środa, 14 sierpnia 2013

Epizod 46.

Obłoki leniwie sunęły po błękitnym niebie, tworząc najrozmaitsze kształty. Leżąc na trawie z głową wspartą na brzuchu Wiktora, wypatrywałem postaci, które pamiętałem z dzieciństwa. Teraz szło to opornie. Ale wtedy - to była frajda. Beztroskie lata, kiedy będąc kilkuletnim chłopcem, biegałem po łąkach, a potem zmęczony kładłem się w trawie i podziwiałem obłoki. Wówczas moja dziecięca wyobraźnia podpowiadała mi, że to co widzę to lew lub niedźwiedź. Czasami formował się smok z ogromną paszczą, błoniastymi skrzydłami i ostrymi szponami. Sunąc po niebie wypatrywał ofiary. A tuż obok nagle pojawiał się krasnal, z zadziorną czapką. Typowy, mały skrzat. Stawał mężnie przed potworem. Moja wyobraźnia układała ciąg dalszy historii, więc zamykałem oczy i przenosiłem się do innego świata. A gdy je otwierałem po chwili po smoku i dzielnym skrzacie nie było już śladu.
Leżeliśmy w milczeniu dość długą chwilę. Okazało się, że Wiktor miał podobne skojarzenia i równie wybujałą wyobraźnię, co ja. Może nie było u niego smoków, potworów, skrzatów i innych baśniowych stworzeń, ale i tu nie brakowało pomysłów.
- Co będzie z nami?
Pytanie to spadło na mnie, jak grom z jasnego nieba. Chmury przybrały groźny wygląd. Zdawało mi się nawet przez moment, że zawisły nad nami, jakby w oczekiwaniu na moją odpowiedź.
Co będzie z nami?
Obawiałem się tego pytania. Bo sam nie wiedziałem, jak dalej potoczą się nasze losy, Wiktora i moje. To, że jakimś cudem się spotkaliśmy w tym mieście na końcu świata, to, że tak dobrze się zgraliśmy, to, że tak wspaniale spędzało nam się ostatnie dni, to, że czułem się przy nim kimś naprawdę wyjątkowym i to, że dzięki niemu Artur wyfrunął mi z głowy niczym spłoszony ptak, przeszło moje najśmielsze oczekiwania, jakie wiązałem z randką. A miało być tak zwyczajnie - seks i nic więcej. Sama fizyczność.
Zerknąłem na Wiktora. Nie patrzył na mnie. Spoglądał zza okularów gdzieś w przestrzeń. Pewnie szybował myślami w przestworzach. Czułem, że oczekuje niecierpliwie na moją odpowiedź, a im bardziej z nią zwlekałem, tym bardziej obawiał się jej treści.
Co będzie z nami?
Nie wiem. Nie mam pojęcia. Nie znam swojej przyszłości; tym bardziej jego.
- Jutro wracam do Krakowa - rzekłem prawie szeptem.
- Wiem - odparł smutnym głosem. - Dlatego pytam, co będzie dalej?
- Masz na myśli, czy... - Urwałem w połowie zdania. Bałem się je dokończyć. Gula stanęła mi w gardle. Jezu! Gdyby to wszystko było prostsze! - Czy... Czy się jeszcze zobaczymy?
- Tak.
Słaby, niepewny głos Wiktora brzmiał w mojej głowie. Bał się, że nasza znajomość skończy się wraz z moim jutrzejszym powrotem do Krakowa. Jakby na potwierdzenie tych obaw, usłyszałem własny głos, który potwierdził, że przecież nasza znajomość zmierza ku końcowi.
Wsparłem się na łokciach i popatrzyłem na zasępioną twarz faceta, z którym w ostatnich dniach tak dobrze mi się żyło.
- Spójrz na mnie, Wiktor - zwróciłem się do niego.
Pogrążone w smutku oczy zsunęły się na mnie. Próbowały się uśmiechać, jak dawniej. Boże, przecież to nie było wcale tak dawno temu. Zaledwie jeszcze wczoraj śmiały się do mnie i wywoływały te przyjemne dreszcze, po których czułem się tak niesamowicie. Tak wyjątkowo. A teraz...
- Proszę cię, nie rozmawiajmy o tym teraz. Cieszmy się dniem dzisiejszym. Tym, że jesteśmy razem, tu i teraz. I razem. Nie myślmy o jutrze. Tym będziemy się martwić jutro.
Pocałowałem jego usta. Rozchyliły się, przyjmując mój język, który delikatnie wsunął się między zęby i odszukał podniebienie Wiktora. Chyba mu się to spodobało, bo zaśmiał się cicho, po czym przygryzł język, nie sprawiając mi bólu.
- Z czego się śmiejesz? - zapytałem po uwolnieniu się ze zgryzu.
- Cieszę się, że mamy ten dzień dla siebie  - odparł.
Chwycił mnie mocno i przyciągnął do siebie. Obdarzył soczystym pocałunkiem. Spojrzał jeszcze głęboko w oczy, po czym przerzucił mnie na trawę i usiadł okrakiem. Ponownie zbliżył usta do moich ust. Całując delikatnie, z wyczuciem, wprawiał mnie w błogi stan. Czułem jak odpływam, jak moje ciało ogarnia ekstaza. Ten dotyk, te usta... On. Było mi tak wspaniale...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz