poniedziałek, 22 lipca 2013

Epizod 34.

Wejście do klubu zostało zakorkowane. Tłum wyperfumowanych pseudofacetów stał niecierpliwie, narzekając na beznadziejną obsługę. Głównie dzieciaki; to one najwięcej nadawały na sprawność przesuwania się kolejki. Pomimo ich aż nazbyt głośnych protestów sznurek ustawionych chłopaków posuwał się do przodu swoim tempem.
Mimowolnie złapałem się za głowę, zdając sobie sprawę, że mogę mieć ranę. Jak ja będę wyglądał z opatrunkiem na czole? Ani nikt mnie nie poderwie, ani ja nikogo nie wyrwę tej nocy. Pod opuszkami palców wyczułem porowatą nawierzchnię samoprzylepnego opatrunku. W jednej sekundzie miałem ochotę go zedrzeć, ale coś mnie jednak powstrzymało.
- Dobry wieczór! - przywitała mnie wysoka brunetka. - Dziesięć złotych.
Wygrzebałem z kieszeni dyszkę i wcisnąłem jej w rękę. Ładnie podziękowała. Tym razem nie wdawała się ze mną w rozmowę. Może dlatego, że za mną wciąż tłoczyło się mnóstwo chłopaczków, chętnych na wejście do klubu.
Muzyka dudniła w rytmach najnowszych hitów. Na parkiecie szalały nastolatki. Ich łatwo było rozpoznać - młodzi, z mysim zarostem, lansujący się na starszych, krótkie spodeneczki, bo to niby lato, koszule z krótkim rękawkiem w kratkę, czapki z daszkiem albo najmodniejszy fryz. Do tego otoczeni dziewczętami, które przyszły tutaj tylko w jednym celu - nachlać się alkoholu i poszaleć na parkiecie bez możliwości oddania swej cnoty.
Moi rówieśnicy, czyli panowie bliscy trzydziestki albo już ja przekraczający, usytuowali się przy barierce w drodze do baru na wyższym poziomie. Spoglądali łakomym wzorkiem na parkiet, gdzie bawiła się młodzież. Przepchałem się do baru, gdzie przystojny barman nalewał piwo. Łypnął na mnie wzrokiem, uśmiechnął się, nie przerywając pracy, a kiedy skończył zwrócił się do mnie:
- Co dla ciebie?
- Wódkę ze spritem!
Nie, to nie były moje słowa, choć właśnie to chciałem powiedzieć. Po prawej stronie stał... Tomasz. Pewny siebie, stanowczy, władczy, nie znoszący sprzeciwu. Tylko że... trafił na mnie, czyli twardy orzech do zgryzienia. Bo przecież nie lubię sobą dyrygować.
- Miło cię znowu widzieć - przywitał się ze mną.
- Ciebie również - bąknąłem. Rozejrzałem się wokoło, chyba bardziej z obawy, że mogę jeszcze kogoś dostrzec. - Chociaż nie spodziewałem się ciebie tutaj.
Tomasz chyba przejrzał moje myśli.
- Szukasz Sebastiana? - zapytał całkiem obojętnie.
No tak, ostatnim razem, gdy gościłem w tym klubie spotkałem również Sebę. Tym razem jednak nie chciałem mieć z nimi nic do czynienia. To spotkanie wcale nie wróżyło nic dobrego, a już słysząc to imię poczułem się jeszcze bardziej niepewnie.
- Jest w klubie - Tomasz nie czekał na moją odpowiedź. - I czeka na ciebie. Zaniedbałeś się - spojrzał mi w oczy. - Zapomniałeś, jaki był cel twoich odwiedzin w klubie?
- Z tego co pamiętam, to chcieliście mnie w coś wrobić - odparłem.
Barman postawił przede mną szklankę z zimnym napojem.
- Piętnaście złotych!
Gdy to mówił, patrzył i na mnie, i na Tomasza. Mój rozmówca sięgnął po portfel i zapłacił.
- Na mój koszt - podsunął mi pod nos drinka.
- Chyba podziękuję - odparłem.
- Twarda z ciebie sztuka. Skąd ta rana? - zmienił temat, wskazując na opatrunek na czole.
- Wypadek przy pracy - machnąłem ręką. Wziąłem jednak oszronioną szklankę. Skoro mi postawił, to nie mogę pozwolić, żeby alkohol się zmarnował. - Pozwolisz, że już sobie pójdę?
- Nie odwiedzisz Sebastiana? - zapytał zdziwiony.
- Z tego co wiem, Sebastian powinien wąchać już kwiatki od spodu, a nie wtrącać się w moje życie...
Nie wiem dlaczego to powiedziałem. Jakimś dziwnym sposobem wracała mi pamięć. I miałem nieodparte wrażenie, że mówię prawdę. A to wszystko, co mnie otaczało, krzyczało mi do ucha, że jest nierealne. Byłem bliski obłędu.
- Został tu dla Damiana - stanął w obronie Tomasz.
- To niech w takim razie zajmie się Damianem!
- Bez twojej pomocy sobie nie poradzi!
Zatrzymałem się przed brunetem z kilkudniowym zarostem. W uszach wciąż pobrzmiewał głos Tomasza. Niczym głos sumienia, które karciło mnie za moją nieczułość i arogancję. Ja pierdolę!, przemknęło mi przez myśl. I teraz będę myślał cały czas, czy dobrze zrobiłem, że odwróciłem się na pięcie i olałem cały ten system.
- Cześć - usłyszałem niespodziewanie.
To brunet, który łakomym wzrokiem patrzył z góry na mnie. Cóż, wyższy i dużo przystojniejszy niż Tomasz.
- Samotny? - zapytał.
A na dodatek chętny na towarzystwo. I nie będzie mi tu na imprezie pierdzielił farmazonów o Sebastianie.
- Nawet nie wiesz, jak samotny - odparłem.
- Znam miejsce, gdzie możesz poczuć niesamowitą rozkosz. Podobno doznania są odjazdowe. Chcesz spróbować?
- Pewnie.
Chwycił mnie za rękę i poprowadził przez tłum. Jeszcze o uszy obił się głos Tomasza. Słyszałem, jak wołał mnie po imieniu. Ale w tym momencie liczyło się to, co mnie czekało z nieznajomym. Sama rozkosz!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz