wtorek, 29 października 2013

Epizod 80. Rozterki Bartka /2/.

Normalka!
Gwar, tłok, w pizdu ludzi na peronie. I jak na złość wszyscy czekający na pociąg do Krakowa. A ja myślałem, że to Warszawa tak przyciąga. Każdy z walizką, z torbą podróżną, niektórzy z kolorową reklamówką z Empiku lub H&M. Pewnie w tej reklamówce był bagaż podręczny.
Arek próbował mnie powstrzymać przed wyjazdem. Twierdził, że powinienem zostać, bo a nuż wróci Filip z tajemniczych wojaży do prezesa. Ale ja nie potrafiłem inaczej. Zawiodłem się na nim. Bo przecież totalnie mnie olał. Wystawił do wiatru, zapominając zadzwonić. Mało tego - nie raczył odebrać nawet moich telefonów. I ja miałbym zostać i czekać na Filipa? A co potem? Pewnie zacząłby się tłumaczyć, a przy tym ekscytować ile to się dowiedział o Robercie i innych pracownikach agencji. U dupy mi zwisały takie ciekawostki. Dlatego zdecydowałem wrócić do swojego mieszkania i pocieszyć Karola po takiej dawce informacji, jaką mu podałem na tacy odnośnie jego Michała.
Pech jednak chciał, że podróż powrotna do Krakowa miała się okazać brzemienna w skutkach. Już na ruchomych schodach, kiedy zjeżdżałem na peron dostrzegłem jego. Aż mnie zamurowało na parę sekund. On tutaj? I to akurat czeka na ten sam pociąg co ja? W pierwszym odruchu chwyciłem torbę i zacząłem uciekać w górę. Ale wciąż zjeżdżałem w dół, a ludzie na schodach patrzyli na mnie, jak na wariata.
- Chciałem sprawdzić, jak to jest - wytłumaczyłem się, stojącej lasce o spojrzeniu schizofreniczki. Nie skumała. Nie próbowała reagować.
Zjeżdżałem coraz niżej, a twarz Michała coraz bardziej się przybliżała. Nie był sam. Towarzyszył mu ten fagas z Placu Zamkowego. Wysoki brunet, całkiem przystojny i wpatrzony w Michałka, niczym w święty obrazek. Co za słodka scena!


Wniknąłem między ludźmi, ale na tyle, by móc panować nad sytuacją. Przede wszystkim nie mógł mnie zobaczyć. Jeśli tak się stanie, jestem pogrążony. Ale ja? Dlaczego ja? On! On jest pogrążony, nie ja. Bo to jemu powinno zależeć na utrzymaniu wypadu do stolicy w tajemnicy tak, by Karol o niczym się nie dowiedział. Tylko że Karol już wie. I być może Michał miał telefon z kazaniem. A jeśli tak... to ja nie powinienem się ukrywać.
Wyszedłem zza grubasa, za którym się ukrywałem w momencie, kiedy na peron wjeżdżał skład. Lokomotywa leniwie ciągnęła za sobą wagony, by w końcu kilkadziesiąt metrów dalej zatrzymać się ze zgrzytem. Nie lubiłem tego dźwięku. Jebało po uszach tak głośno, że martwiłem się o swoje bębenki. Ludzie tłumnie ruszyli do przedziałów. Dostrzegłem, że Michał również przepychał się do drzwi. Całe szczęście wsiadał dwa wagony dalej.
Znalazłem pusty przedział i ulokowałem się pod oknem. W myśl zasady "kto siedzi przy oknie, ten ma władzę", uchyliłem okno, by duszna separatka nasiąkła warszawskim powietrzem. Uff, duchota ustępowała. Nie minęło parę minut, jak w drzwiach pojawiła się kobieta w średnim wieku, taszcząca wielką ruską torbę. Taką jeszcze z czasów peerelowskich. Upchała ją nad siedzeniem i opadła ciężko.
Wstałem i wyjrzałem przez okno na peron. Warszawski absztyfikant Michała warował przy wagonie, jak wierny pies. Cały czas patrzyli sobie w oczy, nie widząc poza sobą świata ani ludzi. Wyglądał na starszego niż Michał, ale miałem wrażenie, że jego zachowanie przypomina temperament nastolatka, w którym buzują hormony. Czyżby się w sobie zakochali? Może akurat to prawdziwa miłość. Ciekawe, jak całą tę sprawę Michał rozegra z Karolem. W grę wchodziła również opcja ciągnięcia na dwa fronty.
- Pan zamknie okno, jak pociąg ruszy? - Z tyłu, za mną doleciało sapanie kobietki. Nie była staruszką, która mogłaby się obawiać o swój pęcherz, czy węzły chłonne. Miała sobie trochę lat, no ale bez przesady. Nie kwalifikowała się do pierwszej grupy.
- Dlaczego? - zapytałem lekko poirytowany. Czemu akurat to do mnie dosiadają się takie zmarzluchy? - Jest lato i duszno. Nie mam zamiaru się tu udusić, nim dojadę do Krakowa.
- To chociaż trochę pan przymknie - rzekła oburzona.
- Tyle przedziałów, a pani musiała tutaj trafić. - Usłyszałem swój podniesiony głos.
Już się nie odezwała. I dobrze. Może pójdzie sobie stąd.
Została. A do przedziału weszły jeszcze dwie dziewczyny, które usiadły naprzeciwko mnie.
Gwizdek konduktora zasygnalizował odjazd. Pociąg wolno ruszył z peronu. Zakochani uścisnęli sobie jeszcze na pożegnanie dłonie. Och, jakie to słodkie, pomyślałem kpiąco. Pędzący pociąg rozdziela kochanków. No po prostu straszne.
Usiadłem na miejscu i wlepiłem twarz w krajobraz za oknem. Warszawa uciekała mi przed oczami. Zaledwie trzy dni temu cieszyłem się, że jadę do stolicy, a dzisiaj wracałem przepełniony goryczą i żalem do Filipa, że potrafił tak mnie zostawić i tak potraktować. Jak zwykłego znajomego. A myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi. Takimi na dobre i na złe. Jednak myliłem się. On wolał towarzystwo Roberta. Może i był przystojny, nie wiem, ale nie powinien tak mnie traktować. Sam zaprosił mnie do Warszawy. Mieliśmy spędzić miło te dni.
Szkoda zawracać sobie tym głowę.
Niespodziewanie usłyszałem dźwięk odsuwanych drzwi. Zastygłem w bezruchu. Wstrzymałem oddech. Nie wiem dlaczego, ale moja podświadomość od razu postawiła mi przed oczami postać Michała. Że to on tu przyszedł. Ale przecież nie mógł mnie dostrzec na peronie. Był zbyt zajęty swoim adoratorem. Nawet jeśli mignąłem mu w tłumie podróżnych, powinien zostać w swoim przedziale. Nie, to na pewno nie on.
Osoba usiadła obok. Patrzyłem przez okno, ale nie widziałem nic. Warszawa uciekała mi sprzed oczu, ale mimo tego, nie dostrzegałem żadnych bloków, mieszkań, ulic. Miałem w wyobraźni postać Michała. Poczułem miażdżący wzrok na sobie. Cholera jasna, czyżby to był jednak on? Walić to, muszę się przekonać.
Wolno odwróciłem twarz.
- O Jezusie! - zawołałem. Tak zareagowałem na widok Michała. To był on, a to znaczy, że zdążył mnie zauważyć na peronie. - Ale się wystraszyłem.
I żeby pokazać, jak bardzo się zestresowałem, złapałem się szybko za klatkę piersiową.
- Nie Jezusie, tylko Michał - rzekł z uśmiechem. Lustrował mnie spojrzeniem, próbując przejrzeć moje myśli, wedrzeć się do głowy i dokonać spustoszenia. Całe szczęście jeszcze nikt tego nie potrafił. Ale wnikliwa obserwacja zachowania drugiej osoby, mogła zasugerować wnioski. - Co ty tu robisz?
Postanowiłem, że będę twardy. Zmusiłem się do uśmiechu. Na pewno w tym świetle sztucznie wyglądał i Michał łatwo rozpozna, czy jest on szczery, czy też szczerze udawany.
Pamiętam, kiedy go poznałem. Całkiem niedawno. Zaledwie parę dni po mojej rozmowie z Filipem, kiedy spotkaliśmy się w trójkę z Karolem. Wtedy właśnie Karol chciał, by dołączył do nas Oskar, jego znajomy. Potem Karol przedstawił mi Michała. Już w dniu naszego spotkania, Michał bacznie mi się przyglądał, zwłaszcza kiedy Karol nie widział. Tłumaczyłem to faktem, że chwilę wcześniej mnie poznał, dlatego musi mi się przyjrzeć.
Teraz widziałem, że to mogło znaczyć coś zupełnie innego. Patrzył mi prosto w oczy i kusił. Był pewny siebie, lepszy i świadomy tego, że nikt mu nie dorówna, a każdy pójdzie za nim, jeśli pstryknie palcem.
- Jak widzisz, siedzę - odparłem.
- Zabawny jesteś. Co za zbieg okoliczności, że akurat spotykamy się w Warszawie, prawda?
Chciał coś zasugerować. Chciał, żebym się wygadał, czy widziałem jego absztyfikanta.
- Gdzie Karol? Jest z tobą?
Uśmiech nie znikał z jego twarzy. Nadal był spokojny i pewny siebie. Nie zbladł, nie załamał się, ale dałem mu do zrozumienia, że widziałem wystarczająco dużo.
- Nie, nie ma go ze mną. Jest w Krakowie.
- Aha, w Krakowie - powtórzyłem, nie kryjąc zadowolenia. Takie podchody zaczynały mnie bawić. - Bo wiesz... We wtorek na Placu Zamkowym towarzyszył ci jakiś koleś. Musi być ci bardzo bliski.
Zaśmiał się głośno. Nie wiem, co w tym było zabawnego. Być może się zestresował, że widziałem go już dużo wcześniej, a nie tylko na peronie.
- Taki kolega - machnął ręką.
- Kolega - powtórzyłem. - A wydaje mi się, że maślanych oczu do kolegów nie powinno się robić. To nie przystoi. - Skrzywiłem się, przypominając sobie tamtą scenę.
- Różnych ma się kolegów.
Choć jego odpowiedzi były żenujące i totalnie głupie, to jednak uśmiech nie znikał z jego twarzy. Grał na zwłokę i nie miał zamiaru tak łatwo się poddawać. Pora na ostateczną zagrywkę. Postanowiłem wytoczyć najcięższe działo. Może akurat po tym, ten wkurwiający uśmieszek zniknie na zawsze.
- Wiesz, dzwonił Karol...
- Tak? - Brwi automatycznie podniosły się do góry. - Kiedy?
- We wtorek i wczoraj. Ale we wtorek chciał się ze mną spotkać, bo wspominał - zniżyłem głos do półszeptu, tak by dziewczyny siedzące naprzeciwko nas nie usłyszały zbyt wiele - że jego facet wyjechał do rodziny na Podkarpacie. Wiesz coś o tym?
Milczał. Chyba podziałało. Ten pewniacki uśmieszek powoli znikał z jego twarzy, chowając się w kącikach ust. Patrzyłem, jak zmienia mu się skóra na policzkach, czole, nosie. Napinała się. Został pokonany. Kłamstwo i oszustwo ma jednak krótkie nogi.
- Przeproszę cię teraz - poklepałem go po udzie. - Mam nadzieję, że jak wrócę do przedziału, ciebie już tutaj nie będzie.
Podniosłem się z siedzenia i wyszedłem na korytarz. Spojrzałem w prawo i w lewo. Znajdowałem się pośrodku składu, więc w którąkolwiek stronę bym nie poszedł, mam taką samą drogę do toalety. Wybrałem tę na prawo.
Toaleta wyglądała tak, jak miała wyglądać toaleta w PKP. Obskurne wnętrze, smród unoszący się w kabinie, zapaćkane lustro, w którym nawet nie można było się przejrzeć. Podniosłem klapę. Metalowa zakładka gdzieś zniknęła. Z ziejącej dziury piździł wiatr, uciekały tory. Totalna masakra.
Rozpiąłem pasek. Hola, hola!, pomyślałem szybko. Przecież nie zamknąłem drzwi, zostawiłem je uchylone. Już miałem je zamykać, kiedy nagle ktoś pchnął je do środka. W progu stanął Michał. Miał dziwną twarz. Przerażenie i desperacja malowała się w jego oczach. Cały płonął. Miałem wrażenie, że coś w niego wstąpiło, że on tylko wykonywał czyjeś rozkazy.
- Wyjdź stąd! - zareagowałem ostro.
Zmierzył mnie wzrokiem i pchnął do środka. Zatoczyłem się, ale wsparłem się o umywalkę. Deska z hukiem opadła na metalową muszlę. Michał pewnym siebie gestem zamknął drzwi i przekręcił zamek. Popatrzył na mnie. W jego oczach pojawił się obłęd. Na ustach znów rozgościł się ten pewny siebie uśmiech. Zrobił krok w moją stronę.
- Co robisz? Wyjdź mi stąd. - Głos, który się ze mnie wydobył, zadrżał w ostatniej fazie.
Błyskawicznie zjawił się przy mnie. Oplótł mnie silnymi ramionami i odwrócił tyłem do siebie. Wtulił nos w moje włosy i wciągnął ich zapach. Zadrżałem niespodziewanie. Ale nie z obawy przed tym, co mogło dalej nastąpić, ale z rozkoszy. Dawno nikt mnie nie tulił.
- Jesteś boski - wyszeptał Michał.
Gorący oddech łaskotał kark i przyprawiał o dreszcze na całym ciele. Dłoń Michała błądziła po omacku po torsie. Uszczypnął mnie przez koszulkę w nabrzmiały sutek. Jęknąłem z rozkoszy. Przyparł mnie jeszcze mocniej do siebie. Odczułem jego nabrzmiałego kutasa. Jakby w odpowiedzi, mój automatycznie rozrósł się w spodenkach i z całych sił napierał na materiał bokserek.
- Zostaw mnie! - wykrztusiłem z siebie.
Słowa słowami, ale inna część mnie pragnęła rozkoszy. Tej właśnie niespodziewanej rozkoszy w publicznej toalecie pociągu relacji Warszawa Wschodnia - Kraków Główny. To takie podniecające!
Już po chwili dłoń Michała była na moim kroczu. Rozpięła spodenki, które zjechały do kostek, a uwolniony kutas zniknął między palcami chłopaka. Jęknąłem. Gorący oddech na karku, który doprowadzał mnie do ekstazy i jego ręka na moim przyrodzeniu. Najpierw masował kutasa delikatnie, spokojnie, potem nabierał prędkości. Robił mi dobrze, a ja byłem coraz bliższy dojścia. Gdzieś przez umysł przebiegła myśl - co ja najlepszego wyczyniam? Szybko jednak została zagłuszona przez spazmatyczny oddech Michała. Wgryzł mi się w skórę. Zadrżałem. Jeszcze chwila. Jeszcze moment. Kilka sekund i...
Trysnąłem. Najpierw raz, potem drugi. Właśnie wówczas moje ciało przeszył orgazm. Odchyliłem głowę do tyłu. Usta Michała wniknęły do moich. Całowaliśmy się przez dłuższą chwilę. Namiętnie i z rozkoszą. Jego język wślizgiwał się między zęby a wargi, masował podniebienie, a ja odlatywałem.
Uśmiechnął się. Nie wiem, czy do mnie, czy bardziej do siebie, ale patrzył mi głęboko w oczy. Nikt tak nigdy na mnie nie patrzył, jak on. Wypuścił mojego już dogorywającego kutasa z dłoni i uniósł palce do góry. Miał na nich spermę. Ale tylko się zaśmiał. Oblizał palce i szepnął do ucha:
- Pychotka!
Patrzyłem za nim, jak odwraca się, przekręca zamek i wychodzi z toalety. Jeszcze raz to spojrzenie. Podciągnąłem spodenki i pochyliłem się nad umywalką. Chciałem dojrzeć swoją twarz, ale zapaćkane lustro skrzętnie ukrywało moje odbicie. Może to i dobrze, bo właśnie zaczęło do mnie docierać, co najlepszego zrobiłem. Boże, przecież zabawiałem się z Michałem! Facetem mojego przyjaciela! O Jezusie najsłodszy.
Mam przejebane. Jeśli Karol się o tym dowie, już nigdy nie będzie chciał mieć ze mną nic do czynienia. Odwróci się i zerwie znajomość.
Nie! Nie mogę do tego doprowadzić. Muszę to jakoś rozegrać. Na pewno jest jakieś wyjście z tej ohydnej sytuacji. Każdy kij ma dwa końce. Nie mogę się poddawać. Karol nie może się dowiedzieć o tym co zaszło w paskudnej toalecie w jednym ze składów drugiej klasy.
Obmyłem twarz zimną wodą. Znajdę rozwiązanie. To nie jest beznadziejna sytuacja. Nawet jeśli się to wyda, to przecież wina spadnie na Michała, bo to on był prowokatorem całego zdarzenia. On wszedł mi do kibla, nie ja jemu. I kiedy tak nabierałem optymizmu, zmierzając do przedziału, uświadomiłem sobie jeszcze jedną rzecz. A jeśli to była tylko zagrywka? Zatrzymałem się przed drzwiami. Michał siedział na miejscu, które zajął, kiedy wszedł tu za pierwszym razem. Miał kamienną twarz i zamyślone spojrzenie.
Wszedłem do środka. Natychmiast spojrzał na mnie. Znów się uśmiechnął, aż nogi ugięły się pode mną. Ale doszedłem na swoje siedzenie. Przez cały czas czułem na sobie jego wzrok. W końcu poczułem również jego dłoń na swoim udzie. Ścisnął je mocno. Zerknąłem na niego.
- No - rzekł zadowolony - to teraz obaj dzielimy jedną tajemnicę. I nie możemy o tym nikomu mówić. Bo co niektórzy mogą się bardzo pogniewać na nas... Prawda?
Już miałem przejebane. Spojrzałem na uciekający za oknem krajobraz. Karol już wie, że Michał nie był u rodziny na Podkarpaciu, tylko spędził kilka dni w Warszawie. Teraz dowie się jeszcze o tym, co zaszło w toalecie. Moje życie właśnie rozpadało się na drobne kawałki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz