatnię i udałem się na palarnię. W drzwiach tłoczyła się grupka nastolatków, trajkocząca i śmiejąca się odrobinę za głośno, jakby poza nimi nie było nikogo innego w klubie. Paru obrzuciło mnie pogardliwym spojrzeniem. No tak, znowu nie wpisywałem się w ich trendy, czyli te przydługawe bluzeczki, wiszące na piszczelach, obcisłe spodnie i modniarskie fryzurki. Usiadłem przy wolnym stoliku i zapaliłem papierosa. Od razu poczułem ulgę, jak mija stres i znika zdenerwowanie.
Przymknąłem na moment oczy. Skupiłem się na wspomnieniach, które zalegały w zakamarkach mojego umysłu. Wyobraziłem sobie, jak oczyszczam go z zalegającego kurzu, a mgła pod wpływem lekkiego podmuchu wiatru zaczyna się rozpływać. Pojawiły się dźwięki, tak dobrze mi znane, a teraz zapomniane. Obrazy stały się coraz bardziej wyraźne. I nagle oślepiające światło przysłoniło na chwilę wszystko. Trwało to sekundę, może nawet krócej, a potem, jakby ktoś puścił taśmę z przyspieszeniem. Dostrzegłem siebie stojącego w klubie, podobnym bardzo do Coconu, ale różniącym się wejściem, tańczących mężczyzn, dojrzałych i dobrze zbudowanych. Mignęła mi twarz Damiana, siedzącego na kanapie. Patrzył z oddali w moją stronę, ale jakby mnie nie widział. Miałem wrażenie, że jest smutny, że szuka bratniej duszy, w klubie pełnym mężczyzn. Tyle że żaden go nie interesował. Kolejny rozbłysk, słabszy, usunął Damiana. Na jego miejscu pojawiło się dwóch chłopaków. Jeden wydał mi się dziwnie znajomy, drugiego nie kojarzyłem. Ale za to z oboma toczyłem rozmowę. Kłóciliśmy się. Padło imię Damian. Czyżby go znali?
Silniejszy rozbłysk sprowadził mnie z powrotem do rzeczywistości. Znów byłem w Coconie. Siedziałem w palarni, pośród roześmianych i głośno dyskutujących gejów. Papieros wolno się wypalał. Parę pociągnięć i zgasiłem go w najbliższej popielniczce. Przeraziła mnie ta wizja. Posiadałem jakieś wspomnienia, z jakiegoś miejsca, o którym nie miałem zielonego pojęcia. Klub? Damian? I jeszcze tych dwóch nieznajomych. Nie chciałem godzić się z myślą, że Matti mógł mieć rację. A jeśli rzeczywiście w tym wypadku przeszedłem na... drugą stronę? Matti coś przebąkiwał o doświadczaniu Nieba. Sugerował hipnozę i umówił mnie na wizytę z panią psycholog. Ciekawe czy to coś da? Ale może rozwiążą się problemy z wizjami i tymi dziwnymi snami.
Boże, muszę wracać! Zostawiłem przecież Pawła na pastwę napalonych gejów. Jeszcze ktoś zaciągnie go do darkroomu i gotów zerżnąć mu dupę przed weselem. Zerwałem się z miejsca. Przy szatni dostrzegłem zamieszenie. Wrzaski mieszały się z głośną muzyką. Leciały przekleństwa. Dwóch przypakowanych kolesi minęło mnie, prowadząc agresywnego faceta, który jeszcze próbował się wyrywać z zakleszczonego uścisku. Krata skrzypnęła. Wyprowadzili dziada, pomyślałem. Nie będzie się cieć awanturował. Obejrzałem się jeszcze raz za siebie i wtedy go rozpoznałem. Widziałem, jak ochroniarze wypuścili Pawła. Zatoczył się i upadł na chodnik.
- O Dżizas! - bąknąłem pod nosem.
W przejściu minąłem napakowanych ochroniarzy. Paweł klęczał na ziemi. Wyglądał strasznie. Rozcięta warga, z której sączyła się krew, świadczyła że doszło do bójki. Do tego zaczerwieniony policzek. Popatrzył na mnie z uśmiechem.
- Jesteś pojebany! - Nie odwzajemniłem uśmiechu. - Co jest z tobą nie tak?
- Ze mną wszystko w porządku - rozłożył ręce - jak widać. Trzymam się dobrze.
- Wstyd mi za ciebie! Chlejesz, jak świnia. Wyzywasz ludzi od pedałów. Mówiłem ci, żebyś powściągnął swój język, a ty i tak swoje zrobiłeś. Co tym razem?
- Dzieciak się do mnie przystawiał, więc mu przypierdoliłem - wzruszył ramionami. Duma go rozpierała, że przypierdolił gejowi. Nie, przepraszam, pedałowi! - Co mnie będzie chuj za tyłek łapał?
- Paweł, prosiłem cię! - wrzasnąłem, nie zwracając uwagi, że przed klubem stoi widownia. - Po chuja chciałeś tu przyjść! Trzeba było mi powiedzieć, że chcesz wpierdolić jakiemuś pedałowi za to, że jest popaprańcem. Poświęciłbym się. Nie musiałeś okładać jakiegoś dzieciaka.
- Nie jakiegoś, tylko zniewieściałą ciotę - wytłumaczył się Paweł.
- Lepiej ci? - Gniew wciąż się ze mnie unosił.
- Jeszcze nigdy nie oberwałem od pedała. - Przejechał ręką po rozciętej wardze. Spojrzał na świeżą krew. - Mam pamiątkę po pedale.
- Gośka mnie zabije - rzekłem bardziej do siebie niż do Pawła.
- Za co? - Jednak słyszał. - Co ona może ci zrobić?
- Jak cię zobaczy z rozcięta wargą, to mi się oberwie.
- Gówno ci zrobi! - Paweł usiadł po turecku na chodniku. Raczej nie mógł zbyt długo trzymać pionu, w końcu nie wyglądał zbyt dobrze. Stan upojenia alkoholowego ściągał go do pozycji horyzontalnej. - A poza tym do wesela się zagoi.
- Zwłaszcza że wesele za tydzień - zauważyłem. - Zbieramy się do domu.
Taksówka przyjechała pięć minut później. Czekało mnie jeszcze dostarczenie go na mieszkanie. Oby w drodze nie zasnął. Nie miałem ochoty ściągać z niego jeszcze ubrania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz