niedziela, 1 grudnia 2013

Epizod 90. Rozterki Bartka /4/.

Cztery miesiące później...
Z końcem listopada nastąpiła reorganizacja biura. Dyrektor zarządził przeprowadzkę. Więc grzecznie upakowaliśmy w pudła nasze skarby, których się dochowaliśmy w ciągu tych kilku lat i przenieśliśmy się dwa piętra wyżej. Takie coś w formie awansu. Tak to przynajmniej żartobliwie interpretowała Agata. Mało tego, z początkiem grudnia, w zaledwie parę dni po przeprowadzce do większego pomieszczenia, do naszego dwuosobowego zespołu dołączyły dwie osoby. Jak się okazało pierwszego dnia naszej wspólnej pracy - awansowały.
Karolina to szczupła brunetka z kręconymi włosami, z mocnym makijażem, sporą ilością pudru na twarzy, podkręconymi rzęsami, z wielkim biustem, który do biura wchodził pierwszy, a potem dopiero ukazywała się właścicielka tych krągłości. Agata patrzyła z zazdrością na falujące piersi Karoliny, pożerała je wzrokiem i pewnie obawiała się, że nowa koleżanka będzie dla niej konkurencją. Owszem, zwróciłem uwagę na cholernie wielki biust, ale przecież laski mnie nie kręcą. Mimo to zauważyłem, jak Agata wypina dumnie pierś do przodu, co i tak niewiele dało, bo ani jej od tego nie przybyło, ani nie dodało uroku. Karolinka okazała się bardzo bystrą i inteligentną bestyjką. Już pierwszego dnia wytknęła błąd Agacie, który ta popełniła przy wypełnianiu deklaracji. Ale jak to baby - znalazły wspólne tematy o ciuchach, butach, kosmetykach, błyskotkach i facetach. Od razu zaczęły ploteczki.
Drugą osobą, która dołączyła do naszego zespołu był Andrzej. Ciemne blond włosy z charakterystycznym przedziałkiem sprawiały, że można było się w nim zauroczyć. Miał pociągłą, szczupłą twarz, widoczne kości policzkowe i kilkudniowy zarost, który dodawał mu uroku osobistego. Jego zielone oczy wodziły po nowym pomieszczeniu, oswajając się z biurem, ze świeżo wymalowanymi ścianami i nowymi osobami, z którymi przyszło mu pracować. Kręcił nosem, kiedy wnosił swoje pudełko, ale miałem nadzieję, że to jego grymaszenie potrwa tylko jeden dzień. Na dzień dobry przyznał, że biuro zajeżdża świeżą farbą. Miał szczęście, że ta mina była tego powodem.
Agatka od razu zwróciła uwagę na nowego kolegę, więc zaczęła się do niego przymilać, cały czas zerkając w moim kierunku. Tak, tak, chciała wywołać we mnie zazdrość. Ale widząc brak zainteresowania z mojej strony, nie kryła złości, co wywoływało efekt frustracji, a podniesiony głos tylko sugerował rosnący poziom wkurzenia moją osobą. Nowi od razu obczaili, że w powietrzu coś wisi, coś bardzo poważnego, ale z wiadomych względów nabrali wody w usta. I chwała im za to!
Prawdziwe jednak piekło rozpętało się parę dni później...
6 grudnia 2013 roku. Mikołajki.
Totalnie zapomniałem o jakimś podarunku dla Agaty. Do tej pory, co roku sobie dawaliśmy. W tym wyleciało mi z głowy. Ale moja dzielna Agatka pamiętała. I zrobiła dwa prezenty, bo kiedy wszedłem do biura, na moim biurku stały dwie odświętne torebki z podarunkami. No, postarała się. To robiło się już coraz bardziej męczące, a ona sama aż nazbyt nachalna. Nie powiem, zrobiło mi się trochę głupio, ale przecież prezenty daje się bliskim osobom, a Agata jest tylko koleżanką z pracy. Z takim małym wyjątkiem. Naprawdę mało znaczącym; po prostu źle ulokowała uczucia. Kiedyś pasuje to wreszcie skończyć.
- Jeśli ktoś spotka dzisiaj tego Mikołaja - odezwałem się na tyle głośno, by wszyscy słyszeli - który zostawił te prezenty na moim biurku, podziękujcie mu ode mnie. I powiedzcie mu jeszcze, że w tym roku nic ode mnie nie otrzyma.
Zerknąłem na Agatę. Początkowo się uśmiechała, ale kiedy skończyłem mówić nagle spoważniała. Zacisnęła usta i zanurkowała w ekran komputera, mrugając intensywnie powiekami. Zaraz się dziewczyna popłacze. Ale co miałem robić? Przecież jeśli ciągle będę udawał, że jest cacy i że mi się podobają te prezenty, to adorowanie, to dziewczyna nigdy się nie ocknie, tylko będzie wzdychać ukradkiem do mnie. Tym razem trzeba naprawdę ostro.
Wyjąłem z torebki... porcelanowy kubek z jakimiś sentencjami o miłości, parą gruchających gołąbków, szalejących za sobą i rysunkiem pukającego do rytmu czerwonego serduszka. Kolejny do kolekcji. Kolejny z miłosnym wyznaniem. Kolejny od Agaty, który miał mi dać do zrozumienia, jak bardzo za mną szaleje. Gdyby wiedziała, że ten kubek, jak i pozostałe porcelanowe podarunki od niej trafią w prezencie w inne ręce, chyba by mnie na miejscu zabiła.
- Ładny kubek - powiedziałem na tyle głośno, by usłyszała.
Odwróciła twarz od ekranu. Obdarzyła mnie słodkim uśmiechem. Zerknąłem ostrożnie na Andrzeja, który z trudem powstrzymywał się przed atakiem śmiechu. Pracował ze mną piąty dzień, a już pojął o co tak naprawdę tutaj chodzi. Dobry jest.
- Podoba ci się? - zapytała podekscytowana Agata.
- Jasne - skłamałem.
- To teraz sprawdź drugi prezent. To pewnie od Karoliny.
- Ode mnie? - Karolina wyprostowała się w fotelu. - Przecież ja Bartka nie znam.
- Od Karoliny? - zapytałem zaskoczony. - Myślałem, że od ciebie - zwróciłem się do Agaty.
- Zatem, jeśli nie ode mnie i nie od Karoliny, to w takim razie od kogo?
Oczy wszystkich powędrowały w kierunku Andrzeja. Zaśmiał się głośno.
- Chyba nie myślicie, że ode mnie? - zdziwił się chłopak, siedzący po przeciwnej stronie biura. - To że Bartek jest moim szefem, to nie znaczy, że będę mu się podlizywał. Kiedy przyszliśmy z Karoliną, prezent już był na biurku.
- No niby przyszliśmy razem, ale kto cię tam wie - dziewczyna zaniosła się śmiechem, po czym dodała szybko: - No, ale prezent już był. A to oznacza, że ktoś w firmie, oprócz Agaty, jeszcze się w tobie podkochuje - dodała Karolina. Zerknęła na zaskoczoną koleżankę. - Masz konkurencję, złotko - zwróciła się do niej. - Radziłabym się lepiej postarać o względy Bartka, bo chłopak może ci się wymknąć między palcami. I nawet się tego nie będziesz spodziewać, jak jakaś blondi zapierniczy ci twój obiekt westchnień.
Agata oblała się rumieńcem. Płonęła ze wstydu. Każdy by się domyślił, że się we mnie buja i każdy czy też każda na jej miejscu już dawno by sobie odpuściła i darowała te niepłodne zabiegi. Ale nie, Agata była uparta jak osioł.
- Ale... - bąknęła oszołomiona tym niespodziewanym atakiem.
- Kochana, wszyscy to widzą, jak gonisz za Bartkiem! - Karolina machnęła ręką.
Bezpośrednia kobieta, pomyślałem z rozbawieniem. Ale może dzięki niej Agata wreszcie zrozumie, że nie ma u mnie szans.
- Bartuś! - Karolina spojrzała zadowolona w moją stronę. - Co jest w środku?
Zajrzałem do mikołajkowej torebki. No no! Same cuda.
- Na pewno nie kubek - rzekłem po chwili i wyjąłem czerwoną czapkę świętego Mikołaja. - Ale to jeszcze nie wszystko. - Ze środka wydobyłem pięknie zapakowane bokserki... Calvina Kleina. O kurde, znak rozpoznawczy gejów. Przełknąłem głośno ślinę i przywdziałem szybko na twarz szeroki uśmiech.
- No no no! - zawyła zadowolona Karolina. - Widzę, że jakaś laska chce cię zobaczyć w samych gaciach i w czapce Mikołaja.
- I jest coś jeszcze!
Wyjąłem z torebki przewiązaną czerwoną tasiemką wodę toaletową Lacoste.
- O cholera! - Andrzejowi oczy wyszły na wierzch z wrażenia. - Wygląda to bardzo poważnie.
- Bokserki, czapka Mikołaja i woda toaletowa. - Karolina wyliczyła na palcach prezenty. - Zapowiada się zajebisty weekend. Bartuś, mam nadzieję, że opowiesz jak było?
- Jeśli tylko dowiem się od kogo ten prezent - odparłem zaskoczony, ale też i bardzo zadowolony z takiej niespodzianki. Gdyby to tylko podarował mi jakiś facet, a nie kolejna cicha wielbicielka.
Agata wstała ostentacyjnie, uniosła dumnie głowę i wymaszerowała z pokoju. Karolina powiodła za nią wzrokiem, totalnie zaskoczona jej reakcją.
- Yyy, co jej? - zapytała.
- Zapytaj ją - odparłem.
- Wiesz co, jak cię lubię, niuniuś, ale... przestałbyś robić jej nadzieję.
- Przecież ja ją totalnie ignoruję - odparowałem Karolinie. - To na nią nie działa.
- Bardziej się postaraj. A teraz wybaczcie, panowie. Jak przystało na dobrą koleżankę - Karolina wstała od biurka - muszę ją pocieszyć i powiedzieć, że faceci są totalnymi świniami. Ech, ciężko jest grać rolę dobrej koleżanki. Ale cóż... Taki los.
Stukając obcasami, opuściła pokój. Dostrzegłem, że Andrzej wciąż patrzy w moją stronę i dziwnie się uśmiecha.
- O co chodzi? Co tak patrzysz? - zapytałem zaczepnie.
- O nic - wzruszył ramionami. - Tak tylko patrzę. Masz adoratorkę, tylko ci pogratulować.
Albo adoratora, przemknęło mi przez myśl, kiedy spojrzałem na gumkę z napisem CALVIN KLEIN.
- A ty nie masz nikogo? - zapytałem od niechcenia, pakując z powrotem prezenty.
- Nie mam czasu. Wieczorami pracuję za barem, wymyślam koktajle, jeżdżę na kursy barmańskie, więc sam widzisz, że czasu na przyjemności brak.
Spojrzałem na Andrzeja. Informacja, że chłopak dodatkowo pracuje w knajpie, trochę mnie zaskoczyła. Myślałem, że po pracy wraca na mieszkanie, zaszywa się w czterech kątach i spędza czas przy komputerze lub ciupiąc w Fifę. A ten wieczorami staje za barem i robi drinki.
- Jesteś barmanem? - zapytałem.
- Tak - rzekł zadowolony. - Gdy już się dowiesz, kim jest tajemnicza pani Mikołajowa, która obdarzyła cię takim prezentem, to zapraszam do Le Scandale na Kazimierzu. Daj znać wcześniej, zrobię wam wcześniej rezerwację.
Andrzej zaśmiał się głośno. Zmierzyłem go wzrokiem, więc kiedy spoważniał, odparłem:
- Pajac!
Odstawiłem na bok prezenty i zabrałem się do pracy.
Późnym popołudniem, a właściwie już wieczorem wybrałem się na obiad do Marchewki z Groszkiem. Zlokalizowałem wolny stolik w samym kącie pod oknem na drugiej sali, gdzie w spokoju zajadałem się plackami ziemniaczanymi. Przez cały czas zastanawiałem się od kogo mógłbym dostać ten dzisiejszy prezent; bynajmniej nie porcelanowy kubek. Ten prezent był od Agaty. Nikt sensowny nie przyszedł mi do głowy. Ktoś z biura? Ale kto? Przecież nie utrzymuję zażyłych kontaktów z innymi osobami. Bardziej jestem z nimi tylko na zwykłe "cześć". Nie wdajemy się w głębsze relacje.
Pozwoliłem mojej wyobraźni na bardziej odważne pomysły. Michał? Dowiedział się, gdzie pracuję, jakoś udało mu się przegadać recepcjonistkę, dostał się na górę albo przekupił kogoś, kto dostarczył prezent na moje biurko. Wspomnienie wagonowej przygody z wakacji odżyło na nowo. Choć to było już tak dawno, to jednak gdzieś w umyśle strzępy obrazów z przeszłości zostały.
Chyba że to prezent od... Karola. Może chciał się pogodzić. Może wreszcie zrozumiał, że razem jesteśmy w stanie coś zbudować. Oj, jak chciałbym, żeby zmienił o mnie zdanie, żeby przestał mnie traktować tylko jak przyjaciela, ale spojrzał również pod kątem partnerskim. Ale nie, to nie mógł być Karol. Od wakacji milczy. Śmiertelnie się obraził, urwał kontakt, spalił wszelkie mosty za sobą, które w jakikolwiek mogły nas łączyć. Nie było szans, by to odbudować, a próba odnowienia kontaktu kończyła się fiaskiem.
W każdym razie prezent nadal był. Od kogo? Nadal nie miałem pojęcia.
Zapłaciłem za obiad, podziękowałem za obsługę i zebrałem się do wyjścia. Zmierzając do drzwi, moim oczom ukazał się Karol. A właśnie o nim przed chwilą pomyślałem! I proszę, oto ściągnąłem go tu myślami. Nie był sam. Przy stoliku towarzyszył mu jakiś młody chłopak z fajnym zarostem. O czymś tam zawzięcie dyskutowali, ale kiedy szedłem w ich stronę, trzymając spojrzenie na Karolu, mój dawny przyjaciel nagle przeniósł wzrok na mnie. Ucieszył się na mój widok? Trudno było to wyczuć, ale kiedy speszony uciekł spojrzeniem na swojego towarzysza, coś w środku mnie ukłuło niespodziewanie. To nie było normalne zachowanie Karola. On nigdy tak się nie zachowywał. Czyżby nadal miał do mnie żal? Po tylu miesiącach niewidzenia się?
- Cześć - przystanąłem przy stoliku.
Obcy chłopak uniósł wzrok. Przyjrzał się uważnie, ale widząc, że patrzę na Karola, przeniósł na niego pytające spojrzenie.
- Cześć - Karol mruknął odpowiedź pod nosem, nie patrząc mi w oczy.
- Dawno się nie widzieliśmy - zacząłem spokojnie rozmowę, łudząc się, że może jest speszony naszym spotkaniem. Mógł się zestresować, w końcu nawet się nie przygotował do takiej sytuacji. Ale ja też byłem zaskoczony. - Co u ciebie?
- Dobrze - wzruszył ramionami.
Zacisnął usta na słomce i wolno sączył grzane piwo. Jego aromat unosił się znad stolika.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia? - zapytałem zaskoczony. - Nie widzieliśmy się kilka miesięcy. Dzwoniłem, pisałem, ale nie odpowiadałeś...
Odstawił kufel i po raz pierwszy w czasie tej rozmowy spojrzał na mnie.
- Te parę miesięcy nie dało ci do myślenia? - Karol podniósł głos. - Nie rozumiesz, że nie chcę mieć z tobą żadnego kontaktu? Że nie chcę mieć z tobą nic do czynienia? Nie dociera to do twojej pustej głowy?! A teraz wybacz - wskazał ręką na oniemiałego chłopaka, który nie wiedział, co ze sobą począć - ale jestem zajęty. I proszę cię, nie nachodź mnie więcej.
- Aha.
Drzwi. Wyjście z restauracji. To był mój cel. Muszę stąd wyjść. I to jak najszybciej. Zbłaźniłem się w oczach nie tylko tego niedorosłego żółtodzioba, ale pogrążyłem się przed Karolem. Co mi wpadło do głowy, żeby do niego podejść? Przecież już jego pierwsza reakcja wskazywała, że nie ma zamiaru ze mną rozmawiać. A ja jak na złość miałem nadzieję, że się mylę. Że zrobił to specjalnie. Tak dla zmyłki.
Zapiąłem kurtkę pod samą szyję, by ochronić się przed chłodem. Opatuliłem się wełnianym szalem i opuściłem Marchewkę z groszkiem. Zimny wiatr zadął przeraźliwie głośno, kiedy zatrzymałem się przed knajpą, po czym popędził w kierunku rzeki. Oświetlona ulica Mostowa wskazywała drogę do kładki Bernatki na Wiśle oraz dojście na Plac Wolnica. Skręciłem w lewo, na kładkę. Co prawda nad Wisłą będzie jeszcze zimniej, ale co mi tam. Nie miałem ochoty wracać na mieszkanie. Musiałem ochłonąć po tej, jakże niemiłej niespodziance, którą zgotował mi Karol. Czyli nadal ma żal do mnie. I nic nie wskazuje, żeby to szybko przeszło.
Kiedy szedłem przed siebie, powłócząc noga za nogą, na ziemię zaczęły spadać drobne płatki śniegu. Jeden z nich osiadł na rozgrzanym policzku. Dwie sekundy później zamienił się w kroplę wody, która spłynęła na podbródek i wsiąknęła w szal. Uniosłem głowę w kierunku latarni, jarzącej się intensywnym blaskiem. W tym świetle dostrzegłem wyraźnie opadające płatki. Czyżby zbliżała się zima?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz