sobota, 28 września 2013

Epizod 66.

Gdzie popełniłem błąd? Co ze mną było nie tak, że nie potrafiłem sobie ułożyć na spokojnie życia? Szukałem w swojej przeszłości przykładów, sytuacji, wydarzeń, w których jednak byłem szczęśliwy. Ot chociażby taka piątka z matematyki w liceum, która znalazła się w dzienniku. Cieszyłem się? Oczywiście, że tak. Ale to było tylko chwilowe. To może matura zdana prawie celująco? No też świetny wynik. Gratulowałem sobie poziomu wiedzy. Cieszyłem się? A jakże! Potem studia. Co prawda było już pod górkę, ale jednak udało się mi na nie dostać, przejść przez nie i zakończyć z dyplomem magistra w dłoni. Kurde, kwiczałem ze szczęścia, podjarany jak nigdy dotąd.
Ale tak naprawdę szczęśliwy poczułem się dopiero, kiedy poznałem Damiana. Zatroszczył się o mnie. Zaopiekował się, przygarnął. Czułem się nie tylko szczęśliwy, ale i kochany. Byłem dla niego szczególną osobą. Tak, przy Damianie wiedziałem, że żyję.
Życie jednak potoczyło się całkiem inaczej. Rzuciło kłody pod nogi, które okazały się nie do przeskoczenia, więc się rozstaliśmy. Aż pojawił się Artur. Zabajerował mnie i oszalałem na jego punkcie. Znów odzyskiwałem chęć do dalszego zmierzania się z problemami. Były pestką. Aż tu po paru latach wyszło, jaki z niego ogier, który lata z wywieszonym kutasem i rucha wszystko co się rusza.
I w końcu Wiktor, góral z Zakopanego. To miał być przelotny romans. Jedna noc i nic więcej, która przerodziła się w coś większego. Niestety znajomość nie przetrwała odległości, która nas dzieliła. A szkoda. Wtedy znowu zjawił się Damian. Zapragnąłem do niego wrócić. Przecież tyle razem przeżyliśmy. Los chciał inaczej. A raczej Damian nie chciał mnie widzieć.
Teraz siedziałem samotnie w szczerym polu, mając za sobą gęsty las. Przede mną roztaczał się widok na płytę lotniska w Balicach, gdzie już do startu przygotowywał się boeing tanich linii lotniczych. Z tej odległości dostrzegłem napis WIZZAIR. Zatrzymał się przed wjazdem na pas startowy. To mogło znaczyć tylko jedno. Lada moment wyląduje samolot. I nie myliłem się. Nie upłynęła nawet minuta, kiedy rozległ się charakterystyczny dźwięk wirujących silników. Kiedy odwróciłem głowę, widok był wprost oszałamiający. Tuż nad lasem przeleciała maszyna Ryanaira. Skrzydła cięły powietrze niczym ostrze. Ach, wspaniały widok. Patrzyłem z zachwytem, jak boeing dosłownie sunie w górze, by już po chwili z piskiem osiąść na płycie. Oczami wyobraźni widziałem, jak Polacy uchachani od ucha do ucha klaszczą z radości. Dziwny zwyczaj, totalna "żenua".


Ale czy zachowania moich rodaków są istotne? Nie, ani trochę.
To ja byłem w tym momencie ważniejszy. Miałem doła, bo Damian nie chciał mnie znać. Nie chciał się ze mną spotkać ani porozmawiać. Przeżyliśmy ze sobą tyle wspaniałych dni, a on teraz nawet nie ma ochoty na mnie spojrzeć. Co ja mu takiego zrobiłem? Co mogło mu się stać, że tak zareagował na moje imię?
Z tej żałości nie mogłem sobie znaleźć wczoraj miejsca. Szlajałem się bez celu po mieście, a po powrocie nie mogłem zasnąć. Dzisiaj wsiadłem na rower i pojechałem przez pola na Balice. Z dala od zgiełku miasta, z dala od ludzi chciałem pobyć sam ze sobą i z moją pasją do samolotów.
Nie na długo jednak dane mi było pobyć w ciszy. Jak na złość odezwała się komórka. Sięgnąłem po nią do kieszeni. Bartek dopominał się o rozmowę.
- Jezu, czego on chce - jęknąłem. Przyjąłem połączenie. - Słucham cię, Bartku. Co się stało?
- Cześć Filipie! - usłyszałem jego szczebioczący głos. Był w dobrym humorze. - Co porabiasz dzisiaj?
- Jestem na rowerze w Balicach.
- To super! A kiedy wracasz?
- Nie wiem - odparłem zgodnie z prawdą.
- To zbieraj się, bo chcę się z tobą spotkać. A raczej muszę z kimś pogadać. Padło na ciebie, sorry.
Czyli ten dobry humor, to tylko taka gra pozorów.
- Coś się stało? - zapytałem zaciekawiony.
- Bądź za dwie godziny przy kładce.
Byłem dużo wcześniej. Choć niespecjalnie się spieszyłem na spotkanie z Bartkiem, przyjechałem sporo przed czasem. On również zjawił się przed umówioną godziną. Poznałem go z oddali. Nowa, modna fryzura, którą dorobił się niedawno u fryzjera, przyciągała uwagę.
- Cześć Filipie! - uścisnęliśmy sobie dłonie na powitanie. - Fajnie, że przyjechałeś. - Spojrzał na rower.
- Skoro chciałeś się ze mną spotkać, to musiałem się zjawić. Jesteś w końcu w potrzebie. Karola nie zaprosimy na pogaduchy?
Wlepił wzrok w ziemię i wzruszył ramionami. Czyżby chodziło o Karola? Ścisnąłem mocniej kierownicę.
- Mam wrażenie, że chodzi o naszego przyjaciela.
- Zapewne zauważyłeś ostatnio, jak ciągle sprawdzał czas...
- Nie dało się tego nie zauważyć.
- Kiedy ty bawiłeś się w Zakopcu z firmą, która cię teraz cię wyruchała, spotkałem się z nim parę razy. Dopytywałem się o tego całego Oskara. Wiesz, ta bójka, do której doszło między wami.
- Pamiętam - przewróciłem oczami - nie musisz mi o niej przypominać.
- Karol ci tego nie powiedział, bo stwierdził, że i tak jesteś na niego zły o to całe spotkanie i tę imprezę, ale Oskar podobno chce się z tobą spotkać.
- W jakim celu? - zapytałem zdziwiony. Ja na pewno nie miałem chęci toczenia z nim rozmowy. - Przecież i tak nie mamy sobie nic do powiedzenia.
- Chodzi o Artura.
No oczywiście, że o niego! A o kogo by innego miało chodzić. 
- Artur to przeszłość - stwierdziłem.
- Ale nie dla Oskara, skoro chce przeprowadzić z tobą rozmowę. Karol zaaranżował to nasze ostatnie spotkanie, żeby wyszło, że przypadkiem Oskar przechodził Mostową i się na nas natknął.
Zmrużyłem oczy, chcąc się upewnić, że Bartek nie ściemnia. Jego twarz nabrała ponurego wyglądu, więc na pewno nie kłamał ani nie naginał historii. Tylko w jakim celu mi to mówi? Po co?
- Czemu mi o tym mówisz dopiero teraz? Chcesz nas poróżnić? Przecież sam wiesz, że już się trochę poróżniliśmy po parapetówce.
- Nie, nic z tych rzeczy - machnął szybko ręką, jakby chciał odgonić złe skojarzenia. - Chcę, żebyś wiedział, że taka sytuacja może się jeszcze powtórzyć i jeśli chcesz uniknąć spotkania z Oskarem, to lepiej mieć się na baczności i trzymać rękę na pulsie. I pamiętaj, że kiedy wy się praliście po ryjach, kibicowałem tobie.
- Jasne - zaśmiałem się. - Słyszałem, jak mówiłeś, że impreza wreszcie robi się ciekawa. Ok, dzięki za takie kibicowanie. A możesz mi powiedzieć, jeśli wiesz oczywiście, dlaczego nie doszło do spotkania z Oskarem?
Popatrzył na mnie przez moment, jakby chciał się upewnić, że może mówić dalej. Chyba tym pytaniem wkraczałem na grząski teren. I nie myliłem się.
- I tu do akcji wkroczył właśnie Michał. - Bartek z trudem wypowiedział ostatnie słowo. Nawet głos mu zadrżał, co w jego przypadku bardzo rzadko się zdarza.
- A co on ma do tego?
- Jak się okazuje, to bardzo wiele. - Bartek włożył ręce do kieszeni. - Zażądał spotkania z Karolem, więc dlatego tak szybko zakończyliśmy spotkanie.
Mówił to z takim żalem w głosie, że aż zacząłem go żałować. Wiedziałem co się święci i nie trudno było się domyślić. Spoglądałem na Bartka z litością. Bił się z myślami, próbował sobie radzić ze swoją słabością. Nawet mu to wychodziło, ale wystarczyłaby chwila nieuwagi i jego pewność siebie szybko by zniknęła. W jednej sekundzie by się rozkleił.
- Aż tak bardzo go kochasz?
Spojrzał na mnie z przerażeniem. W jego oczach zauważyłem strach. Myślałem nawet, że zacznie krzyczeć i śmiać się jednocześnie, że coś sobie ubzdurałem, ale nie było w nim żadnej złości.
- Tak to widać? - odpowiedział pytaniem na moje pytanie.
- Tak - kiwnąłem głową. - Od jak dawna to trwa?
- Odkąd się znamy. Raz uczucia są silniejsze, innym razem słabsze, ale wciąż są te same i nie znikają. Złoszczę się na niego, próbuję wzbudzić w nim zazdrość, ale to nie działa.
Widzę, że nie tylko ja mam dzisiaj problemy z zapanowaniem nad uczuciami. Akurat parę dni temu odżyły te skierowane do Damiana, a już wczoraj dostałem kosza.
- Przejdziemy się? - zaproponowałem Bartkowi spacer wzdłuż Wisły. - Wyrzucisz z siebie te wszystkie tłumione emocje.
Zgodził się. A zresztą i tak nie miał wyboru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz