wtorek, 6 sierpnia 2013

Epizod 43.

Wokół unosił się aromat świeżo parzonej kawy. Przez uchylone drzwi na taras wdzierały się odgłosy miasta. Przejeżdżający pod pensjonatem samochód, zburzył na moment zakopiański spokój. Uchyliłem jedno oko. Na stole stały talerz ze świeżymi drożdżówkami oraz dwa kubki z gorącą kawą, zalane przed chwilą wrzątkiem. Skąd wiedziałem, że przed chwilą została zaparzona kawa? Wiktor, bez koszulki, z odsłoniętym torsem, w samych szortach, odkładał czajnik na poprzednie miejsce. Dojrzał, że już nie śpię, tylko mu się przyglądam.
- Zastanawiałem się, jak cię obudzić i - wskazał ręką na stół - zaprosić na śniadanie. Ale widzę, że mój książę uchylił powieki.
Ten jego niesamowity uśmiech, który się pojawił, sprawił że zrobiło mi się błogo na sercu. Byłem w stanie się w nim zakochać. W jego uśmiechu oczywiście, tak dla ścisłości. Ale przebywanie w towarzystwie Wiktora uaktywniało we mnie dawno już uśpione uczucia. Nie sądziłem, że ten obcy człowiek, ten zakopiańczyk, którego wczoraj wyrwałem z internetu, tak mną zawładnie. Moim umysłem, moim sercem, moimi uczuciami, moim ciałem, moją świadomością i podświadomością.
- Do każdego się tak uśmiechasz? - zapytałem, przeciągając się leniwie w łóżku.
- Tylko do ciebie. - Przysiadł na brzegu łóżka i spojrzał głęboko w oczy. Tak głęboko, że miałem wrażenie, że odczytuje moje myśli. - Jest przeznaczony wyłącznie dla ciebie.
- Czym sobie zasłużyłem?
Ręka Wiktora zniknęła pod kołdrą. Jego palce w sekundę dotarły do mojego uda. Reakcja mojego kutasa była natychmiastowa.
- Całym sobą...
Zanurkował pod kołdrą. Ustami odnalazł moje przyrodzenie i zaczął ssać namiętnie. Robił to tak niesamowicie, że wystarczył moment, a ja już dostawałem spazmów. Jęknąłem cicho, starając stłumić krzyk, który usilnie próbował wyrwać się z okowów gardła. Odlatywałem. Język Wiktora wykonywał manewry, usta zasysały żołądź, by pochłonąć go znów całego. Odpływałem. Patrząc w sufit, miałem wrażenie, że przybliżam się do niego, że za chwilę będzie na wyciągnięcie ręki. Unosiłem się.
- Jezu! - wyrwało mi się niespodziewanie.
Zacisnąłem mocno powieki. I nagle błysnęło. Zobaczyłem klub dla gejów, a w nim pełno ludzi, część roznegliżowanych, część stosownie ubranych. Zewsząd docierała muzyka. Zorientowałem się, że to sala taneczna. I kolejny błysk. Dostrzegłem dwóch kolesi. Jeden z nich coś mówił. Krzyczał, ale nie potrafiłem zrozumieć słów. Miałem wrażenie, że ich jednak znam, że już kiedyś miałem okazję ich spotkać i poznać. Następny błysk spowodował, że wróciłem do własnego ciała. Eksplodowałem prosto w usta Wiktora. Aż się biedaczek zadławił.
Opadłem z sił. Przyspieszony oddech wracał do normy. Wiktor uciekł do łazienki, zapewne wyszorować zęby. Też bym tak zrobił na jego miejscu. Higiena to podstawa.
- Czemu zawołałeś Jezusa? - odezwał się po paru minutach z łazienki, kiedy szum wody ustał.
Wzruszyłem ramionami. Też mnie to zaskoczyło. A jeszcze bardziej moje wizje, ale to szczegół. Nie czas i nie miejsce, by o nich myśleć. Wstałem z łóżka. Rozejrzałem się po pokoju. W kącie po drugiej stronie odnalazłem moje bokserki, rzucone w pośpiechu, oraz krótkie spodenki. Zarzuciłem je na siebie.
- Tak mi się wyrwało.
Podszedłem do stołu, na którym stygła kawa.
- Że też Jezusa zachciało ci się mieszać do naszych spraw - Wiktor pocałował mnie w policzek. Zapachniało miętową pastą. Moim blend-a-med, przywiezionym z Krakowa. Arctic fresh jak nic działało.
- Wybacz. Następnym razem postaram się mu nie zawracać głowy.
- Chodź, zjemy na tarasie.
Zabraliśmy nasze śniadanie i wyszyliśmy na zewnątrz. Chłodne, górskie powietrze orzeźwiło nas od razu. Siedząc przy drewnianym stoliku, zajadaliśmy się świeżymi drożdżówkami i popijając kawę. Nigdy nie sądziłem, że spędzę w Zakopcu taki miły poranek. Dopiero po kilkunastu minutach, ten jakże miły czas, zakłóciło otwieranie drzwi w sąsiednim pokoju. Przeniosłem wzrok z mojego przystojniaka, na rozczochranego Mateusza, który stanął oniemiały po drugiej stronie balustrady, dzielącej nasz taras.
- Cześć - podrapał się po włosach speszony.
- Widzę, że wstałeś - rzekłem z kpiącym uśmiechem, który pojawił się na ustach.
- Cześć - Wiktor odwrócił się na moment w kierunku Mattiego i machnął ręką na powitanie. Po czym spojrzał na mnie i zrobił zdziwiona minę.
- A ja widzę, że mamy gościa - Matti nadal czuł się nieswojo.
- Tak, Wiktora - odparłem popijając kawę.
- Aha - Matti westchnął. Pewnie nie wiedział już jak ma się zachować.
Wiktor puścił mi oczko. Patrząc na niego znad kubka kawy, dziękowałem w duchu, że nie trafiłem na jakiegoś paszteta albo kogoś pokroju Kamila. Wiktor. Świetny chłopak, coś krzyczało we mnie od środka.
- To ja się powoli zbieram.
- Okej - potwierdziłem.
Matti zniknął w swoim pokoju.
- Kto to? - zapytał szeptem Wiktor.
- Kolega z pracy, z którym jestem na szkoleniu. Taki chłopaczek, ale fajny z niego koleś.
- Widzimy się wieczorem?
- Jak najbardziej.
Dokończyliśmy szybko śniadanie. Szybko wskoczyliśmy razem pod prysznic. I Wiktor, i ja mieliśmy jechać do pracy, a pasowało jakoś się prezentować. Zakopiańczyk odprowadził mnie do taksówki. Pożegnał się zwykłym podaniem ręki, chociaż obaj chcieliśmy dać sobie soczystego całusa. Niestety nie wypadało gorszyć ludzi, między innymi taksówkarza i Mattiego. Kto wie, jakby zareagowali? A nuż wyszłoby, że są homofobami. Obejrzałem się jeszcze za siebie i zobaczyłem, jak przykłada kciuk do ucha, a najmniejszy palec do ust. Znak, że jesteśmy w kontakcie telefonicznym. Machnąłem mu i puściłem dyskretnie oczko. Ujechaliśmy zaledwie kilka metrów, kiedy padło pierwsze pytanie Mateusza. Wiedziałem, że zbyt długo nie wytrzyma i będzie musiał zaspokoić swoją ciekawość.
- Kto to?
- Wiktor.
- To wiem. Skąd go znasz?
- Kolega. Spotkałem go wczoraj i poszliśmy na piwo.
- Wiesz... Słyszałem w nocy dziwne odgłosy, dobiegające z twojego pokoju...
Pięknie, pomyślałem. Ale o dziwo byłem nadzwyczaj spokojny. Takie pytanie, a raczej nietypowe sformułowania, co prawda były dostępne w mojej księdze z niezwykłymi pytaniami i szokującymi wyrażeniami, ale nie spodziewałem się, że padnie ono tak szybko.
- Jęki, szepty...
- Oglądaliśmy film na laptopie - uśmiechnąłem się do siebie.
Matti pokiwał głową. Zadowoliła go ta odpowiedź. I dobrze. Mam spokój na jakiś czas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz