wtorek, 30 lipca 2013

Epizod 37.

Szkolenie trwało w najlepsze. Prowadząca, długonoga blondynka, kusząca oczy mężczyzn jędrnym biustem i sporym dekoltem, która na początku zajęć przedstawiła się jako Justyna, snuła suche fakty, dotyczące reklamy oraz sposobu dotarcia do klienta. Większość uczestników - mężczyzn - patrzyła na nią, jak w cudowny obrazek. Wodzili za nią wzrokiem, kiedy w długich szpilkach przemierzała odcinek między biurkiem a tablicą. Wątpię czy coś rozumieli z teorii, która wylewała się z jej wymalowanych na czerwono ust. Widzieli tylko cycki, nic więcej. Myślami byli w innym miejscu, na pewno nie na szkoleniu.
Przez pierwszą godzinę i ja starałem się wyłapywać jakieś istotne wiadomości, bądź szczegóły. W końcu to kurs, na którym miałem dowiedzieć się czegoś nowego, a to co Justynka mówiła nie było mi obce. Dlatego szybko się wylogowałem z zajęć i oddałem bardziej przyziemnej czynności, jaką była gierka na smartfonie. Ale i to po pewnym czasie mi się znudziło, a dziewczyna wciąż mamrotała coś pod nosem. Nic ciekawego.
Z nudów rozejrzałem się po sali konferencyjnej. Matti, siedzący obok mnie malował coś w zeszycie. Zajrzałem mu przez ramię. Niewielki domek zajął pół czystej kartki. Z komina unosił się dym. Obok rosło drzewo, stała buda dla psa z napisem AZOR, a swoje M1 pilnował chuderlawy kundel z łapami różnej długości. Oczywiście w tej sielance nie zabrakło pierzastych chmur i słońca z długimi promieniami. Długopis Mattiego projektował właśnie najnowszy model firanek z falbankami, upiętymi w oknach byle jak. Widzę, że jego też pochłonęły zajęcia.
Inni nie byli lepsi. Ukradkiem wyjmowali kolorowe pisemka i przeglądali artykuły. Ziewali dyskretnie do rękawów, szukali defektów w suficie, przewracali oczami, przecierali je pięściami. Robili wszystko, byleby tylko nie zasnąć i jednocześnie nie słuchać pieprzenia farmazonów. Siedzący naprzeciwko mnie koleś skonstruował papierowy samolocik. Podpisał go DŻASTINA. Od razu dojrzał, że mu się przyglądam, więc z dumą zaprezentował swoje dzieło. Z uznaniem kiwnąłem głową. Arcydzieło mu się udało. Puścił oczko w moją stronę, co mnie trochę zaskoczyło, ale udałem, że tego nie widzę.
- Ciekawe zajęcia, prawda? - szepnąłem do Mateusza. - Twórcze te zajęcia. Widzę, że sporą ilość wiedzy stąd wyniesiesz - wskazałem palcem na jego malowidło.
- Laska nie umie prowadzić zajęć - wzruszył ramionami.
- A tak się podniecałeś wyjazdem do Zakopca! - zakpiłem.
Popatrzył w moje oczy, po czym przeniósł wzrok na siniaki, które utworzyły mi się na policzku po ostatnim mordobiciu z gospodarzem imprezy.
- Skąd masz te siniaki? - To pytanie słyszałem już chyba z setny raz. Matti nie ustępował, a jego ciekawość była dużo silniejsza. Że też kurde wszystko chce wiedzieć. - Co się stało?
- Wpadłem na swoje odbicie w lustrze - odparłem całkiem poważnie.
- I tak cię okładało, że nie potrafiłeś się obronić - dodał Mateusz.
- Czasami tak bywa - wzruszyłem ramionami.
- Filip, ale ty pieprzysz. Dlaczego nie chcesz powiedzieć, co się stało?
- Bo to moja sprawa.
- Ale przecież się znamy, przyjaźnimy...
- Bywa też tak, że mnie wkurwiasz - wtrąciłem z uśmiechem.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale wiem, że to prawda. Wierzę, że ludzie w wyniku wypadku mogą przeżywać śmierć kliniczną.
Znowu to samo. Przewróciłem oczami ze znudzenia. Zaczynało się. Musiałem to przerwać.
- I co wtedy? - Zamiast zakończyć temat, z moich ust padło pytanie.
- Spotykają po drugiej stronie ludzi. Znajomych, rodzinę, przyjaciół, czasami bliskich, którzy w jakiś sposób odcisnęli piętno w naszym życiu.
W zakamarkach mojego mózgu pojawiła się niespodziewanie myśl. Błąkała się między fałdami, zbierając coraz więcej informacji, by w końcu dotrzeć do świadomości. Ostatni sen, ten z piątku. Ten po mordobiciu z Oskarem, w wyniku którego trafiłem nieprzytomny do szpitala. Przecież tam z kimś byłem. Klub, przyćmione światło, głośna muzyka. I ich dwóch. Młodzi mężczyźni.
- Ty coś pamiętasz - rzekł zafascynowany Matti. - Czyli tak, jak myślałem. Byłeś po drugiej...
Głos Mateusza zlał się z głosem Justyny. Zarządziła dwudziestominutową przerwę, żeby każdy mógł odświeżyć szare komórki. Ćwierkała coś, że taki dzień nużący i wielu uczestników może przysypiać. W sali od razu zrobił się harmider. Zaszurały krzesła. Tylko my siedzieliśmy.
- Mam rację, prawda? - zapytał Matti.
- Nie pamiętam - odparłem po chwili.
Bo nie miałem zielonego pojęcia, czy doświadczyłem tego, o czym mówił Mateusz. Wstałem. Zrobiłem zaledwie krok do przodu, kiedy niespodziewanie wyrósł mi przed oczami blondyn o zielonych oczach. Ten, co zrobił papierowy samolocik z napisem DŻASTINA.
- Ładnie to tak bawić się komórką podczas zajęć? - Usta uformowały się piękny uśmiech, odsłaniający rząd bieluśkich zębów. Machnął smartfonem przed moimi oczami. - Jesteśmy na kursie. Kamil jestem - wyciągnął dłoń, by się przywitać.
- A to jest Mateusz - wskazałem na mojego kumpla. - Porozmawiajcie sobie. Mateusz maluje. To znaczy rysuje - poprawiłem się szybko. - To jego pierwsze dzieło - pokazałem Kamilowi rysunek Mattiego. - Zapewne przedsmak jakiejś kampanii. Projekt domu albo budy dla psa.
Do uszu doleciał chichot Mateusza.
- Zostawiam was, porozmawiajcie sobie.
- Ale ja chcę z tobą pogadać - Kamil zaszedł mi drogę.
- O czym? - zmarszczyłem brwi.
- O tym...
Smartfon pojawił się przed oczami. A na nim czerwone menu znajomej aplikacji. I moje zdjęcie z nickiem, na którym prezentowałem wyrzeźbioną klatę i uśmiech.
- Świetne zdjęcie - rzekł prawie szeptem, ale i tak usłyszałem. - Domyślam się, że kutas równie piękny, co jego właściciel.
Zamurowało mnie, ale tylko na moment. Przełknąłem gulę, która mi urosła w gardle.
- Nie dla psa kiełbasa - odparłem.
Ominąłem go szerokim łukiem. Idąc w stronę wyjścia, obawiałem się, że padnę jak długi na twarz, teraz i tu, nim przekroczę próg. I stanę się pośmiewiskiem na całe szkolenie, a nie chciałem wyjść na idiotę. Przecież mnie zjedzą, wredne hieny. Tylko czekają, aż się komuś noga powinie. Głupie ciapaki! Karierowicze! Ale nie to było najgorsze. Kamil wyczaił mnie na gejowskim portalu. I teraz nie da mi żyć. A takiemu typkowi przyświeca tylko jeden cel... Ostre ruchanie. Ewentualnie lody na ciepło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz