piątek, 17 maja 2013

Epizod 6.

Ciszę wypełniał przytłumiony dźwięk muzyki, dobywający się z oddali. Pojawił się znikąd. Niespodziewanie. Nie potrafiłem go zlokalizować, jednak miałem nieodparte wrażenie, że zbliża się w moim kierunku. Albo ja płynę w jej stronę. Ciemność, która zalegała przed oczami zaczęła wirować i wciągać mnie do środka. Nie wiedziałem co się ze mną tak naprawdę dzieje. Chciałem się bronić, ale cóż miałem zrobić? Byłem bezsilny. I z tej bezsilności z mojego gardła wyrwał się nagle przerażający krzyk. Wrzasnąłem tak głośno, że aż otworzyłem oczy.
- Spokojnie, już spokojnie. Nie masz się czego obawiać.
Mężczyzna siedzący obok mnie pomógł mi usiąść. Obejmował wpół i delikatnie klepał po plecach. Pomagało. Ale mimo to serce napieprzało mi tak szybko, że nie potrafiłem je uspokoić.
- Spokojnie - powtarzał mężczyzna. - Jesteś w bezpiecznym miejscu. Oddychaj. Tutaj nic ci nie grozi.
Rozejrzałem się wokoło. Siedziałem na miękkiej sofie w kącie klubu, skąd miałem widok na tańczące męskie pary. Obok tłoczyła się grupka rozkrzyczanych nastolatków, zbyt zmanierowanych i spedalonych. Totalnie nie mój typ. Z zakamarków świadomości wydobyłem wspomnienie wejścia do klubu i moje zdziwienie. Przecież nawet nie pamiętałem, jak tutaj trafiłem.
- Zemdlałem? - z moich ust wydobyło się pytanie. Raczej było ono retoryczne. No co innego mogło mnie spotkać? - Pierwszy raz mi się to zdarzyło - dodałem.
- Na pewno pierwszy raz wywinąłeś takiego orła? - mężczyzna, który siedział obok nie krył rozbawienia.
Spojrzałem na niego. Siedząc, wydawał się niewiele wyższy ode mnie, więc przy wyprostowanej postawie mógł dobiegać wzrostem do stu osiemdziesięciu centymetrów. Ciemny blond kolor włosów kontrastował się z ciemną karnacją skóry. Bujne owłosienie na przedramionach dodawało mu męskości i zwierzęcości. Pewnie w łóżku jest niezłym buhajem, przemknęło mi przez myśl.
Niespodziewanie roześmiał się w głos. Jakby słyszał moje myśli. Aż zrobiło mi się głupio, więc spuściłem głowę. Ale musiałem jakoś z tego wybrnąć. Powrót do przerwanego tematu rozmowy wydawał się najlepszym posunięciem.
- Coś sugerujesz z tym orłem? - nie patrzyłem mu w twarz.
- Powiedziałeś, że pierwszy raz tak odleciałeś. Chyba naginasz fakty. Bo coś mi się wydaje, że już kiedyś ci się zdarzyło wywinąć orła i odlecieć.
Brązowe oczy przecinały mnie na wskroś. Miałem wrażenie, że ktoś szpera w moim umyśle, grzebie, wywraca wspomnienia i przyprawia o ból głowy.
I wtedy zobaczyłem obraz, w którym siedzę przy barze. Obok mnie młody, przystojny koleś zabiera piwo z lady. Odwracam się gwałtownie. Zbyt gwałtownie, bo potrącam kufel, który z brzękiem rozbija się na drobne kawałki. Chcąc ratować sytuację, zeskakuję z krzesła. Niefortunny poślizg na mokrej powierzchni owocuje upadkiem na podłogę. Jak w zwolnionym tempie przetacza się kadr, w którym uderzam głową o ostry fragment rozbitego kufla.
- Już pamiętasz? - zapytał na potwierdzenie moich myśli mężczyzna.
- Tak - przytaknąłem zdziwiony, wciąż widząc tamto zdarzenie. Jak mogłem o nim zapomnieć? Kiedy to było? - Tylko to wszystko takie dziwne.
Rozłożyłem ręce, wskazując na salę pełną tańczących ludzi.
- Jestem w klubie dla gejów, a tak naprawdę nawet nie pamiętam, jak się tutaj znalazłem. W jakim celu przyszedłem? Teraz przypomniało mi się, że miałem... wypadek w "Papierosie i kawie". Byłem tam. Stałem z boku i widziałem, jak upadem na wystający kawałek szkła. Przecież on się wbił w moją głowę!
W tym momencie rozbolała mnie potylica. Silne ukłucie i pchnięcie ostrym końcem stało się tak wyraźne, że jęknąłem z rozrywającego głową bólu.
- Spokojnie, to tylko wspomnienia - poczułem dłoń na ramieniu. - Świeże wspomnienia. Ale to minie.
- Powinienem być w szpitalu - zauważyłem. - Powinienem tam być z wbitym w głowę szkłem.
Patrzyłem na młodego mężczyznę, siedzącego obok. Towarzyszył mi od dłuższego czasu i nie zamierzał zostawiać samego. Jakby chciał się upewnić, że jest już ze mną wszystko w porządku.
- O co tutaj chodzi? - zapytałem. - Kim jesteś?
- Tomasz - wyciągnął rękę na powitanie.
Zawahałem się czy odwzajemnić ten gest. W końcu podałem dłoń.
- Filip - przywitałem się.
- Ładne imię - rzekł Tomasz. - Rzadkie jak na geja, ale bardzo mi się podoba.
- Dlaczego mam wrażenie, że nie spotkaliśmy się przypadkiem? Możesz mi powiedzieć o co tutaj chodzi? Co to za miejsce?
Tomasz zastanowił się chwilę. Ale chyba właśnie na to czekał.
- To miejsce - wypiął dumnie pierś do przodu - to szczególne miejsce. Spotykają się tutaj ludzie z różnym temperamentem, charakterem, często dziwnymi ambicjami. Czasami tylko się przewijają. Zatrzymują się na chwilę, potem idą dalej przed siebie. Ale są też tacy, którzy zatrzymują się na dłużej. Są zagubieni i nie wiedzą co z sobą zrobić. Jak ten, co siedzi po drugiej stronie.
Powędrowałem wzrokiem za jego palcem wskazującym. W kącie w zalegających tam ciemnościach siedział mężczyzna, wyjątkowo przystojny, ale też bardzo przygnębiony. Nie odznaczał się niczym szczególnym, ale mimo to zwracał na siebie uwagę. Pustym wzrokiem wpatrywał się w rozbawiony tłum. Chyba musiał przeżyć traumę i to dość poważną, skoro nawet nie interesował się żadnym kolesiem, który machał przed nim pośladkami.
Obserwując go z tej odległości, odnosiłem wrażenie, że kiedyś musiałem go spotkać na swojej drodze. Znaliśmy się. Tak, teraz byłem tego pewien. Ale skąd? Jak to możliwe? Jestem w jakimś obcym klubie. Pierwszy raz widzę na oczy to miejsce. Obok siedzi Tomasz, którego dopiero przed momentem poznałem, a mam wrażenie, że czuje się on w obowiązku opiekowania się mną. A nuż znowu coś mi się stanie! Znowu wywinę orła. Zrodziło się zbyt wiele pytań.
- Znasz go - Tomasz powiedział to ze stuprocentową pewnością.
Jeszcze raz przyjrzałem się mężczyźnie naprzeciwko. Na moment odwrócił twarz w moją stronę. Nasze spojrzenia przecięły się dosłownie na ułamek sekundy. Wystarczyło.
- Damian? - wyszeptałem niepewnie.
W tym samym czasie odczułem na twarzy silne uderzenie. W jednej chwili obraz zniknął. Muzyka gwałtownie ucichła. Zapanowała ciemność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz