niedziela, 21 lipca 2013

Epizod 33.

- Co jest?
Nim zrobiłem ostatni krok w kierunku dziwnie zachowujących się chłopaków, Karol zdążył skrzyżować ręce za sobą z ramką, którą dostarczył mu Bartuś. W oczach Karola malowała się panika wymieszana z odrobiną strachu. Coś musiało się stać, skoro mój najlepszy przyjaciel aż drżał na ciele.
- Jak tam... - zająknął się Karol, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że jest coś na rzeczy. - Yyy... Jak tam Oskar?
Totalnie zignorował moje pytanie. Jakby... Jakby chciał odciągnąć moją uwagę od ramki ze zdjęciem.
- Ukrywacie coś przede mną? - zapytałem zdziwiony.
- Nie, nie! No skądże znowu - zaprzeczył szybko Karol. - Chciałbym wiedzieć...
- Chłopaki, co jest grane? Przecież widzę, że coś ukrywacie.
Spojrzałem na Bartka. W nim ostatnia nadzieja na wsparcie i być może od niego coś wysępię.
- Na mnie nie patrz - zaczął się bronić. - Ja jestem zdania, żeby ci powiedzieć.
- Pięknie - fuknął oburzony Karol.
- Co takiego chcecie mi powiedzieć?
- No śmiało, pokaż mu - Bartek z uśmiechem zachęcał Karola. - Niech zna prawdę.
- Pojebało cię? - Tym razem Karol był oburzony. - Przecież wiesz...
Szukał odpowiednich słów. O co mogło chodzić? Czy to rzeczywiście takie straszne, że lepiej, żebym nie wiedział? W sumie teraz to i mnie strach obleciał, ale zaszedłem i tak za daleko. Za późno by się cofnąć. Podczas gdy panowie wymieniali się spojrzeniami, mój wzrok odnalazł ramkę ze zdjęciem, które zawinął Bartek. To tam musiała kryć się prawda. Wyszarpnąłem ją z ręki Karola.
- Filip, nie! - zawołał chłopak.
Było już za późno. Przez moment miałem wrażenie, że czas zatrzymał się w miejscu. Muzyka gwałtownie ucichła, rozmowy umilkły, osoby zniknęły. Byłem tylko ja, puste, obce mieszkanie i ramka ze zdjęciem. A na nim wtuleni chłopcy. Zakochani po uszy, niczym nastolatkowie, objęci wpół, uśmiechnięci. I co najlepsze obu znałem. Jeden z nich to Oskar, którego miałem zaszczyt poznać dzisiejszego wieczoru, który zalecał się do mnie i proponował łóżkowe wygibasy w sypialni na poddaszu. A drugi to... Patrzyłem i nie wierzyłem własnym oczom. Artur, mój chłopak, dobrze zbudowany brunet o brązowych oczach. To jakiś absurd, pomyślałem szybko. To nie może być prawda! W rogu dostrzegłem datę: 6.12.2012 roku.
Niemożliwe!, krzyczał jakiś głos w mojej głowie. Przecież w tym okresie byliśmy razem! Ja i Artur byliśmy, do kurwy nędzy, razem! Nie mógł być w tym samym okresie jeszcze z kimś innym! Nie Artur! Na pewno nie on. To jakiś głupi fotomontaż! Kręciłem głową, próbując zaprzeczyć. Wtem usłyszałem ciepły i pocieszający głos Karola. Jak on mógł tak słodko się jeszcze do mnie zwracać?
- Przykro mi, naprawdę. Nie miałem zielonego pojęcia, że Oskar spotykał się w tym czasie z Arturem. Wspominał, że jego chłopak miał tak na imię, ale to mogła być tylko zbieżność imion. Nie sądziłem...
- Widzisz, kurwa, tę pierdoloną datę? - Musiałem go uciszyć. Miałem dość słodkiego pieprzenia o tym, że nikt nic nie wiedział. O Boże! Jeszcze chciał, żebym o niczym się nie dowiedział. I to ma być mój przyjaciel? - Byłem wtedy z Arturem. Byliśmy razem. A ten skurwiel prowadził podwójne życie. Nie mów mi, że nic nie wiedziałeś, bo akurat nie chcę słuchać tłumaczeń.
- Pamiętaj, że byłem zdania, żeby ci o tym powiedzieć - wtrącił Bartek.
Popatrzyłem jeszcze raz na śmiejącą się do mnie ze zdjęcia szczęśliwą parę zakochanych, Artura i Oskara. Gniew rozsadzał mnie od środka, więc gdzieś musiał znaleźć ujście. Cisnąłem ramkę o podłogę. Szkło z hukiem rozprysnęło się na kawałki. Tym razem rozmowy naprawdę ucichły. Odwróciłem się na pięcie i z impetem ruszyłem na nic nieświadomego Oskara. Z tyłu doleciał do mnie nerwowy śmiech.
- No to wreszcie impreza nabiera tempa. - To był głos Bartka. - Koniec nudów.
Szedłem przed siebie, mając jeden cel. Oskar dostrzegł wściekłość, która buchała z mojej twarzy, niczym rozgrzany do czerwoności piec, bo natychmiast zniknął uśmiech. Już otwierał usta, by coś powiedzieć, ale nie zdążył. Nie wiem kiedy zacisnąłem pięści, kiedy uniosłem rękę. Pierwsze uderzenie spadło na niego niespodziewanie. Poczułem jak pod naporem ustępuje kość. Rozległ się trzask, z nosa chlusnęła krew zalewając posadzkę w kuchni. Kolejny cios również był silny, ale nie na tyle silny, by uszkodzić coś więcej. Okładałem go niczym worek treningowy, nie zwracając uwagi na zakończenie imprezy.
- Jak mogłeś, łajdaku?! - wrzeszczałem między uderzeniami. Powaliłem go na ziemię i nadal okładałem. - Był moim facetem, złamasie, nie twoim!
Z tej złości do oczu napłynęły łzy. Oskar wyczuł moje chwilowe załamanie i przeszedł do kontrataku. Przejechał mi przez pół twarzy zaciśniętą pięścią. Silne uderzenie odrzuciło mnie na bok. Ktoś z grupy krzyczał, żebyśmy przestali.
- Niech się biją! Przynajmniej są jakieś atrakcje!
Bartek. Ten głos poznałbym wszędzie. To tylko mnie podbudowało. Podnosiłem się z upadku, kiedy tuż przed oczami przeleciała pięść Oskara. Obraz zniknął. Zakręciło mi się w głowie. Do uszu dotarł szum, który z każdą chwilą pulsował coraz szybciej. Nim zdałem sobie sprawę, że krew przerwała naczynia i zalewa mi oczy, czułem że tracę oparcie. Osunąłem się bezwładnie, tracąc przytomność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz