środa, 7 sierpnia 2013

Epizod 44.

- No gdzie ty jesteś? Całe przedpołudnie do ciebie dzwonię, a ty nie odbierasz. Gdzie się podziewasz?
Paweł od rana próbował się ze mną skontaktować. Dzwonił i dzwonił. W podręcznej torbie słyszałem buczenie smartfona, wściekłego, że nikt nie raczy odebrać natrętnego połączenia. Kiedy w końcu odebrałem, było już późne popołudnie.
- Przydałoby się najpierw jakieś "cześć" na powitanie. - Podniesiony ton głosu mojego przyjaciela, nie wyprowadził mnie z równowagi.
- "Cześć" by było, gdybyś raczył od razu odebrać ten pieprzony telefon.
- Pawełku, mój drogi przyjacielu, nie ma mnie w Krakowie. Jestem na szkoleniu w Zakopcu.
Po drugiej stronie zaległa cisza. No tak, teraz mu się głupio zrobiło, że od razu przystąpił do awantury. Już po chwili usłyszałem dużo łagodniejszy głos.
- Strasznie cię przepraszam, nie wiedziałem. Myślałem, że zapomniałeś o ślubie.
Jakbym mógł zapomnieć o takim wydarzeniu. Mój serdeczny przyjaciel stanie niedługo przed ołtarzem obok lady Margaret, zołzy i francy w jednej osobie, która spotkała się ze mną jakiś czas temu, by oznajmić, że ma wątpliwości co do ślubu.
- Nie, nie zapomniałem. Przecież jestem twoim świadkiem.
- Kiedy wracasz?
- Pod koniec tygodnia. Na weekend... - zawahałem się na chwilę. Czy na pewno na sobotę i niedzielę będę w Krakowie? Przecież nie muszę się śpieszyć z powrotem. Ten czas mogę wykorzystać, spędzając go w towarzystwie Wiktora. Uśmiechnąłem się do siebie. - Postaram się wrócić na weekend. Ale jeśli się okaże, że nie dałem rady, to będę na pewno w niedzielę.
- Dobra, odezwij się, bo jest naprawdę sporo spraw do załatwienia. Gosia już zaczyna się denerwować. Chce, żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik. Bez niespodzianek.
Ona ci dopiero z niespodzianką może wyskoczyć, przemknęło mi przez myśl. Jednak głośniej dodałem:
- Spoko, damy radę. Z wszystkim się wyrobimy na czas.
Pożegnaliśmy się, życząc sobie miłego dnia i obiecując, że wkrótce się zobaczymy. Ruszyłem w stronę toalet. Ciśnienie w pęcherzu stawało się uciążliwe, dlatego czym prędzej musiałem pozbyć się zalegającego ciężaru. Natychmiast odczułem ulgę. Susząc ręce pod dmuchawą z gorącym powietrzem, dostrzegłem w lustrze, jak uchylają się drzwi. W progu stanął Kamil. Cholera, jeszcze jego tu brakowało. Przeczuwałem, że nie przejdzie obojętnie obok, tylko będzie musiał zaczepić.
- Tu jesteś!
Nie pomyliłem się. Patrzyłem na jego krzywe odbicie, oczekując na kolejne słowa.
- Namyśliłeś się? - zadał pytanie, przystając obok umywalki. Pożerał mnie wzrokiem. Nim zdążyłem sobie wyobrazić, jak zdziera mi ubranie z ciała, targa i szarpie na kawałki, jego oczy błysnęły zadowolone. W umyśle Kamila już byłem nagi, niczym Adam w raju.
- Tak - odparłem, nie przerywając suszenia rąk. - Nadal nie jestem zainteresowany twoją seks ofertą.
Twarz Kamila nagle spochmurniała. Ściągnął brwi i nim zdążyłem zareagować, przyskoczył do mnie niespodziewanie i rzucił o ścianę.
- Kurwa! - Dał się ponieść emocjom. - Co jest z tobą nie tak, dupku? Bawisz się ze mną? Pogrywasz sobie? O co ci, kurwa, chodzi?
Zaskoczony tą reakcją stałem oszołomiony. Ale zachowałem zimną krew.
- Może to z tobą jest coś nie tak.
- Wszyscy się ze mną dupczą. Rżniemy się jak suki, tylko ty wymyślasz - wycedził przez zaciśnięte zęby. Stał w niewielkiej odległości, tuż przy moim uchu, więc czułem na sobie jego gorący oddech. - Zwykły seks, rozumiesz?
- I nikt ci dotąd nie odmówił? - zapytałem spokojnie.
Choć Kamil buchał wściekłością, gotowy w każdej chwili wyrżnąć mi w twarz z pięści, stałem niewzruszony przed nim. Zaciskał dłoń na moim nadgarstku, sprawiając mi ból. Ale twardo milczałem. Nie dałem po sobie poznać, że jestem miękki.
- Nikt!
- Tym bardziej cieszę się, że jestem pierwszy.
- Wkurwiasz mnie! - Ból promieniował od nadgarstka coraz silniej. Jeszcze parę sekund i już nie wytrzymam. - A przecież dobrze wiem, że lubisz obrywać w pysk podczas takich zabaw.
- Co? - wyplułem z siebie słowo.
Jakby mnie ktoś uderzył czymś twardym, tak się poczułem, kiedy usłyszałem słowa Kamila. Irytacja sięgała wszelkich granic możliwości. Już paliła się czerwona lampka, sygnalizująca krytyczny stan moich emocji. Tak niewiele wystarczyło.
- Mam powtórzyć? Z przyjemnością. Lubisz, szmato, jak ci się przypierdala w twarz. Lubisz sadomasochizm w seksie.
- Pojebany jesteś!
- A te sińce? - wskazał twarzą na moje podbite policzki. - Jakiś master cię okładał. Ciekawe jak się tłumaczysz w pracy ze swojego wyglądu? Ale możemy się uzupełnić, suczko. Będę twoim masterem, a ty moim cwelem.
Po twarzy przemknął uśmiech. Debil z tego Kamila. Wysnuł tak idiotyczny wniosek, że to w głowie się nie mieściło. Ale czego można było oczekiwać po blond pale? Przecież tam głupota z tępotą jest za pan brat!
- Prędzej złapiesz się za jaja, nim twoje życzenie zeszmacenia mnie się spełni.
Wymierzyłem mu solidnego kopniaka w krocze. Toaletę wypełnił jęk bólu. Kamil puścił moją rękę, łapiąc się za swoje klejnoty. Zgiął się w pół. Widziałem, jak białka cofają się do oczodołów. Osunął się z łoskotem na posadzkę.
- Mam nadzieję, że pomyślisz dwa razy, nim zechcesz mnie obrazić. I dasz sobie spokój z ruchaniem na jakiś czas, aż jądra się zagoją. Cóż, jaja mogły się stłuc.
Zostawiłem go w takim stanie. Opuszczając toaletę, czułem się dumny, że nie dałem się do końca wyprowadzić z równowagi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz