czwartek, 5 grudnia 2013

Epizod 92. Rozterki Bartka /6/.

Trochę obawiałem się spotkania ze Staśkiem. Od pięciolecia naszej matury minęło sześć lat i od tamtej pory się nie widzieliśmy. A dzisiaj mieliśmy się spotkać. Przeżywałem katusze od rana, kiedy tylko przypominałem sobie, co mnie czeka późnym popołudniem i pędziłem raz po raz do toalety, by tam ochłonąć. Ten stres wykańczał mój organizm. Roztrząsałem tę wizytę na części pierwsze. A czy na pewno dobrze robię, że idę na spotkanie? A czy nie będę tego żałował? A może Stasiek tak naprawdę coś kombinuje i próbuje albo wciągnąć mnie w jakieś swoje nieczyste zagrywki, albo chce mnie skompromitować. Z drugiej strony po co miałby to robić? Z czystej złości? Z nudów?
Nie potrafiłem się skupić ani znaleźć sobie miejsca. Wertowałem papiery, przekładałem, coś tam uzupełniałem, podpisywałem, ale nic sensownego nie robiłem. Myśli wciąż krążyły wokół zbliżającego się nieuchronnie spotkania. Agata, Karolina i Andrzej wyczuli, że jestem rozkojarzony i często opuszczam biuro, ale żadne nie chciało się na tyle zeszmacić, żeby mnie zapytać co się dzieje. Widziałem te ich ukradkowe spojrzenia między sobą. Nawet zauważyłem, jak Agata wzrusza ramionami. Ale ona to oddzielna historia. Domyśliłem się, że zakochana stara się po raz kolejny zagrać obrażoną i nieczułą sucz, a ja, ten najgorszy bydlak i drań, czyli po prostu facet, miałem się starać o jej względy, przynieść kwiaty, paść na kolana, przepraszać wniebogłosy i żądać wybaczenia. Terefere! Chciałaby dziunia.
A jeśli tak między mną a Staśkiem znowu do czegoś dojdzie? Zamyśliłem się, ślepiąc w ekran. Może przyjechał tu po to, by się przekonać, czy nie jestem gejem. Wspomnienia w jego tępej główce mogły odżyć, więc ruszył za głosem... serca? No nie, Stasiek raczej nie kieruje się sercem, co najwyżej swoją tępotą lub kutasem. Albo idealnie wyrzeźbionym ciałkiem. Jeśli Stasiek okazałby się gejem, to byłaby miła niespodzianka.
Ale nie!, zaprzeczyłem szybko w myślach. To absurd! Stasiek gejem? Niemożliwe. Jest zbyt męski, a do tego to typ samca, takiego dominanta, typowego heteryka z krwi i kości, które pociągają muszelki i balony, a nie kutasy. Nie widziałem go w roli pedała popaprańca, który interesowałby się obciąganiem penisów. On i gej? To brzmi tak niemęsko, że nie!
- Ocknij się, bo cię okradną. - Andrzej rzucił stertę listów na moje biurko. - Poczta do ciebie.
- Dzięki - odparłem. Zabrałem się za przeglądanie korespondencji.
- Co ci dolega? - Andrzej zniżył głos prawie do szeptu. - Latasz tam i z powrotem, jakby coś cię goniło. Błądzisz cały dzień gdzieś myślami. Jesteś jakiś dziwny dzisiaj.
- Nic takiego - machnąłem kopertą, wertując szybko listy.
- Czyli jednak coś jest na rzeczy - zgadywał dalej Andrzej. - Może chcesz to wyrzucić z siebie?
O tak, bardzo tego potrzebuję, zwłaszcza teraz. Za parę godzin spotykam się ze Staśkiem, który w liceum na lekcji religii doprowadził mnie do wytrysku. Jakbym to opowiedział Andrzejowi, to na pewno by mnie zrozumiał.
- Dam sobie radę, Andrzejku. Wracaj do pracy.
- Okej - wzruszył ramionami i oddalił się od biurka.
W tym momencie w ręce wpadł mi tajemniczy list. Nie miał żadnej pieczątki, żadnej adnotacji, żadnego adresu. Na kopercie ktoś nalepił kartkę z moim imieniem. Energicznie rozerwałem opakowanie. Ze środka wyciągnąłem kartkę, bardziej pocztówkę, z zasypaną wsią, pogrążoną w mroku. W oddali stał niewielki parterowy domek przysypany śniegiem, w oknie paliła się choinka. Na odwrocie znajdowała się krótka wiadomość, pisana ręcznie.
"Masz piękne oczy, Bartku. Można się w nie zapatrzeć, utonąć, zakochać. Marzę, że kiedyś stworzymy na ziemi taką naszą małą ostoję. Taki dom, w którym zamieszkamy razem, w którym wspólnie ubierzemy choinkę, usiądziemy wieczorem przy kominku i wtuleni w siebie będziemy patrzeć w trzaskający ogień. Co noc o tym śnię..."
Wyprostowałem się i odwróciłem kartkę. Ukradkiem zerknąłem na Agatę. Siedziała pod oknem, wklepując do komputera jakieś dane. Była naprawdę niezainteresowana moją reakcją, czy tylko udawała niezainteresowaną? A może to nie był jej pomysł. Może rzeczywiście w firmie ktoś jeszcze za mną szaleje. Prezent mikołajkowy z bielizną Calvina Kleina i wodą toaletową jest tego najlepszym przykładem. I co? I teraz będę otrzymywał takie prezenciki?
- Andrzej! - zawołałem do chłopaka.
- Tak?
Kiwnąłem na niego palcem, więc podszedł bliżej.
- Skąd wziąłeś te listy?
- Z naszej skrzynki.
- Wszystkie? - zapytałem zdziwiony.
- Tak, a coś się stało? - Spojrzał na rozerwaną kopertę z moim imieniem.
- Nic - odparłem - tak tylko zapytałem.
- Przecież widzę - wskazał na tajemniczą kopertę.
Nachyliłem się w jego stronę.
- Dostałem list z moim imieniem na kopercie - stuknąłem palcem w rozerwany papier na biurku  - a w środku kartka. Zwykła pocztówka z zimową scenerią - wskazałem sielski obrazek z pocztówki. - Piękny widok, prawda? Ale na odwrocie jest wyznanie, a raczej marzenie o wspólnej przyszłości, czyli takim domku, kominku i przeogromnym szczęściu. Wiesz może kto mi takie rzeczy podsyła? Masz jakiś pomysł?
- Ja? Skąd ci to przyszło do głowy?
- Nie wiem - wzruszyłem ramionami. - Ktoś mnie cicho adoruje i nie chce się ujawnić. Myślałem, że to Agata - zniżyłem głos do szeptu, wskazując jednocześnie ruchem głowy na dziewczynę pod oknem - ale po piątkowym porcelanowym kubku, kolejnym do kolekcji, wątpię raczej w jej kreatywność. To musi być ktoś inny, tyle że nie mam bladego pojęcia kto.
- No to ja ci w tym nie pomogę.
- Myślałem, że mogę na ciebie liczyć. Wychodzi teraz z ciebie "kolega z pracy" - machnąłem w powietrzu cudzysłów. - Spadaj do swojego biurka.
- Zawsze do twojej dyspozycji - skłonił się szarmancko i wrócił na miejsce pracy.
Przeglądałem kartkę z przodu i z tyłu, szukając jakichś wskazówek. Zajrzałem nawet do koperty, do pustej koperty, z nadzieją, że jednak tam coś znajdę. Nic.
Półtorej godziny później, po kilku sprintach do toalety, pożegnałem się z moją załogą i opuściłem firmę. Ze Staśkiem umówiłem się pod Galerią Krakowską. Dotarłem tam w kilkadziesiąt minut, przebijając się przez jeszcze w miarę mało zakorkowane miasto. Na Pawiej nie byłem od... Od kiedy? Chyba od bardzo dawna; coś mi się wydaje, że od wakacji. W każdym razie z wrażenia aż zatrzymałem się na chodniku i podziwiałem iluminację Galerii.
- Wow! - wydobyłem z siebie ciche jęknięcie.


Patrzyłem i podziwiałem. No widać, że w tym roku postarali się o wystrój. Ciekawe czy w środku też zadbali o wprowadzenie tak imponującego świątecznego nastroju. Wolno ruszyłem przed siebie, nie spuszczając wzroku z iskrzących się różnymi kolorami światełek.
- Krakowiacy się postarali!
Ten potężny, męski głos wszędzie bym rozpoznał. Obok mnie zmaterializował się Stasiek. Trzydziestoletni facet był mniej więcej mojego wzrostu, no może ciut większy. Dlaczego więc ktoś w liceum nazwał go karłowatą mieszanką człowieka i świni? Nie miał postury karła. Był normalnego wzrostu, krótko ostrzyżone włosy, wygolone boki i tył, potężnie zbudowany. Pod sportową kurtką Adidasa prężyły się bicepsy, tricepsy i rozrośnięta klata.
Moja fantazja z wolna ruszyła przed siebie. Już widziałem nas, jak idziemy razem do hotelu, gdzie wynajął pokój, otwieramy wódki, pijemy na umór, a potem dobieram się do niego. Zdzieram ubrania, szarpię się z koszulką, z T-shirtem, rozpinam spodnie i zanurzam jego naprężonego kutasa w swoich ustach.
STOP!
Otrząsnąłem się z poronionych wizji. Obrazy zniknęły. Tak po prostu się rozpłynęły. Musiałem przyznać sam przed sobą, że to było moje marzenie jeszcze z lat szkolnych, by posiąść tego niesamowitego przystojniaka, wyjątkowo męskiego samca wśród heteryków. Jedynego w swoim rodzaju.
- Hej, stary, co ci jest? Coś się tak zawiesił?
Trzasnął mnie z otwartej dłoni w ramię. Ukłucie bólu skrzywiło twarz na moment, ale szybko uśmiechnąłem się do Staśka. Wspomnienia z lat szkolnych powróciły. Ten typ terroryzował nie tylko klasę, ale również szkołę. Nauczyciele zachodzili w głowę, jak dać sobie z nim radę. Próbowali wszelkich metod wychowawczych, ale Stasiek był szczególnym przypadkiem. Nie można go było ująć w żadne normy. Dziwna przypadłość z niego, takie krążyły plotki. A sam Stasiek w dupie miał cały system. Śmiał się nauczycielom prosto w twarz, zwracał się chamsko, a mimo to miał coś w sobie, co przyciągało do niego sporo osób. Ja też się w tej grupie znalazłem, choć pierońsko się go bałem.
Niespodziewanie przyciągnął mnie do siebie i mocno uścisnął. O mały włos, a bym się udusił. Jednak erotyczna część mnie chciała pozostać w tym uścisku na wieczność i wdychać jego męski zapach. O kurwa, odpływałem. Poczułem naprężenie w spodniach. Musiałem szybko reagować. Nie mógł wyczuć, że jestem podniecony jego osobą. Za żadne skarby!
- Gdzie idziemy? - Wyrwałem się z mocnego objęcia. - Nie stójmy tak, bo zimno.
- Ty znasz Kraków, więc prowadź.
- To w takim razie Bunkier Sztuki. Chodź.
Musiałem się uspokoić i przestać myśleć. O Jezusie, za co ja cierpię te katusze. Czemu on mnie tak podnieca? Może to dlatego, że jeszcze nie wskoczyłem z nim do łóżka? Stasiek stanowił taką wisienkę na torcie. Zjada się po kawałku, by w końcu dotrzeć na sam szczyt i w nagrodę połknąć ją w całości.
W Bunkrze Sztuki spędziliśmy ponad trzy godziny. Muszę powiedzieć, że było... super. Zdarzało mu się, że puszczał chamską, wiejską wiązankę, ale poprosiłem go, by trochę złagodniał, bo nie jest u siebie, tylko w kulturalnym mieście. Zaniósł się głośnym śmiechem, ale od tej pory bardziej się pilnował. Przegadaliśmy o szkole, znowu. Nie wiem co on miał z tą szkołą, skoro był to dla niego czteroletni problem. Mimo to ciągle wracał w opowieściach do kolegów z klasy, do dziewczyn, do imprez, ognisk, i tak dalej. Do tego opowiedział o ostatnim zjeździe maturalnym. Podobno zaprosili kilku nauczycieli, ale kiedy usłyszeli, że będzie Stasiek, odmówili udziału w spotkaniu. Za to o pracy nie bardzo chciał rozmawiać. Wspomniał tylko, że jeździ po Polsce, odbywa spotkania z klientami, dokonuje ostatecznych transakcji. Tylko tyle powiedział, więc nie ciągnąłem go dalej za język.
Przystanęliśmy pod Bagatelą. W głowie już mi wirowało po tych kilku piwach, za to Stasiek stał prosto, spoglądając na mnie z zadowoleniem.
- Stary, super że się się spotkaliśmy! - Znów trzasnął z otwartej dłoni w bark. Cholera, co on ma z tym biciem?
Zachwiałem się, ale zachowałem równowagę.
- Przyjemność po mojej stronie - wybełkotałem, łapiąc pion. Zadrżałem z zimna.
- Będę jeszcze w Krakowie przez jakiś czas. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
- Oby - potwierdziłem.
- Cześć.
Uścisnęliśmy sobie ręce. Stasiek wskoczył do podjeżdżającego tramwaju, a ja przeszedłem na drugą stronę i schroniłem się pod wiatą. Nie tak miał wyglądać ten wieczór. Choć było naprawdę miło, choć świetnie się nam rozmawiało, to jednak wyobrażałem sobie, że inaczej spędzę te parę godzin. Gdzieś w podświadomości, pod cienką warstwą alkoholowej otuliny, zapragnąłem spędzić tę noc z facetem. Myślałem, że wyląduję w łóżku ze Staśkiem. A tu nici z moich fantazji. Zerknąłem na zegarek. Za wcześnie na wizytę w Blue XL, za późno, by wpraszać się do Staszka do hotelu.
Mimowolnie wyciągnąłem komórkę. Kierowany dziwnym pragnieniem połączyłem się z internetem Wszedłem na portal. Zalogowałem się jako "Legion83" i w spisie użytkowników odnalazłem nick "ikno". Był dostępny. Miał parę zdjęć. W głowie szalały jego słowa, że jeśli tylko będę chciał, będę potrzebował, mogę się z nim skontaktować. Chyba nadeszła ta chwila. Nim zdążyłem cokolwiek napisać przyszła wiadomość. Od "ikno": No prosze, kogo ja widze?
"Legion83": Przypomniales mi sie, Michale...
"ikno": Raczej nasze wybryki w pociagu. Przyznaj, podobalo ci sie...
"Legion83": Chce to powtorzyc...
"ikno": Przyjechac do ciebie?
"Legion83": Tak, badz za 1,5 godziny. Podaj nr tel. Adres wysle ci sms-em.
Zza zakrętu wyłonił się autobus. Na samą myśl, że tę noc spędzę z Michałem, poczułem, jak mój członek napiera na bieliznę, przybierając wyprostowaną postawę. Już wkrótce, tylko spokojnie.
Autobus linii 152 zatrzymał się na przystanku.

B l o g i   g e j ó w

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz