poniedziałek, 20 maja 2013

Epizod 7.

- Już dobrze! Już spokojnie!
Łapczywie chwytałem powietrze, wijąc się z bezsilności. Dusiłem się. Klub, w którym się znajdowałem, migotał mi przed oczami. Gdzieś z boku docierał przytłumiony głos Tomasza. Im mocniej chciałem zaciągnąć się powietrzem, tym trudniej mi to przychodziło. Coś blokowało dostęp powietrza do płuc. W tym momencie zrozumiałem, jak musi się czuć ryba, która nieprzystosowana do oddychania tlenem, a wyrzucona na brzeg, wije się w konwulsjach, by przeżyć.
Silne uderzenie w plecy odblokowało dostęp do płuc. Zalegająca w gardle wydzielina przecisnęła się w kierunku przełyku. Powietrze ze świstem przedarło się przez tchawicę, wcisnęło w oskrzela, a następnie wypełniło pęcherzyki płucne. Zakasłałem ze łzami w oczach.
- Już dobrze - powtórzył Tomasz. - Napij się.
Podsunął szklankę z colą. Pociągnąłem solidny haust. Okazało się, że to nie była sama cola, ale mieszanka z wódką. Na szczęście pomogło, bo od razu poczułem się lepiej.
- Czy znowu zemdlałem? - zapytałem po chwili.
Tomasz potwierdził skinieniem głowy.
- Muszę wracać do domu - powiedziałem zrezygnowany.
- Jeszcze nie teraz - zaoponował szybko Tomasz.
Jakby na potwierdzenie tego, przypomniała mi się poprzednia sytuacja. Spojrzałem na przeciwległy koniec klubu. W kącie zamiast mężczyzny, który przypominał mi znajomego lizała się para nastolatków. Przydługawe włosy, które od jakiegoś czasu nie widziały fryzjera, zasłaniały ich buzie, niezniszczone jeszcze przez ostrze maszynek do golenia.
- Damian! - zawołałem nagle. - Gdzie on jest?
Tomasz podniósł się z sofy i ruszył w tłum. Zerwałem się za nim i dopadłem przy rampie, kiedy przeciskał się obok rozgrzanych męskich ciał.
- Gdzie jest Damian? - wrzasnąłem, próbując przekrzyczeć muzykę. - Muszę się z nim zobaczyć!
- Obiecuję, że się z nim jeszcze spotkasz. Ale nie teraz.
Ruszył w stronę baru. Coraz bardziej ta sprawa zaczynała mi brzydko pachnieć. Coś tu było na rzeczy, coś się działo, ale nikt nie chciał mnie poinformować o co chodzi. Widziałem, jak Tomasz znika między męską napakowaną grupą klubowiczów. Jego normalna postura przy tych kolosach była wręcz komiczna. Popatrzyłem na siebie. Ze mną jeszcze gorzej.
- Czekasz na kogoś, przystojniaku?
Stanąłem twarzą w twarz z jakimś macho w krótkich spodenkach i T-shircie, który ledwo wytrzymywał napór mięśni. Dresik błyskał do mnie okiem. Zmierzyłem go od stóp do głów i od razu wydałem werdykt. U mnie castingu nie przeszedł.
- Z pewnością nie na ciebie - odparłem.
- Zgrywasz niedostępnego - zaśmiał się. - Widzę, że lubisz być zdobywany. Chodź do darkroomu, tam już nie będziesz tak kozaczył. Zapnę cię i zerżnę jak sukę - ostatnie zdanie wyszeptał mi do ucha.
Myślał, że tym mnie pobudzi i zachęci? Nie mylił się. Ale jednak takie macho "pako" to nie moje klimaty. Zbyt przesadzone.
- Prędzej to ty się schylisz po mydło pod prysznicem i wypniesz mi dupsko, niż ja ci się oddam w ciemnym pokoju.
I nie żegnając się, ruszyłem w kierunku baru. Dopadłem do Tomasza, kiedy ten zamawiał drinka.
- Nie skończyliśmy rozmawiać - klepnąłem go w ramię.
- Wiem - odwrócił się twarzą do mnie.
- Gdzie jest Damian? Muszę się z nim zobaczyć.
- Jest tu osoba, która najlepiej odpowie na to pytanie.
Tomasz cofnął się o krok, odsłaniając chłopaka, siedzącego po jego lewej stronie. Wcześniej nie zwróciłem na niego uwagi. Twarz wydała mi się bardzo znajoma. Podobne rysy. Miałem nieodparte wrażenie, że widziałem go zaledwie raz. Jeden, jedyny raz w swoim życiu, ale zapamiętałem go na wieczność.
- Cześć Filip - przywitał się z uśmiechem.
I ten głos. Taki elektryzujący.
- Pamiętasz mnie?
Z czarnej dziury wyłaniała się twarz stojącego nieopodal chłopaka. Była coraz wyraźniejsza i jaśniejsza. Tak, znałem go. Tylko... Zamarłem na moment. Krew odpłynęła mi z twarz. Oczami swej świadomości wyobraziłem sobie, jak staję się trupio blady.
- Sebastian... - wyszeptałem.
- Jednak pamiętasz?
- Ale przecież... - zacząłem się jąkać - przecież ty... Ja pierdolę! Przecież ty nie żyjesz!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz