czwartek, 3 października 2013

Epizod 70.

- No, niezła hacjenda - kiwnąłem głową z podziwem, przekraczając próg nowocześnie urządzonego mieszkania na Mokotowie. Taszcząc walizkę za sobą wszedłem do całkiem sporego salonu połączonego z kuchnią. - Mieszkasz tutaj, jak król. Ostatnie piętro i pewnie zajebisty widok na Warszawę.
- Mnie się podoba - potwierdził z uśmiechem Robert.
- Sam urządzałeś? - wskazałem na dobór eleganckich mebli. Broń Boże nie zajeżdżało Ikeą. Nic nie miałem do szwedzkiego producenta, przecież w końcu to mieszkanie w Krakowie urządziłem w ich stylu. Nie moje własne, ale wynajmowane.
- Dekorator wnętrz tutaj był, ale wcześniej architekt zrobił projekt i wizualizację. - Robert dumnie spojrzał na czarno-białe antyramy ze zdjęciami stolicy nocą. Zatrzymane chwile, uchwycone ujęcia dodawały temu mieszkaniu nie tyle surowego wyglądu, co szacunku do tego miasta. Patrząc na ogromne piksele, miałem wrażenie, jakbym się zanurzał w zdjęcie.
- Aha, dekorator wnętrz - zacisnąłem usta. Niektórych stać na taki luksus. - Ładnie - dodałem szczerze.
- Ale jakoś dziwnie zareagowałeś na początku.
Kurde, no! Robert zauważył, że ukłuła mnie zazdrość, kiedy powiedział, że to wszystko to projekt grupy ludzi, którzy są w tej dziedzinie specjalistami. A ja muszę sobie sam urządzać, bo nie zarabiam kokosów.
- Bo stać cię na dekoratora i architekta.
- Masz żal do mnie? - zapytał zdziwiony.
- Nie - poprawiłem się szybko. - To bardziej złość na siebie samego, że nigdy nie będzie mnie stać na takie luksusy. No, ale nieważne.
Usiadłem na kanapie. O Dżizas, jaka wygodna. Miękka, super się siedzi, można w niej zasnąć. Robert chyba zauważył, że spodobał mi się mebel wypoczynkowy, więc szybko zareagował.
- Jako że jesteś moim gościem, śpisz w sypialni na górze.
- O nie! - zaprzeczyłem.
- Bez dwóch zdań - wszedł mi w słowo. - Jesteś moim gościem i twoja jest sypialnia.
- Dzięki wielkie, ale właśnie dlatego, że jestem twoim gościem i mi pomagasz w zemście na Kamilu, ja śpię tutaj, ty u siebie. Nie ma żadnej zamianki.
- Głupio mi będzie. Weź nawet tak nie żartuj.
- Trudno - wzruszyłem ramionami - to będzie twój problem. Nie znasz mnie nawet, a przygarniasz pod dach i pomagasz. To naprawdę wystarczy.
- No ok. - Dość szybko się zgodził. - Ale jak ci będzie niewygodnie, dajesz mi od razu znać.
- W porządku.
Robert zaproponował szklankę soku. W taki upał, jak dziś, zimne napoje wskazane.
Niespodziewanie poczułem wibracje w kieszeni, a już po chwili zaczął docierać stłumiony dźwięk piosenki "Sexualna". Wiem, żenada, ale mnie się podoba. Szybko wyjąłem smartfona. Przemek. On? Jego akurat się nie spodziewałem. O Jezusie!, przecież zapomniałem do niego zadzwonić i streścić wesele Margaret i Pawła. Na pewno był ciekaw, jak się potoczyły losy młodej pary. A raczej tej komedii, której finał okazał się bardziej zaskakujący niż sam mogłem się tego spodziewać. Mało tego - nic nie pamiętałem z tamtego incydentu i jak na złość pamięć nie chciała wracać. Może to i dobrze, bo przynajmniej nie wiem kto zaczął - czy ja, czy może mój przyjaciel. Sorki, były przyjaciel. Znając temperament Pawła i jego stosunek do gejów, groził mi solidny wpierdol. Lepiej więc nie wiedzieć.
Ściskając telefon w dłoni, wyszedłem na balkon. Nie, to nie był balkon. To taras. Duży, z drewnianym stolikiem, cztery krzesła, ogromny parasol, chroniący przed słońcem. Utwór Mirami towarzyszył mi, aż zlał się z gwarem wielkiego miasta. Rozbrajała mnie ta wielkość stolicy. Te wieżowce, bloki mieszkalne sięgające prawie nieba, pęd ludzi. Działało to na mnie i nieźle jarało. Jeśli wcześniej, w czasie podróży do Warszawy, przeżywałem wątpliwości co do przyjazdu tutaj, tak teraz cieszyłem się niczym dzieciak z przedszkola, który wpadł na plac zabaw, by poszaleć na huśtawkach. Gorące i duszne powietrze uderzyło z wielkim impetem. Jednak chmury, które jakiś czas temu zalegały niebo, po prostu się rozeszły. Błękitne niebo i niesamowity żar. A do tego w centralnym punkcie wielka kula światła.
- Słucham cię, Przemku - przywitałem się nad wyraz serdecznie. W te naciągane serdeczności wkradła się nutka ironii.
- Cześć Filipie. Możesz rozmawiać? Nie przeszkadzam?
- Właściwie... - odwróciłem się i spojrzałem przez okno. Miałem nadzieję, że zobaczę co porabia prezesik, ale przez to światło gówno zobaczyłem. Znaczy się ujrzałem swoje odbicie, ale szczegółów wnętrza urządzonego przez dekoratora wnętrz nie zauważyłem. - Nie, nie przeszkadzasz. Wiem, że nie dzwoniłem. Przepraszam cię, ale trochę się porobiło. Pewnie chcesz wiedzieć, jak po weselu?
- Weselu? - zapytał zaskoczony.
- No, Pawła i Lady Margaret. - Zapomniał, że byłem na weselu. U niego to możliwe. Cały on, żyjący w swoim komputerowym świecie i szpiegujący wszystkich kogo tylko się da.
- Aaa! - zaskoczył szybko. - Wyleciało mi z głowy, że byłeś na weselu. Ale ja nie dzwonię w sprawie wesela.
Jak zawsze szczery. Cały Przemuś.
- Tylko w jakiej? - zapytałem zaskoczony.
- Mam dla ciebie solidną dawkę informacji. Kiedy się dowiesz, usiądziesz z wrażenia i zwątpisz.
- Jakie informacje? Przecież o nic cię nie prosiłem.
- A wiesz z nudów trochę poszperałem w internecie.
- Ty dwadzieścia cztery godziny spędzasz w sieci. Ciągle szperasz. Jakie masz informacje?
- Lepiej, żebyśmy się spotkali - zaproponował Przemek.
Wypuściłem głośno powietrze i wyjrzałem przez balustradę. Wysoko. W oddali dumnie wznosił się Pałac Kultury i Nauki, komunistyczna budowla, jeden z symboli współczesnej Warszawy. A Kraków był teraz tak daleko. Ponad trzysta kilometrów, ponad trzy godziny jazdy pociągiem, pięć autobusem. Nie, nie miałem zamiaru tam wracać. Nie w najbliższych kilku dniach.
- Raczej to niemożliwe - odparłem. - Nie ma mnie w Krakowie.
- Gdzie jesteś?
- W Warszawie. Odpoczywam.
- A urlop! - Myślał, że zgadł. Nie będę go wyprowadzał z błędu.
- Coś w tym stylu. No, ale skoro nie chcesz powiedzieć o szczegółach, to chociaż powiedz kogo dotyczą? Dowiedziałeś się czegoś nowego o Pawle albo o Margaret?
- Nie. O Arturze.
Artur. Artur. Artur. Ciągle tylko Artur i Artur. Nie byliśmy ze sobą już od kilku miesięcy, rozstaliśmy się tak po prostu, kiedy wyszedł z mieszkania i już więcej nie wrócił. To znaczy wrócił, ale pod moją nieobecność, żeby zabrać swoje rzeczy. Po czym zniknął. I tyle o nim słyszeli. Pobolało, trzymałem się dzielnie, ale przeszło, kiedy przypadkiem dotarły do mnie wieści, że mój Arturo nie do końca był mój. Dzielił się sobą między mną a Oskarem. Może i jeszcze oprócz nas miał kogoś na boku. Ciężko to sprawdzić. W każdym razie obiecałem sobie, że nie będę szukał z nim kontaktu. Aż tu takie wieści od Przemusia dostaję.
- Przemek, dobrze wiesz, bo już ci kiedyś wspominałem, że nie chcę mieć z tym człowiekiem nic do czynienia. Rozstaliśmy się.
- Ale wydaje mi się, że jednak powinieneś to wiedzieć.
Poniekąd rzeczywiście chciałem poznać informacje, które odkrył Przemek. Tylko po co wracać do przeszłości i znów rozdrapywać rany? Naprawdę warto, skoro jestem już na prostej? Coś jednak pchało mnie, by poznać tajne wiadomości o Arturze.
- No dobra, mów co masz - zgodziłem się.
- Nie. Jak wrócisz do Krakowa, spotkamy się i zobaczysz to na własne oczy. Inaczej nie uwierzysz.
Rozmowa z Przemkiem coraz bardziej stawała się intrygująca. Artur, oprócz tego, że prowadził i uwielbiał prowadzić podwójne życie, miał na dodatek jeszcze jakąś skazę w życiorysie. Co to mogło być?
- Nie możesz nawet uszczknąć rąbka tajemnicy o nim?
- Nie - odparł stanowczo. - Zobaczysz, jak wrócisz do Krakowa. Wypoczywaj. Do zobaczenia.
- Pa.
Tylko nie wiem czy ja chciałem wracać do Krakowa. Póki co, tutaj, w Warszawie było mi dobrze.
Zgasiłem smartfona i schowałem go do kieszeni. Odwróciłem się. W drzwiach balkonowych stał prezesik, trzymając przed sobą tacę z zimnymi napojami. Zamarłem z przerażenia. Ciekawe, jak długo stał i ile słyszał?
- Długo stoisz? - Wymusiłem na twarzy sztuczny uśmiech. Jeśli dowie się, że jestem gejem, przepadnę i nie pomoże mi w zemście na Kamilu. W najgorszym wypadku pozbawi mnie noclegu w tym luksusowym, pięciogwiazdkowym apartamencie. I tyle zażyję tego dobrego.
- Czekałem, aż skończysz rozmawiać. Soku?
Wybrnął. Może jednak nic nie usłyszał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz