poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Epizod 52.

Dominik już dawno zniknął z pola widzenia, zagłębiając się w wąskich uliczkach Kazimierza. Mimo to patrzyłem za nim, mając nadzieję, że może jeszcze zawróci. Po głowie tłukły się jego ostatnie słowa. Tak szczere, że aż przerażające. Mając zaledwie dwadzieścia kilka lat byłem podatny na wszelkie uczucia, które okazywali mi faceci. Zwierzałem się z tego mojemu przyjacielowi, Dominikowi. A on uważnie słuchał i pochłaniał z otwartą buzią każde słowo. Wystarczył zalotny uśmiech, puszczenie oczka, jakiekolwiek zainteresowanie i byłem już jego. Z tej mojej naiwności narodził się związek z Damianem. Kiedy go poznałem, oszalałem na jego punkcie. Kokietował, dotykał w taki niesamowity sposób, że przeżywałem orgazm. Szeptał do ucha słówka, sypał żartami, a jego szaleńcze spojrzenie szukało potwierdzenia i przyzwolenia w moich oczach. Ujął mnie i wkrótce skonsumowaliśmy nasz świeży związek. W tym samym czasie Dominik usunął się w cień. Podtrzymywał z nami znajomość, rozmawiał, śmiał się, bawił, ale mimo to był inny. Udawałem, że tego nie widzę. Bo nie chciałem tego widzieć. Przecież byłem szczęśliwy. A potem, kiedy rozstałem się z Damianem, na całkiem ugodowych warunkach, straciłem kontakt z Dominikiem. Aż do dnia dzisiejszego.
Dopiłem resztkę martini. Na zegarku dziesięć minut wcześniej minęła 20:30, a to oznaczało, że jestem już spóźniony. Mateusz pewnie się niecierpliwi w "Studni". Zebrałem szybko papiery i pognałem przez Okrąglak do następnej knajpy. Siedział przy stoliku, tuż przy oknie z małym piwem.
- Przepraszam za spóźnienie. - Szybko się usprawiedliwiłem. - Spotkałem znajomego i trochę się zagadaliśmy na ulicy.
- W porządku. Zdziwiło mnie, że chcesz się ze mną spotkać.
- Sam jestem zdziwiony swoją otwartością. Ale skoro już pociągnąłem za jeden sznurek, trzeba ciągnąć kolejne. Nie ma odwrotu. Poczekaj chwilę.
Zamówiłem sobie również piwo, żeby Matti nie czuł się samotnie przy kuflu złocistego napoju. Następnie w skrócie przedstawiłem mu historię dziwnych snów, które w ostatnim czasie mnie nękały. Raczej nic konkretnego nie powiedziałem, bo wszystko miałem za solidną kurtyną z mgły. Tylko ta dziwna świadomość, że doświadczyłem czegoś, podczas wypadku i parę tygodni po nim. Czegoś, czego nie potrafiłem ubrać w słowa. I nazwać po imieniu. Przez cały ten czas Matti słuchał mnie uważnie. Kiedy skończyłem, powiedział tylko "aha". Tyle i aż tyle. Zastanowił się przez moment, po czym wyciągnął z plecaka teczkę pełną wycinków z gazet, całe strony wydrukowane prosto z internetu, obejmujące tematykę życia pozagrobowego i śmierci klinicznej. Mnożył przykłady ludzi z podobnymi doświadczeniami do moich. Wielu z nich potrafiło dokładnie opisać obraz świata po drugiej stronie, pełnię szczęścia, której doznali, kogo spotkali. A potem bolesny powrót do ciała i zmiana życia o sto osiemdziesiąt stopni.
- Są na to dowody - przekonywał. - Mówią o tym świadkowie, że przekroczyli granicę dwóch światów, tego tutaj - wskazał palcem na blat stolika - ziemskiego oraz tego na górze. - Tym razem wymierzył palec w kierunku sufitu.
- A nie jest to czasami tak, że jest kilka wymiarów? - zapytałem sceptycznie. Mimo przykładów, które w ciągu godziny przedstawił mi Mateusz, wciąż ironicznie podchodziłem do tematyki śmierci klinicznej i doświadczania przygód po tej drugiej stronie. - Po prostu, kiedy nasze ciało, tutaj, nagle się zepsuje z powodu jakiegoś wypadku, umysł wciąż pozostaje sprawny i puszcza naszej świadomości wyidealizowaną przyszłość?
- Ty kpisz? - Mateusz przekręcił głowę na prawą stronę. - Podałem ci przykłady, a ty nadal nie wierzysz?
- O Jezu, Matti nie buzuj się. Wyluzuj. Zrozum, że nie wiem co mam o tym myśleć.
- Masz wspomnienia - nakierował palca wskazującego na moją głowę, po czym uderzył delikatnie jego opuszką w czoło. - Tutaj. Jest jedynie mały problem. Są zamazane. Ale możesz je oczyścić.
Mówił jak kaznodzieja na mszy. Zacisnąłem usta.
- Jak? - wydałem z siebie wątłe pytanie.
- Hipnoza.
- Hipnoza? - Zaskoczenie zdominowało całą moją uwagę.
- Dzięki hipnozie wydobędziesz na światło dzienne wspomnienia z przejścia i pobytu po drugiej stronie.
Oraz poznają prawdę, że jestem gejem. Super pomysł, pomyślałem.
- Raczej nie skorzystam - odparłem.
- Facet, byłeś w Niebie! - zawołał Matti.
- W dupie, a nie w niebie! - Wypsnęło mi się ciut za głośno.
- Za późno. Umówiłem cię na poniedziałek do mojej znajomej pani psycholog. - Mateusz nawet nie poczuł się urażony. Spłynęło po nim. - Jest naprawdę dobra w te klocki. Zobaczysz! Będziesz zadowolony.
Uniósł kufel piwa do góry, jakby wznosił toast za sukces. Przechylił go i opróżnił do dna. Wstawił się. Jedynym małym piwem mój kolega z pracy tak po prostu się wstawił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz