piątek, 13 grudnia 2013

Epizod 96. Rozterki Bartka /10/.

Zasnąłem dopiero koło trzeciej nad ranem. Szczęśliwy, zadowolony, z bananem na ustach.
Powód tego niesamowitego uczucia, które mnie tak nagle dopadło? Michał. Pisaliśmy do siebie kilka godzin, słaliśmy SMS za SMS-em, a w międzyczasie wykonaliśmy jeszcze po kilka telefonów, by usłyszeć się nawzajem. Na dobranoc obiecał, że odezwie się rano, że się spotkamy wieczorem, bo usycha z tęsknoty.
Tuląc komórkę do piersi, ściskając ją w dłoni, zamknąłem oczy. Ale nie spałem. Bo jak w takiej euforii, w takim szczęściu mógłbym zasnąć, kiedy morda samoistnie się uśmiechała. W końcu jednak odpłynąłem.
Trzy godziny później z podpuchniętymi od niewyspania oczami zerwałem się na równe nogi wraz z budzikiem, który wrzeszczał całą swoją mocą. Szybki prysznic, świeża koszula, spodnie, skromne śniadanie, ciepła herbata, czyli stały poranny rytuał. Zdążyłem na autobus i jak zwykle w ścisku, wisząc między uczniakami tarabaniłem się do firmy.
- Dobrze się spało? - przywitał mnie od progu Andrzej.
- Wyśmienicie - odparłem wesoło.
Karolina przyjrzała mi się uważnie. Nasz wzrok na moment się spotkał, spojrzenia się skrzyżowały. To wystarczyło. Zmrużyła oczy i już wszystko wiedziała, a przynajmniej tyle potrafiłem odczytać z jej miny. Kiwnęła nieznacznie głową na znak, że nie muszę nic mówić, że ona już wie, co mi siedzi w głowie.
- Co to za spojrzenia? - zaciekawił się Andrzej.
Czyli nie tylko ja to zauważyłem.
- Popatrz tylko na niego. - Karolina wskazała na mnie ręką. - Oczy podkrążone. Dwie ładne podkówki, jak u kowala. Głupawy uśmiech, który wykrzywia mu usta, jakby dostał paraliżu mięśni. Te kurwiki w oczach. O czym to świadczy?
Andrzej spojrzał na mnie uważnie. Zmarszczył czoło.
- Czy oprócz tego, że wyszedłeś z baru lekko wstawiony i wsiadłeś do taksówki, wydarzyło się coś jeszcze, o czym nie wiem? - zapytał podejrzliwie.
Agata, siedząca do tej pory nieruchomo przy komputerze - zapewne podsłuchiwała, ale nie reagowała na naszą rozmowę - niespodziewanie odwróciła się i zerknęła na mnie. Poczułem się osaczony. Byłem pod ostrzałem trzech par oczu, z czego jedne się ostro nabijały, drugie formowały się w charakterystyczne znaki zapytania, a trzecie trzaskały piorunami; ale chybiały.
- Był u ciebie w barze? - zapytała zaskoczona Karolina.
- Tak, poszliśmy po pracy - pochwalił się Andrzej.
- I wyszedł sam?
- I sam wsiadł do taksówki - dodał. - Wszystko widziałem.
- Czyli zdybał jakąś cizię na ulicy - zgadywała Karolina, dobrze się przy tym bawiąc.
Widziałem, jak kątem oka zerka na Agatę, którą mało co szlag nie trafiał. Ale Karolina najwidoczniej obrała metodę, by nie certolić się z uczuciami koleżanki. Im szybciej dziewczyna wybije sobie mnie z głowy, tym lepiej dla niej. Takie są przyjaciółki. I tak zazwyczaj grają najlepsze koleżaneczki.
- Myślisz? - Andrzej zmrużył oczy, patrząc na mnie. Usiadłem za biurkiem, ale nadal byłem pod ostrzałem. - Nie sądziłem, że nasz as, krakowski Casanova, połasi się na byle dziewuszkę z ulicy.
- Nie, nie, Jędruś. Oj nie! - zaprzeczyła szybko Karolina. - Popatrz tylko na tę uśmiechniętą mordeczkę. Przyjrzyj się tym oczkom. Widzisz to, co ja? To jest to samo spojrzenie, co ostatnio. To musi być ta sama laska, co ją ostatnim razem obracał.
- Aaa, replay! - przyklasnął Andrzej.
- Okej, wystarczy! - podniosłem ręce do góry, by uciszyć rozbrykane towarzystwo. - Pośmialiśmy się, to teraz możemy wrócić do pracy.
- Nie opowiesz, jak było tym razem? - Karolina udała obrażoną. - Lepiej? Gorzej? Dopasowaliście się?
- Do roboty, Karolcia! - wskazałem palcem na jej biurko.
- Czyli ostra z niej babka - podsumowała z zadowoleniem Karolina i zanurkowała w papiery.
Spojrzałem na Agatę. Nasze spojrzenia przecięły się na ułamek sekundy. Ale to wystarczyło na wysłanie sygnału. Odebrałem od niej wiadomość, jak bardzo cierpi z tego powodu, że kogoś mam. Gdyby tylko wiedziała, że nie jestem taki jak myśli. Może wtedy przyszłoby jej łatwiej pogodzić się ze stratą faceta, w którym potajemnie się podkochuje, a który nie odwzajemnia jej uczuć z prostego powodu - jest gejem. Zniosłaby to? Przyjęła na spokojnie? Ogólnie krąży przyjęta plotka, że kobieta, która walczy o faceta i sromotnie ponosi klęskę, daje sobie radę, ale kiedy dowiaduje się, że przegrała z innym facetem... Oj, to wtedy robi się już niebezpiecznie. Wyzwalają się w niej dzikie, stłumione instynkty. Pojawiają się pytania: jak to możliwe, że poniosła porażkę z jakimś gachem? Toż to wstyd i hańba! I wówczas z takiej słodkiej, do tej pory niewinnej istotki, rodzi się monstrum, potwór, który potrafi być niebezpieczny, a zemsta zranionej i odrzuconej kobiety przybiera formę maniakalnej obsesji.
Czy Agata, po uzyskaniu takiej porcji wiadomości, mogłaby przemienić się w żądną zemsty maniaczkę? Nie wyglądała na taką, choć kto ją tam wie tak naprawdę. Z zewnątrz mogła być słodka, niewinna, a w środku szaleje stado wściekłych bestii i opracowuje plan słodkiej zemsty.
Odwróciła się szybko do komputera. Westchnęła i zaczęła stukać w klawiaturę.
Parę minut po trzynastej Agata oderwała wzrok od monitora. Rozejrzała się po gabinecie. Sprawdziła każdy fragment, by znów wrócić spojrzeniem na ekran. Zaczęła pilnie czytać tekst, który wymodziła. Przez ten czas obserwowałem ją sporadycznie. Choć była zajęta, coś niepokoiło mnie w jej zachowaniu. Jej spojrzenie coś sugerowało. Może stado wściekłych bestii w głowie zostało spuszczone z zagrody? Gdy skończyła czytać, uruchomiła drukarkę. Maszyna wypluła dwie, zapisane kartki A4. Przyjrzała się im uważnie. Z tej odległości dostrzegłem tylko, że jest to oficjalne pismo, zaadresowane zapewne do jakiejś instytucji, ponieważ zawierało nazwę miejscowości i datę w prawym górnym rogu, a na środku nazwę; chyba firmy, do której wymodziła ten dokument.
Niespodziewanie podniosła się z fotela. Trzy zamaszyste i długie kroki w butach na wysokim obcasie sprawiły, że Agata zmaterializowała się przed moim biurkiem. Położyła pisemka przede mną. Wreszcie mogłem zobaczyć dzieło, nad którym pracowała cały ranek. Wypowiedzenie z pracy.
- Co to? - zapytałem zaskoczony.
Mogłem się założyć i dać rękę sobie uciąć, że w tym momencie Karolina i Andrzej przerwali pracę, podnieśli zapracowane łepetynki znad sterty papierów i komputera i z zainteresowaniem przysłuchiwali się tej nietypowej wymianie zdań.
- To co widzisz - odparła oschle.
- Agata, widzę co to jest - wskazałem palcem na dokumenty - ale nie rozumiem?
- Przeczytaj, to zrozumiesz.
Przeskakiwałem oczami po wypocinach Agaty. W swoim wypowiedzeniu używała zwrotów takich, jak wypalanie, dyskomfort, zastój, potrzebę zmiany otoczenia, nowych wyzwań. Nie obarczała winą nikogo za ten stan, po prostu nadszedł czas, by zmienić warunki pracy, otoczenie i spróbować swoich sił na nowym polu działań, a przy zdobytym doświadczeniu ma szansę zabłysnąć. Pod koniec swojego listu podziękowała za współpracę, życząc przy tym dalszych sukcesów i powodzenia w projektach. Druga kartka była kopią pierwszego dokumentu.
- Dlaczego? - zapytałem.
Nie rozumiałem jej postępowania, jej idei odejścia z pracy, choć w gruncie rzeczy podejrzewałem, że ma inny powód, dla którego chce opuścić statek i zostawić na nim resztę załogi. Tylko za nic nie mogłem to sobie uzmysłowić. Przecież to byłaby sprawa prywatna, a sprawy prywatne nie powinny raczej wchodzić w kolizję ze sprawami zawodowymi.
- W piśmie jest wszystko wyjaśnione - odparła. Wciąż traktowała mnie z buta, nie pozwalając sobie nic wytłumaczyć. - Podpiszesz? Chcę mieć kopię.
- Chcę wiedzieć dlaczego?
- Tutaj - wbiła palec w dokument - jest wszystko napisane. Pisałam to po polsku. Którego fragmentu pisma nie rozumiesz?
Podniosła głos, ale trzymała się twardo. Nie dawała poznać po sobie, że krew zaczyna się gotować w jej żyłach.
- Wszystko zrozumiałem. Ale uważam, że masz inny powód i nie ściemniaj, że jest inaczej. - Cedziłem słowa spokojnie, ale stanowczo. - Oboje dobrze wiemy, że to, co napisałaś to tylko ładna oprawa, a w rzeczywistości jest inaczej. Myślałem, że będziesz szczera.
- Skoro tak dobrze wiesz, o co chodzi, to nie muszę ci nic wyjaśniać. Podpisz... Proszę!
Dwie sekundy. Tyle pojedynkowałem się na spojrzenia z Agatą. Okej, pomyślałem. Wziąłem długopis, machnąłem podpis na dwóch egzemplarzach i wręczyłem jeden Agacie.
- Pracujesz do końca roku.
- Wiem.
Wróciła na swoje miejsce.
Kiedy wieczorem przyjechała Michał i przy kolacji opowiedziałem mu dzisiejszą historię z Agatą, a przy okazji streściłem poprzednie jej akcje, odczułem po części ulgę. Agata odejdzie z pracy, uspokoi się, przestanie mnie oglądać na co dzień. Może nawet znajdzie kogoś odpowiedniego dla siebie, jeśli tylko wcześniej pozbędzie się jednego uczucia. Jest silna. Da sobie radę. Z pracą też będzie mieć lekko. Z takim doświadczeniem i zaparciem, z jakim ona przystępuje do projektów i działań, to na pewno niejedna firma chciałaby mieć w swoich kręgach takiego pracownika, jak Agata.
A jeśli chodzi o Michała...
Przyszedł wystrojony w koszulę, eleganckie spodnie, czarny pasek z błyszczącą nazwą marki Valentini i szykowne buty. Najpierw, już od progu, namiętne całusy. Nie potrafiliśmy oderwać się od siebie, ale trzeba było coś zjeść. W tej niezwykłej sielance, która zapanowała przygotowaliśmy na szybko zapiekankę z makaronem, przypiekliśmy warzywa, dodaliśmy przypraw. Smakowało przepysznie, a czerwone wino dodało smaku przyrządzonej naprędce potrawie.
Po kolacji te eleganckie ciuchy, które miał na sobie Michał, fruwały po sypialni, niczym w czasie przejścia huraganu. Namiętny i rozkoszny seks trwał nieskończenie długo. Nie liczyłem ile razy dochodziłem, ile razy Michał szalał z rozkoszy, ale kiedy w końcu padliśmy ze zmęczenia, czułem takie szczęście, jakiego jeszcze nigdy przedtem nie zaznałem.
Przez dobrych kilkadziesiąt minut leżeliśmy w egipskich ciemnościach pod kołdrą, wtuleni w siebie. Michał delikatnie łaskotał wargami gorącą skórę na plecach. W końcu ciszę przerwał jego zachrypnięty głos:
- Misiu, mam szalony pomysł.
- Jaki? - zapytałem.
- Co byś powiedział na wspólny wyjazd za Kraków?
Otworzyłem oczy. Ani trochę nie zrobiło się przez to jasno w pokoju. Blade światło latarni ulicznej sączyło się przez zasunięte zasłony, ale bezskutecznie próbowało rozświetlić panujący mrok.
Odwróciłem się twarzą do Michała. Widziałem zaledwie jej rysy, ale wiedziałem, że patrzy na mnie.
- Sylwester poza Krakowem? - zapytałem.
- Nie, choć sylwester też może być poza Krakowem, jeśli tylko chcesz. Wyjedziemy gdzieś... Ale mówiłem o najbliższym weekendzie.
- Dwudziesty pierwszy, dwudziesty drugi? - Musiałem się upewnić, choć wiedziałem, że chodzi o tę datę.
- Tak.
- Ale to tuż przed świętami.
- No i co z tego? - Kołdra zaszeleściła, kiedy wzruszył ramionami. - To tylko dwa dni.
Myślałem przez chwilę. Wyjazd poza Kraków. W sumie... To nie byłby taki zły pomysł.
- A dokąd byśmy pojechali? - zapytałem zaciekawiony.
- Mam pewien pomysł, ale... to byłaby niespodzianka. Najpierw musiałbym wszystko zorganizować.
- Co ty kombinujesz?
- Nieważne. To co? Zgadzasz się?
Jeszcze dałem sobie chwilę na zastanowienie, nim podejmę ostateczną decyzję. Wyjazd z Michałem. Hmmm... Poza Kraków. Z dala od smogu, zgiełku, gwaru. Ciekawe dokąd mnie chce zabrać? Przekonam się, jeśli dam się namówić. Więc?
- Okej, zgadzam się.
- Przygotuj się zatem na niesamowite wrażenia.
Zaśmiał się głośno. Chciałem coś powiedzieć, ale nie zdążyłem. Jego wargi zetknęły się z moimi ustami w namiętnym pocałunku. Już po sekundzie myśl uleciała z głowy.

B l o g i   g e j ó w

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz