poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Epizod 42.

Najbardziej obawiałem się momentu, kiedy między mną a Wiktorem zapanuje sztywna atmosfera. Skończą się tematy rozmów i co wtedy? Udawanie, że nic się nie dzieje? Że jest świetnie, wręcz zajebiście? Dlatego tak bardzo zależało mi na szybkim sfinalizowaniu naszego spotkania i zaciągnięciu go do łóżka. Ale kiedy ten wyskoczył z propozycją spaceru po Krupówkach, zwątpiłem w swój urok osobisty, którym tak zachwycił się Kamil. Przystałem na opcji wałęsania się po Zakopcu, tylko dlatego, że miał piękne oczy. Dla tych oczu zaryzykowałem. Gorzej, jeśli nic z tego nie wyjdzie.
Pozytywnie byłem zaskoczony, kiedy Wiktor zaprowadził mnie pod Gubałówkę. Słońce schowało się już za horyzontem, ale ostatnie promienie wciąż oświetlały "Śpiącego Rycerza". Gwar miasta został w tyle. Przystawałem parę razy i oglądałem się za siebie. Nie, nie podziwiałem Zakopanego. Mimo to byłem pod niemałym wrażeniem ulokowania miasta. Jakby przycupnęło pod Giewontem, tuż pod samymi Tatrami, z przekonaniem, że góry dają najlepszą ochronę.
- Wiktor, dokąd mnie prowadzisz? - Znów zatrzymałem się, by odsapnąć. Teren piął się coraz wyżej. - Chcesz, żebym wyzionął ducha?
Zatrzymał się w odległości kilku metrów. Błysnął białymi zębami w moją stronę. I te oczy, to spojrzenie, które wywoływały we mnie przyjemne przyjemne dreszcze i przyspieszone bicie serca. Coś niesamowitego.
- To tylko Gubałówka - odpowiedział z udawanym grymasem. Wyciągnął rękę w moją stronę. - Chodź śmiało. To jeszcze kawałek.
- Nie wejdę na szczyt, zapomnij.
Niespodziewanie chwycił moją dłoń i trzymając ją, poprowadził mnie w górę. To jego spojrzenie było wprost niesamowite. Czułem się taki... Boże! Czy ja odczuwałem szczęście?
- Nie idziemy na szczyt - odparł. - Nie będę cię prowadził w nocy po lesie.
-To dokąd?
Chciałem wiedzieć. Zatrzymaliśmy się na płaskim wzniesieniu. Dalej ścieżka znikała w lesie i wiodła zapewne dalej na szczyt Gubałówki. Usiedliśmy na ławce. Stąd roztaczał się widok na leżące w dole miasto. Ostatnie promienie słońca sunęły po kamienistych szczytach gór. Wolnym krokiem zbliżał się zmierzch.
- Uwielbiam tutaj przychodzić - odezwał się po chwili Wiktor. - Jest spokój, cisza. Tylko ja i góry. I nikt mi nie przeszkadza.
- To po co mnie tutaj przyprowadziłeś? - zapytałem zdziwiony.
- Ponieważ kiedy patrzę na ciebie, czuję jak od środka rozpiera mnie radość.
I mnie też, ta myśl przemknęła mi szybko przez umysł niczym torpeda.
- Chciałem się z tobą podzielić takim moim prywatnym miejscem - dodał.
- Ale to raczej spokojne miejsce nie jest - zauważyłem. - Tędy przechodzą turyści w drodze na Gubałówkę. Mało tutaj ciszy.
- Chodziło mi o taką porę, jak dzisiaj, czyli wieczór. Turystów już nie ma. - Chwycił ponownie moją dłoń w swoje ręce i delikatnie musnął wargami. Spojrzał znad okularów, sprawdzając reakcję. - Jesteśmy tylko my i nikt więcej. Ty i ja.
Przysunąłem się bliżej Wiktora. Teraz dotykaliśmy się już kolanami. Kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały, kiedy jego oczy przeniknęły moje, zrozumiałem że sytuacja potoczy się swoim rytmem. I tak też się stało. Pierwszy pocałunek okazał się nieśmiały, taki bardziej sprawdzający. Potem było już tylko lepiej i lepiej. Ciepło jego warg wprawiało mnie w niezwykłe uniesienia. Miałem wrażenie, że się unoszę w powietrzu, że latam. Nigdy czegoś takiego nie doświadczałem, nawet będąc z Arturem.
Złapałem Wiktora obiema rękami za szyję. Oderwaliśmy się na chwilę od siebie. Niespokojny oddech wracał do normy.
- Mam ochotę na ciebie - zaśmiałem się ironicznie. - Wiem, że to zabrzmi dziwnie i dość wulgarnie, ale... Wiktor, mam ochotę cię zerżnąć.
- Jestem twój - przytaknął skinieniem głowy.
Pchnąłem go na ławkę. Czując, jak moja męskość naparła na spodnie, energicznym ruchem rozpiąłem dżinsy Wiktora. Palcami wyczuwałem, że jego pała stoi na baczność. Oswobodziłem ją z opinającej garderoby i pochłonąłem ustami. Za szybko i zbyt głęboko. Poczułem dławienie, ale zapanowałem nad odruchem wymiotnym. Powstrzymałem kaszel i zabrałem się ponownie do sprawiania przyjemności zakopiańczykowi. Wiktor jęknął z rozkoszy. Wplótł palce w moje włosy i zacisnął je mocno, jakby bał się, że mogę niespodziewanie przestać go zadowalać. Ale nie miałem takiego zamiaru. Było mi zbyt dobrze, kiedy czułem naprężonego kutasa w swoim gardle. Docierał, aż do migdałków, penetrując podniebienie, rozpychając policzki.
Niespodziewanie Wiktor przejął inicjatywę. Przytrzymał mnie za głowę i kilka razy mocno pchnął swojego kutasa w usta. Znów docierał do podniebienia, łaskocząc i przyprawiając o dławienie się. Łzy cisnęły się do oczu, ale Wiktor nie miał zamiaru przerywać. Zwolnił tylko na moment.
- Zaraz dojdę - wyszeptał, odchylając głowę do tyłu. - Wiem, że szybko, ale tak właśnie na mnie działasz. Spuszczę ci się w usta.
Nie zareagowałem. Nawet gdybym chciał, nie miałbym nic do powiedzenia. Wiktor przyspieszył ruchy, a ja zacząłem masować mu jaja. Parę minut później jęknął głośno. Dostał spazmów. W tym samym czasie eksplodował. Ciepła substancja zalała mi gardło. Potem nastąpiła druga fala wytrysku, już słabszego, ale wciąż obfita. Wiktor wił się niczym piskorz, wydając z siebie niewyartykułowane dźwięki. Chwilę później, ciężko oddychając wracał do siebie. Usiadł na ławce.
- Teraz moja kolej - zwróciłem się do niego. - Nie podaruję ci tak łatwo.
I nie czekając, rozpiąłem spodnie. Naprężony kutas zniknął w ustach Wiktora. Poddał się bez słów. Przyjął go posłusznie, a przy tym obciągał niesamowicie dobrze, pomimo rozkoszy, którą jeszcze nie tak dawno doświadczył. Chyba przez tę kilkutygodniową wstrzemięźliwość od seksu, szybko odczuwałem, że niedługo będę finiszował. Wykonując ruchy posuwiste, coraz szybsze, docierałem żołędzią do migdałków Wiktora. Słyszałem charczenie, dławienie się, a to tylko mnie podniecało. Na chwilę dałem mu odetchnąć, ale dosłownie na moment. Zaledwie zaczerpnął powietrza, a już kutas zniknął ponownie w jego ustach. Przyjemny szorstki język gładził żołądź, doprowadzając mnie do ekstazy. Odpływałem z każdą sekundą. Miałem wrażenie, że świat wokół mnie wiruje, że znowu się unoszę. Te jego usta, pomyślałem, to przez nie ogarnia mnie takie szaleństwo.
Wtem odczułem przyjemne szarpnięcie od środka. Wyzwolona energia, uwolniła spermę. Trysnąłem prosto w usta Wiktora, zalewając jego gardło. Jęknąłem głośno, bardzo głośno, bo echo rozniosło się po okolicy. Ale nie przejąłem się tym zbytnio. Ogarniały mnie spazmy. Moim ciałem szarpały konwulsje. Chwyciłem mocno włosy Wiktora. Z ust skapywała mu sperma, a mimo to wciąż ssał mojego kutasa.
- Jesteś świetny - odezwałem się po chwili.
Usiadłem obok niego z obsuniętymi spodniami. Zakopane zapłonęło sztucznym światłem. Mrok wychodził coraz śmielej z lasu i zmierzał w kierunku miasta, ciągnąc za sobą czarną pelerynę. A pośrodku tego wszystkiego my, Wiktor i ja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz