Kilka minut przed umówioną godziną, pozbyłem się Mateusza. Powiedziałem, że muszę pobyć sam. Akurat mam taką potrzebę. Lekko się zdziwił. Zrobił nieciekawą minę, ale pogodził się z faktem, że wraca do pensjonatu sam. Upewnił się jeszcze, że trafię. Obiecałem, że dam sobie radę, co najwyżej będę pytał o drogę. Pożegnaliśmy się i pognałem w dół Krupówek, w kierunku Gubałówki. Zdążyłem. Punktualność to jednak u mnie atut.
Już z oddali dostrzegłem samotnego mężczyznę. Z tej odległości wyglądał na faceta około trzydziestki, młody, czarne włosy, okulary. Siedział samotnie na podmurówce, tyłem do Giewontu i sprawdzał coś na komórce. Z każdym krokiem upewniałem się, że to on. Granatowa koszulka była, więc sygnał rozpoznawczy miałem z głowy. Chciałem mieć to spotkanie całkiem na luzie. Nie wiem dlaczego w pewnym momencie serce zabiło dwa razy szybciej, a na ustach pojawił się uśmiech. Zignorowałem ostrzeżenie, które dawał mi organizm. Najważniejszy był ten koleś. Przystanął przed nim. Podniósł niepewnie głowę, uśmiechnął się, na dłużej zatrzymał wzrok na mojej klatce, jakby upewniając się, że na koszulce widnieje napis ACAPULCO.
- Cześć - przywitałem się, wyciągając do niego rękę.
Wstał szybko i uścisnął moją dłoń. Bardzo mocno.
- Cześć. Wiktor.
- Filip - odparłem.
Patrzyliśmy sobie w oczy. Dłużej niż powinniśmy, ale wciąż trzymał w swoje dłoni, moją dłoń. I nie wypuszczał. Spuściłem wzrok onieśmielony. Ja? Ja, kurwa, onieśmielony! Toż to przecież nigdy się nie zdarza. No nie w moim wykonaniu. Co jest ze mną nie tak? Czemu zrobiłem takie maślane oczy do Wiktora? Skup się, Filip. Masz cel. Masz misję do zrealizowania. I tego się trzymaj. Nie popadaj w paranoję. Zacząłem sobie wmawiać i powoli przynosiło skutek.
- Jestem pod wrażeniem - rzekł po chwili.
- Pod wrażeniem? - podniosłem wzrok. I znowu to spojrzenie. Rany, coś w nim było. Coś kazało mi patrzeć w te jego oczy i nie spuszczać z nich wzroku. Brązowe, takie ciepłe, spokojne, uśmiechnięte. - Co masz na myśli?
- Że poznałem ciebie - odparł. - Inaczej sobie ciebie wyobrażałem. A tu przychodzi taki przystojniak. O, przepraszam...
Wypuścił moją dłoń ze swojego mocnego uchwytu. Jakiś wewnętrzny głos zaczął mi skamleć i ujadać, że czemu to zrobił? Było tak dobrze. Skup się, Filip. Masz cel. Masz przed sobą bóstwo. Chodzący bóg. Męski facet, do tego zakopiańczyk, a jakby nie zakopiańczyk, bo i brakuje tej słynnej góralskiej gwary. No i na szczęście, to od razu by zminusował. Ale Wiktor jest obłęd!
- Za długo przytrzymałem twoją dłoń. Zapatrzyłem się na ciebie. Przepraszam.
- Nic się nie stało. Dokąd idziemy?
- A na co masz ochotę? - zapytał Wiktor.
- Nie ukrywam, że na ciebie...
Pojawił się uśmiech. Tajemniczy, a jednocześnie znajomy. Wiktor przypatrywał mi się uważnie.
- W końcu w tym celu się spotkaliśmy - dodałem. Zależało mi, żeby zaciągnąć przystojniaka do łóżka. Jeszcze takie chodzące cudo. Po prostu ideał.
- Wiem - odparł. - Ale może najpierw się przejdziemy?
Spacer po Krupówkach?, przeleciało mi przez myśl. Znowu? Ile razy jeszcze będzie mi dane przejść tę trasę? Tęsknię spojrzałem na "Śpiącego Rycerza" w oddali. Też chciałem się przespać, ale w nieco inny sposób i nie sam. Uśmiechnąłem się do mojego towarzysza. Wytrzymam. Jest w końcu wyższy cel...
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy... ciekawie się zapowiada :) Pozdrawiam G-wont :)
OdpowiedzUsuńBędzie na pewno ciąg dalszy, ale zastanawiam się nad treścią ;)
Usuń