piątek, 3 maja 2013

Epizod 3.

Z papierosem między palcami przystanąłem przed moją ulubioną knajpą. Zaciągnąłem się mocno i czując niewypowiedzianą rozkosz, kiedy dym wnikał do płuc, podniosłem głowę i spojrzałem na drewniany szyld, wiszący nad wejściem. Wypuściłem smużkę dymu. "Papieros i kawa". Cóż za paradoks?, pomyślałem z uśmiechem. Odkąd weszły przepisy o zakazie palenia w restauracjach, pubach i dyskotekach, również w tej knajpie ruszyły reorganizacje, które miały ją przystosować do użytkowania według ustawy sejmowej. Nazwa się ostała, choć z tego co zdążyłem się dowiedzieć, walka o zmianę szyldu była zacięta. Nie wiem co takiego ma ta knajpa w sobie, ale uwielbiam w niej przebywać, pić piwo czy rozkoszować się smakiem świeżo parzonej kawy.
W oknie dostrzegłem chłopaka, który bacznie mi się przyglądał. Ciemna karnacja skóry i czarne gęste włosy dodawały mu południowej urody. Siedziałem nad jakimiś książkami. Zaledwie rzuciłem okiem, ale miałem wrażenie, że uśmiechnął się do mnie. Tak, to na pewno błysnęły jego zęby. Dogasiłem papierosa i wszedłem do środka. Usiadłem przy barze.
- Cześć - na twarzy Julki pojawił się serdeczny uśmiech. - Już myślałam, że dzisiaj nie dotrzesz do nas.
- Hej - odparłem, moszcząc swój kuper na twardym krześle. - Musiałem wyjść z tego mieszkania i spędzić trochę czasu z ludźmi.
- Przytłacza cię takie samotne mieszkanie - pokiwała z politowaniem głową.
- Nie, jest w porządku. Tylko jeszcze nie jestem przyzwyczajony, że mam całe mieszkanie tylko dla siebie.
Zawsze mieszkałem z kimś. Najpierw w rodzinnym domu dzieliłem pokój z moim młodszym bratem, potem mieszkanie w akademiku i dostrajanie charakterów ze współlokatorami, wreszcie wyprowadzka na upragnione M2, ale nadal miałem towarzystwo w pokoju. Potem była miłość mojego życia, u której spędzałem mnóstwo czasu, ale nie mieszkaliśmy razem. I wreszcie pojawił się Artur, z którym fajnie się żyło, ale finał już taki kolorowy nie był. Decyzja o samodzielnym mieszkaniu zapadła dosyć szybko. Może za szybko została podjęta. W każdym razie musiałem dostosować się do nowych warunków, a to czasami wymagało czasu. Biedna Julka; szybko tego nie pojmie.
- Ale to tak dziwnie mieszkać w czterech pustych ścianach i nie mieć do kogo ust otworzyć.
Czyżbym w jej głosie słyszał użalanie się nade mną? Przecież mnie jest dobrze w tym mieszkaniu. Dziewczyna za bardzo bierze to do siebie.
- Kochana, nie musisz się o mnie martwić - rzekłem z uśmiechem.
- A ten twój kolega - poczułem jak wszystkie mięśnie zaczynają się napinać - to gdzie się wyprowadził?
- Do rodziny - odparłem szybko. Nie miałem ochoty rozmawiać o Artim. - Wrócił do domu. Możesz mi nalać piwa? Mam straszną ochotę.
- Już się robi.
Wprawną dłonią chwyciła kufel i przystawiła do kraniku. Po ściankach zaczął spływać złocisty napój. Skorzystałem więc z okazji i rozejrzałem się po knajpie. Od razu dostrzegłem wpatrzone we mnie ciemne, niczym noc, oczy chłopaka, siedzącego przy dużym oknie. Teraz wyraźniej zauważyłem, jak jego usta tworzą idealny kształt banana. Puścił oczko w moją stronę. Złapałem się na tym, że odwzajemniam jego uśmiech. Chyba go to bardziej ośmieliło, bo ponownie ukazał się rząd równych zębów.
- Proszę, osiem złotych.
Julka wyrwała mnie z błogiego stanu i postawiła kufel z piwem. Jeszcze się pieniło. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz