sobota, 10 sierpnia 2013

Epizod 45.

Zbliżał się weekend, więc Krupówki tętniły życiem. Mniejsze i większe grupki z aparatami w dłoniach i z palcami wskazującymi ustawionymi na spustach migawki przesuwali się wolno w stronę Gubałówki i z powrotem. A nuż trafi się jakiś obiekt warty uwiecznienia na karcie pamięci. Obleśny Miś, a raczej facet w stroju obleśnego misia zaczepiał turystów, przewijających się po ulicy. Puszczał jakieś niesmaczne wiązanki, próbując raz po raz sfotografować się za marne grosze z kimś kto akurat się nawinie. Zaczepiał głównie długonogie piękności. Te bardziej otwarte, podejmowały żarty Misia. Ale znalazły się też i takie, które dawały upust swojej agresji i wypluwały z siebie lawinę inwektyw. Cóż miał zrobić taki Misiu? Niby starał się jeszcze obracać wszystko w żart, śmiejąc się i tłumacząc, ale tylko się pogrążał.
Siedząc przy stoliku, zastanawiałem się jaką korzyść ma Misiu z tego, że zażartuje do turystów, a ktoś przy okazji go sponiewiera i zgnoi. Takie to fajne i rajcujące? Może jego to akurat jarało, takie poniżanie na oczach spacerujących.
- Cieszę się, że zostałeś na weekend.
Wiktor, siedzący naprzeciwko, delikatnie musnął kciukiem moją dłoń. Tak niepostrzeżenie, żeby nikt nie zauważył. Przeczesał palcami gęste, czarne włosy, stawiając je prawie pionowo. Z tym artystycznym nieładem wyglądał wręcz bosko. Mogłem tak patrzeć na niego godzinami. Ale w głowie już kiełkowała zabójcza myśl. Myśl, która pojawiła się we czwartek wieczorem, kiedy analizowaliśmy z Mateuszem opcję pozostania w Zakopanem do niedzieli. To, że musieliśmy wyjechać, było nieuniknione, ale mogliśmy przynajmniej odwlec wyjazd w czasie. Dzięki dobroczynności naszej przewspaniałej firmy, zdecydowaliśmy się spędzić weekend pod Tatrami. Dwa dni dłużej z Wiktorem. Zawsze to jakieś pocieszenie. Myśl o rozstaniu zeszła w zakamarki mózgu, ale świadomość nieuniknionego nie ustępowała. Co będzie z nami? Co dalej, kiedy ja wrócę do Krakowa, a Wiktor zostanie w Zakopanem?
- Też się cieszę.
Wymusiłem na twarzy uśmiech. Tak naprawdę nie do końca się cieszyłem. To miał być zwykły seks. Jednorazowa przygoda w Zakopanem z zakopiańczykiem z krwi i kości. Najnormalniejsza w świecie próba odreagowania i zemsty na... na Arturze. Właśnie teraz zdałem sobie sprawę, że Wiktor przez ten czas, kiedy spotykaliśmy się ze sobą, przez te parę dni, skutecznie wymazał mi z pamięci obraz Artura. Nie czułem do niego nic. Ani złości, ani żalu, żadnych pretensji. Minęło, jak ręką odjął. Ale jak? Jakim cudem?
Patrzyłem w uśmiechnięte oczy Wiktora. Biła z nich radość. Przepełnione szczęściem rozsyłały pozytywną energię wokoło. I to jego spojrzenie przyprawiało mnie o przyjemne łaskotanie w brzuchu. Niesamowite. Tyle że... Rany! Odwróciłem na moment twarz w kierunku przechadzających się ludzi. Docierały do mnie odgłosy z ulicy, nawoływania chłopaczka z nieudaną mutacją, który zachęcał do skorzystania z domowych obiadów. Miasto tętniło życiem, a pomimo tego, że rozsadzała mnie radość od środka, to jednak pojawiły się też wątpliwości. Jednorazowa przygoda, odreagowanie... Cholera, gdyby wiedział, gdyby teraz się o tym dowiedział, że tylko go wykorzystałem, że taki był pierwotny zamiar, teraz odprowadzałbym go wzrokiem i patrzył, jak znika w tłumie turystów.
- O czym myślisz? - zapytał ciepło.
Natychmiast spojrzałem w jego stronę. Wiktor, pomyślałem w duchu, taki piękny chłopak o cudownym imieniu. Co dalej będzie z nami?
- Co będziemy jeszcze dzisiaj robić? - wymyśliłem szybko. - Jakie mamy plany na wieczór? I na jutro.
- Zdaj się na mnie.
Dziwne. Czy Wiktor nie zastanawia się nad tym co będzie dalej? Jak planuje to rozegrać? Tę naszą znajomość. Może ma zamiar po prostu w niedzielę uścisnąć mi dłoń na dworcu i powiedzieć "Miło było cię poznać!", po czym pomacha do mnie, kiedy autobus ruszy i... I więcej się nie spotkamy. Gdybym mógł poznać jego myśli... Byłbym wtedy przygotowany na każdą ewentualność. Wiedziałbym, jak mam się zachować, co powiedzieć. A tak muszę żyć w niepewności i czekać. Ale mam mętlik w głowie!
- Zdradź jakiś szczegół - zachęcałem go do mówienia, by odpędzić od siebie niepokojące myśli. Będę się nad tym zastanawiał, kiedy indziej. Na pewno nie teraz. Teraz jest Wiktor i to jest najważniejsze. Do niedzieli jeszcze daleko. - Nie bądź taki. Powiedz co planujesz.
- Wycieczkę - rzekł z tajemniczym uśmiechem.
Góry, pomyślałem w pierwszym odruchu. Tatry Wysokie, przemknęło mi przez myśl. I wśród tych skał ja, wspinający się, a raczej ślizgający się po nich. No na pewno tam nie pójdę. Nie wejdę na żadną górę. Niech zapomni, niech sobie to wybije z głowy.
- Jeśli myślisz, mój drogi, że mnie zaciągniesz w góry, to zapomnij - przestrzegłem Wiktora, celując w niego palcem wskazującym. - Zostaję w Zakopanem.
- Na pewno się skusisz - zaśmiał się w głos.
- O górach zapomnij. Nie wyciągniesz mnie.
- Jeszcze zobaczymy - droczył się Wiktor.
W tym momencie do stolika podeszła kelnerka ubrana w regionalny strój z tacą wypełnioną smakowicie wyglądającym obiadem. Zapachniało, aż miło. Żołądek natychmiast zareagował przyjemnym burczeniem. Po całym dniu w pracy miło było wreszcie wrzucić coś porządnego na ruszt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz