piątek, 20 września 2013

Epizod 63.

- Ale masz pojebanych ludzi w firmie!
Bartek założył nogę na nogę. Popił te słowa mieszanką piwa z lemoniadą. Przez cały czas snutej przeze mnie opowieści o szkoleniu w Zakopanem, próbie Kamila zaciągnięcia mnie do łóżka oraz towarzyszących im ekscesach, które w efekcie doprowadziły do zagmatwania całej historii i wywalenia mnie z pracy, Bartek przysłuchiwał się uważnie, by wreszcie podsumować mój monolog.
- No, w rzeczy samej - dodałem.
- Sorki, miałeś pojebanych. - Bartek szybko się poprawił. - Bo to już przeszłość. Co teraz?
Wzruszyłem ramionami. Omiotłem spojrzeniem ulicę Mostową, wysokie kazimierzowskie kamienice, zaparkowane na poboczach luksusowe samochody, przypięte rowery miejskie, którymi poruszali się mieszkańcy Krakowa. Na dłużej zatrzymałem wzrok na drewnianym szyldzie z wyrytym napisem restauracji Marchewka z Groszkiem. Sentyment do tego miejsca. A ciut dalej "Papieros...", świetna knajpa. I tyle wspomnień. Westchnąłem, bardziej z żalu. Teraz nic mnie już nie trzymało w Krakowie. Nic ani nikt.
- Nie wiem. Nie mam pojęcia.
- A co z informacją, którą dostarczył warszawski prezes?
No odezwał się wreszcie dotąd milczący Karolek!
Przez całą opowieść milczał. Wydawać by się mogło, że nawet słuchał od początku do końca, ale to tylko były pozory. Nudził się, bo błądził wzrokiem wokoło, często spoglądał na zegarek, parę razy się wyłączał, więc swój monolog kierowałem bardziej do Bartka.
- Widzę, że słuchałeś - uciąłem zgryźliwie.
- Zawsze cię słucham.
- Ostatnio to ty jesteś innymi sprawami zajęty - wtrącił obrażonym tonem Bartek.
Czy coś mnie ominęło? Już na początku spotkania nie pałali do siebie sympatią, jakby podczas mojej nieobecności w Krakowie, doszło do sprzeczki.
- Tak? A jakimi? - zainteresowałem się szybko. - Widzę, że jakieś fragmenty mi uciekły.
- Gdybyś nie zaszył się w Zakopcu na tydzień, wiedziałbyś co jest na rzeczy - odparował Karol.
- Karolciu, nie chcę ci przypominać sprawy z Oskarem. Do tej pory powinienem trzymać naszą znajomość na dystans za to, że zabrałeś mnie na imprezę do tego ciulasa.
- Ile razy mam mówić, że nie wiedziałem, że Oskar i Artur się bzykali za twoimi plecami?
- Ale mu dałeś po twarzy! - Bartek na wspomnienie tamtego wieczoru zaniósł się głośnym śmiechem. W sumie... Takiej reakcji nawet po sobie się nie spodziewałem. - Polała się krew. Impreza przynajmniej się rozkręciła.
- Siniak jeszcze pozostał - przejechałem palcami po kości policzkowej.
- Już lepiej to wygląda.
- Widzę, że tylko ja lubię Oskara - rzekł Karol.
Spojrzeliśmy jednocześnie na Karola. Tak, tylko on go lubił z naszej paczki.
- To twój znajomy - słusznie zauważył Bartek.
- Nieważne. - Karol machnął ręką. - Jak wykorzystasz informację od prezesa? Może warto skorzystać z jego propozycji?
- Mam jechać do Warszawy? - zdziwiłem się. - I na dziesiątą część roztrząsać sprawę z Kamilem? Nie chcę tego pedała widzieć na oczy. Już i tak dość nabrudził mi w życiu.
- Ktoś musi mu utrzeć nosa - stwierdził Bartek. - Nadarza się okazja, żeby zrzucić z piedestału krystalicznie czystego Kamila, któremu nikt nie może się oprzeć.
- Musisz tylko jechać do Warszawy i porozmawiać z głównym dyrektorem - podłapał Karol.
Patrzyłem na nich z niedowierzaniem. Moi najlepsi przyjaciele, wysyłali mnie do wielkiego miasta, na pożarcie przez lwa. I na konfrontację z małym lwiątkiem. Znowu musiałbym oglądać tego zadufanego w sobie Kamilka, któremu nikt nigdy się nie oparł - jego ogromnej męskości - bo jest taki zajebisty. Nie wiem czy warto aż tak się poświęcać.
- O Jezu, ale nie chcę tego tematu rozwlekać - jęknąłem, jakby mnie wysyłali na Syberię.
- Odzyskasz dobre imię, przyjmą cię z powrotem do firmy. - Wizję mojej przyszłości roztaczał przede mną Karol. - W ramach rekompensaty zaproponują ci awans i podwyżkę...
- Ale pierdolisz - przerwałem te farmazony. - Ty chyba sobie sprawy nie zdajesz, jakie teraz ploty krążą po firmie na mój temat, dlaczego akurat mnie zwolnili. A Maruś pokazał jakim jest homofobem.
W tym samym czasie Karol spojrzał na zegarek, potem na smartfona. Zrobił to dyskretnie, ale zdążyłem to zobaczyć. Na samym początku wspominał, że na chwilę może się spotkać. Cóż, chyba ta chwila właśnie minęła. Zabębnił cicho palcami w stolik i rozejrzał się po Mostowej.
- Za to, że cię tak znieważył, możesz mu wytoczyć sprawę w sądzie - stwierdził Bartek. - I wygrasz ją. Znam dobrego prawnika.
- Trzeba dać mu dupy? - zapytałem.
- Wystarczy, że go przeruchasz. - Bartek nachylił się w moją stronę. - Podobno lubi się dupczyć na wirującej pralce.
- Wolę w samochodzie - odparłem.
Karol znów spojrzał na telefon. Jego oczy utwierdziły mnie w przekonaniu, że chciałby już stąd iść.
- Śpieszysz się? - zapytałem.
Bartek skrzyżował ręce na piersi i wlepił wzrok w Karola.
- No tak wyszło - odparł, ciągnąc wyrazy. - Jestem jeszcze umówiony.
- To uciekaj.
- Mogę? - Na twarzy od razu pojawił się uśmiech.
Machnąłem ręką. Karol pożegnał się szybko, zostawił dwadzieścia złotych za obiad i pognał w kierunku Placu Wolnica.
Przez dłuższą chwilę patrzyliśmy z Bartkiem, jak nasz przyjaciel coraz bardziej się oddala, aż znika. Uniósł szklankę z napojem i siorbnął głośno.
- Jego zdrowie - rzekł bardziej do siebie.
- Myślisz, że kiedyś poznamy jego dupę? - zapytałem.
- Nie liczyłbym na to w najbliższym czasie.
- Nie, nie teraz. Myślałem o zimie.
Wzruszył ramionami. Zerknąłem na niego spod oka. Nadal patrzył w kierunku Wolnicy. Ale na jego twarzy już nie było kpiny, żartu, tylko żal. Czyżby on... Nie!, zaprzeczyłem szybko w myślach. Na litość boską, nie Bartek. On i Karol? Możliwe to w ogóle? Takie połączenie?
- Masz kogoś? - zapytałem szybko, by odgonić niepokojące myśli.
- Ja? - spojrzał na mnie zaskoczony. - Filip, ocipiałeś? Teraz jest mi dobrze samemu.
Zła odpowiedź. Kłamał. Ktoś, kto go nie zna, mógłby uwierzyć, ale nie ja. Po wypadku w "Papierosie..." pojawiły się u mnie przeczucia, które nie mogłem ignorować. Jednak tę delikatną sprawę wolałem przemilczeć. Nie mój interes w tym, by wyciągać od Bartka tak delikatne informacje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz