wtorek, 12 listopada 2013

Epizod 87.

O Arturze...
Wróć! Co ja też opowiadam za bzdury? Przecież to nie jest Artur. Jeszcze raz.
O Krzysztofie dowiedziałem się...
Stop! Wróć! Jaki Krzysztof? Nie znałem żadnego człowieka o imieniu Krzysztof. Ten facet, którego miałem na myśli znałem, jako Artura. I tak też do niego się zwracałem.
Okej, jeszcze raz.
O chłopaku, znanym mi pod jako Artur, który na boku używał swojego prawdziwego imienia - Krzysztof, dowiedziałem się jeszcze wielu fascynujących informacji. Za czasów, gdy jeszcze się nie znaliśmy, czatował na portalach z kolesiami, a spotykając się z nimi, wprowadzał nową postać - Artura. Studiując materiały dostarczone mi przez Przemka, próbowałem zrozumieć jego myślenie. Czym mógł się kierować, by używać wymyślonego nazwiska? Bał się, że ktoś może skojarzyć, że jest gejem? Całkiem prawdopodobne. Ale przecież nawet w miejscu publicznym darzył mnie dużą dawką sympatii. Okazywał mi swoje uczucia wiele razy, rzucając mi się na szyję, czy łapiąc za rękę. Jakoś się z tym nie krępował. Dlaczego więc poznałem go, jako Artura, a nie Krzysztofa? Nic sensownego nie przychodziło mi do głowy, by go wytłumaczyć.
Od momentu, kiedy Przemek przekazał mi te rewelacyjne wieści o moim byłym, minęło kilka dni. Nie, nie potrafiłem tak po prostu wymazać tych informacji z pamięci. Nawet teraz siedząc w restauracji na krakowskim Rynku, mając przed sobą oświetlone Sukiennice, myśli wciąż krążyły wokół Artura; czy tam Krzysztofa. Jak zwał tego gościa, tak zwał. Mieszkałem z nim, spędzaliśmy razem prawie każdą chwilę, byliśmy ze sobą dwa lata, a mimo to miałem wrażenie, że tak naprawdę wcale go nie znałem.


Przez pierwsze minuty spotkania, trajkotałem mojemu rozmówcy o Arturze, jak jakiś głupi napaleniec. Wreszcie do kontrataku przystąpił rozsądek, więc urwałem opowieść o jego kłamstwach i zdradach. W porę, bo akurat rozdzwoniła się komórka. Karol. Rzadko kiedy telefonował do mnie po dwudziestej drugiej, no chyba że szliśmy na imprezę albo do knajpy na drinka. Odczekałem jeszcze chwilę, w końcu przeciągnąłem zieloną słuchawkę po ekranie smartfona.
- Słucham cię. - Mój głos nawet dla mnie zabrzmiał bardzo poważnie.
- Cześć - przywitał się smutno. Aha, czyli ma doła. - Co u ciebie?
- W porządku, daję sobie radę.
- Miałem wątpliwości, czy dobrze robię, że do ciebie dzwonię. Nie sądziłem, że odbierzesz. No wiesz... Po tym incydencie z Oskarem przestałeś się odzywać i wyjechałeś do Wawy.
- Wyjechałem z innego powodu - wzruszyłem ramionami. - Ale dzwonisz, bo pewnie coś się stało, mam rację? - Cisza w słuchawce. - Po głosie rozpoznaję. Masz taki, jakby ci ktoś rybki z akwarium ukradł.
Próbowałem być zabawny, ale chyba żart się nie udał. Kiepski. Zresztą moje żarty zawsze były nieudane. Karol nawet się nie postarał, by się zaśmiać.
- Nie mam do kogo się zwrócić, a... a muszę się komuś wygadać.
- I padło na mnie - odparłem. - Co się zatem dzieje?
- Chodzi o Bartka - rzekł niepewnie. - Wiesz, że traktowałem go, jak przyjaciela...
Traktowałem? Czy ja dobrze słyszę? Karol użył czasu przeszłego. Traktował Bartka, jak przyjaciela. Czyżby coś uległo zmianie? Omiotłem wzrokiem Rynek, ale zrobiłem to bardziej w celu zwrócenia uwagi na reakcję gościa przy moim stoliku. Niewiele zauważyłem. Zatrzymałem spojrzenie na wieży ratuszowej, wyłaniającej się zza Sukiennic i swoim ostrym końcem wdzierająca się w czerń nocy.
- Co to znaczy? - zapytałem.
- Bartek wysłał mi zdjęcie Michała z Placu Zamkowego, kiedy był w Warszawie. A wiesz, że potem wracali razem do Krakowa? Jedynym pociągiem! Wiesz, poznałem ich ze sobą. I teraz tego żałuję.
- Bo? - Nie przypuszczałem, że będę musiał wyciągać od Karola szczegóły. Ale on tak lubił, kiedy coś zaczynał, nie kończył, osoba z którą rozmawiał musiała zadawać pytania. W ten sposób stwarzało się wrażenie, jakoby temat rozmowy jest bardzo interesujący. - Dlaczego żałujesz?
- Bo się razem dupczyli w pociągu, rozumiesz?
Szczena mi opadła. Prawie słyszałem, jak tłucze talerz, zrzuca sztućce, rozwala kieliszek z białym winem. Przez pierwsze dwie sekundy byłem w szoku. W następnej zachciało mi się śmiać, więc prychnąłem do telefonu, próbując stłumić śmiech.
- Śmiejesz się? - zapytał poirytowanym głosem Karol.
- Bo nie mogę w to uwierzyć - odparłem, starając się nad sobą zapanować. - Bartek i Michał. Ty wiesz co mówisz? Zdajesz sobie tego sprawę? Czy może sobie jaja robisz?
- Nie żartuję - zaakcentował każde słowo Karol. - Przyznał się do tego. Czy to rozumiesz, Filip? Mój przyjaciel przyprawił mi rogi. Najpierw wysyła mi zdjęcie Michała z jakimś gostkiem z Wawy, a potem sam zabiera się za mojego faceta. Rozumiesz to? Bo ja zaczynam się gubić. Myślałem, że jest moim przyjacielem, a tu wywala taki numer.
- Nie sądziłem, że Bartek będzie zabawiał się z Michałem.
- Ja też nie.
- Może pogadaj z nim.
- Nie chcę go widzieć na oczy. Nie chcę go znać. Mam nadzieję, że nie będę musiał go oglądać więcej na oczy. Zawiodłem się na nim.
- Dasz sobie radę? - zapytałem.
- Postaram się. A kiedy się zobaczymy?
- Jak znajdę czas, to się spotkamy. Trzymaj się i uszy do góry. Ja muszę przetrawić tę informację, bo wprost nie mogę w to uwierzyć, co mi powiedziałeś.
- Ale to prawda. Na razie.
Wpatrywałem się w ekran smartfona i oswajałem się z wiadomością, którą dostarczył mi Karol. Bartek pieprzył się z Michałem w pociągu? Bartek. Ten Bartek, którego znam. Ten zakochany po uszy w Karolu, który nie mógł patrzeć, jak jego platoniczna miłość marnuje sobie życie przy boku Michała. A potem sam zabiera się za niego. W jakim celu? Czemu to miało służyć? Aż taką miał chcicę, że chwycił się Michała? Faceta Karola? No nie, to się w głowie nie mieści.
- Karol dzwonił? - odezwała się po chwili osoba, siedząca ze mną przy stoliku.
- Tak. - Nie odrywałem wzroku od wyświetlacza. - I przekazał mi całkiem dziwne informacje.
- Że Bartek zabawia się... - zrobił pauzę dla lepszego efektu.
- Z tobą - dokończyłem za niego.
Odłożyłem telefon i przyjrzałem się Michałowi. Siedział po drugiej stronie z kpiącym uśmiechem na ustach, pewny siebie, jak zawsze, odkąd go znałem.
- Jaką trzeba być żmiją, żeby sączyć tyle jadu i postąpić tak, jak ty? - zapytałem.
- Mówisz o Bartku, czy o mnie? - zaśmiał się ironicznie.
- A jak myślisz? Pewnie, że o tobie. Michał, jesteś podłą żmiją i dobrze o tym wiesz. Zdajesz sobie sprawę, że niszczysz ludzi?
- Sami siebie niszczą, skoro nie potrafią korzystać z życia na całego, tylko biorą wszystko zbyt dosłownie - rzekł na swoje usprawiedliwienie Michał.
- Wiedziałem, że będą z tego same kłopoty, kiedy nakryłem ciebie i Karola w kiblu w Galerii Krakowskiej. Po prostu to wiedziałem. Przecież tam, gdzie jesteś ty, zawsze jest zamieszanie.
- A mimo to nic nie powiedziałeś Karolowi, że mnie znasz. Zatrzymałeś to dla siebie.
- Wyszła inna sprawa, wybacz - przyłożyłem rękę do piersi. Zrobiłem ten teatralny gest, by wzbudzić nim wściekłość. Ale to był Michał. Jego doprowadzić do wściekłości nie było łatwo.
- Co teraz zrobisz? Polecisz do Karola i powiesz mu, że mnie znasz? Wkopiesz się tylko. I tak, jak Bartek, stracisz przyjaciela.
- Nie twój interes, Michałku, co zrobię.
Upiłem łyk wina, nie spuszczając wzroku z Michała. Przed oczami pojawiły się obrazy sprzed kilku lat, kiedy go poznałem. Było to jeszcze na studiach, bodajże z tego co pamiętam, to na moim piątym roku. Pisałem pracę magisterską. Wprowadził się do akademika w środku roku akademickiego. Już wtedy zgrywał pewniaka, pięknisia, za którym obracały się laski. A ten otwarcie mówił, że woli bzykać chłopców. Towarzyskie panienki uśmiały się z tej wiadomości przednio. Cóż, nie uwierzyły mu, że taki młody i przystojny bóg może być gejem. A jednak sprawa nabrała głośnego obrotu, kiedy Michał zgwałcił na klatce schodowej pierwszoroczniaka. Nakryła ich jedna z jego adoratorek. Wieść lotem błyskawicy rozniosła się po całym akademiku. Mimo tego incydentu, napalone panienki wciąż kręciły się wokół chłopaka, próbując go jeszcze zaciągnąć do łóżka. Robiły to z nadzieją, że może akurat którejś uda się zmienić jego orientację.
Kiedy Karol opowiadał mi, że poznał Michała, nie pomyślałem nawet, że mógł spotkać tego Michała. Czysta zbieżność imion. Przyznał wówczas, że jego Michał ma dwadzieścia cztery lata, czyli że jeszcze jest studentem. I to mnie zmyliło. Dopiero kiedy nakryłem ich w toalecie w Galerii Krakowskiej, gdzie rżnęli się w kabinie, zrozumiałem o jakiego Michała chodzi. Ten Michał miał dwadzieścia siedem lat, a że młodo wyglądał, to z łatwością mógł sobie odjąć lata. Tamto spotkanie wywołało we mnie szok, ale postanowiłem się nie wtrącać. Potem sprawa przycichła, bo na tapecie pojawił się temat Oskara i Artura.
- Ze względu na stare dobre czasy możesz mi zdradzić co zamierzasz - zaśmiał się Michał.
- Daruj sobie - wyszczerzyłem zęby w sztucznym uśmiechu.
- No dobra. - Chwycił kieliszek, zamieszał parę razy jego zawartością, po czym przechylił go i wlał sobie do gardła. - Wiesz, Filip - odezwał się, odstawiając pusty kieliszek - zastanawiałem się, kiedy Karol do ciebie zadzwoni i cię poinformuje, jakim jestem skurwysynem. Upewnisz się tylko, że nic się nie zmieniłem.
- Tacy jak ty, nigdy się nie zmieniają - zauważyłem. - Ale... podziwiam cię. Za twoje podejście do życia, sposób, w jaki je traktujesz, jak żyjesz na pełnym luzie, jak wychodzisz z każdej opresji cało. Nie angażujesz się. Jesteś takim skurwysyńsko zimnym draniem. Podziwiam cię, ale to wcale nie oznacza, żebyś sobie nie myślał, że popieram twoje metody.
- Gdybyś postępował tak, jak ja - Michał wycelował palcem wskazującym we mnie - nie dołowałbyś się teraz przez jakiegoś Artura, który cię zostawił. Gdybyś był mądrzejszy, ty byś go wyruchał. A tak jesteś w czarnej dupie ze swoimi uczuciami.
- Na szczęście tym się różnimy, że ja mam uczucia.
- I co z tego? - wzruszył ramionami. - Popatrz na mnie i popatrz na siebie. Co widzisz? Bo ja widzę wrak człowieka - omiótł mnie kpiącym spojrzeniem - który rozpamiętuje przeszłość, do tego pewnie ryczy do poduszki za Arturem, czy za innym pedałem i nie potrafi się podnieść do pionu i zacząć normalnie żyć. A teraz spójrz na mnie. Płaczę? Chodzę, jak zbity pies? Nie. A dlaczego? Bo trzymam uczucia i emocje na wodzy. Nie angażuję się, jak głupi nastolatek w związki. Musisz pamiętać, że ludzie są niczym hieny. Rozerwą cię na strzępy, jeśli okażesz się słaby.
- Życzę ci, żeby to ciebie kiedyś ktoś wychujał. Żebyś się zaangażował. Żebyś się zapomniał przypadkiem. Chciałbym wtedy przy tym być i patrzeć, jak się zachowujesz i co czujesz.
- Zapomnij, bo to nigdy nie nastąpi. - Uśmiech pojawił się na twarzy Michała.
Kręciłem z niedowierzaniem głową. Słuchałem jego słów, wybałuszając przy tym oczy. Mówił takie bzdury, plótł takie farmazony, a mimo to zawsze mu się udawało. I szedł przez życie niczym burza.
- Czemu ja się z tobą zadaję? - zapytałem.
- Bo mnie podziwiasz? - odparł pytająco. - Bo chciałbyś być taki, jak ja? - Przysunął się bliżej do stolika. - Przyznaj, Filip. Trafiłem w sedno, prawda?
Nie odpowiedziałem. Z jednej strony - tak, chciałem być taki, jak Michał. Ale kij ma dwa końce i do szczęścia brakowało mi też odwzajemnionych uczuć. Tyle że sam nie potrafiłem sobie poradzić. Z natłokiem myśli, na dodatek dołujących, z przeszłością wracającą do mnie niczym bumerang i bieżącymi sprawami, które wciąż się nawarstwiały.
Mimo mojego milczenia Michał zaśmiał się cicho. Przejrzał mnie.
- Nie musisz nic mówić. Zachowam ten sekret dla siebie. - Nachylił się w moją stronę. - Tak, jak i naszą małą, słodką tajemnicę. Nikt się o tym nie dowie, nawet twoi przyjaciele.
Spoważniałem natychmiast i energicznie wyprostowałem się w fotelu. Serce zabiło mocniej. Wydarzenie sprzed lat wychyliło się z mgły i wolno zmierzało w kierunku mojej świadomości. Bolesne i przykre wspomnienie, wręcz skaza, o której lepiej byłoby zapomnieć. Michał uwielbiał katować ludzi taki docinkami. I robił to zawsze perfidnie. Miał na mnie haka, ale obiecał, że go nie użyje. Tylko co chciał w zamian?
- A więc to po to chciałeś się ze mną spotkać. - Wreszcie zrozumiałem prawdziwy sens zaproszenia. - Żeby mi przypomnieć o przeszłości.
- Oj, Filip znowu panikujesz - machnął ręką. - Niepotrzebnie. Chcę tylko... małej przysługi.
- Jakiej? - wycedziłem słowo.
- To naprawdę mała przysługa. Taka ociupinka - wskazał palcami. - Dla ciebie to pestka.
- Jaka? - powtórzyłem.
- Wiesz, że nie lubię być samotny. - Zmrużyłem oczy. Do czego on zmierza? - Przekonaj Karola, żeby do mnie wrócił. Wiem, że potrafisz to zrobić.
Tak, przeszłość uwielbiała do mnie wracać niczym bumerang.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz