niedziela, 25 maja 2014

Epizod 122. Rozterki Bartka /21/.

Usilnie starałem się ubłagać Filipa, by zaczekał na mnie w szpitalu. Obiecałem, że zaraz się tam zjawię, że go odbiorę i zawiozę na mieszkanie. Nie chciał nawet słuchać. Powiedział, żebym nie ruszał się z pracy, został na miejscu, żebym nie fatygował się, że da sobie radę, bo w końcu mieszkał w Krakowie, więc zna miasto. Gdy zapytałem co zamierza zrobić, odparł, że wybiera się na spacer po Starym Mieście, po Kazimierzu. Przy okazji odwiedzi dawno niewidziane miejsca. Niechętnie zgodziłem się na jego pomysł wałęsania się po mieście, ale co miałem robić? Przecież mu nie zabronię. A to, że się o niego bałem, to tylko moja sprawa.
- Z kim ty tak namiętnie piszesz? - Andrzej, siedzący za biurkiem odezwał się, gdy odłożyłem komórkę. - Ktoś ci nie daje spokoju?
- Coś w tym stylu. - Nie pokwapiłem się nawet, by spojrzeć na niego.
Utkwiłem wzrok w monitorze, choć kątem oka dostrzegłem wymianę spojrzeń Andrzeja i Karoliny.
- Co cię ugryzło? - zapytał. - Od paru dni jesteś jak chodząca bomba zegarowa, mająca zaraz wybuchnąć. Widać to po tobie, że coś się stało? Też przy okazji ciągle nas o coś się czepiasz, masz wielkie pretensje, a my nie wiemy nawet o co chodzi.
To się domyśl, przemknęło mi przez myśl. Westchnąłem tylko głośno, nie komentując tego.
- Nie powiesz?
Nadal nie dawał za wygraną.
- Skup się na pracy - odparłem chłodno.
Poskutkowało. Andrzej zerknął jeszcze na koleżankę, po czym zajął się swoimi obowiązkami.
Nie chciałem być tak oschły. Jednak, nie wiem dlaczego, bo nie potrafiłem tego pojąć, po ostatniej rozmowie Karoliny i Andrzeja, którą przypadkiem podsłuchałem na klatce schodowej, stałem się wobec niego bardzo czepliwy. Irytował mnie. Sama jego obecność w biurze działała na mnie, podnosząc mi ciśnienie. Próbowałem zrozumieć swoje zachowanie. Być może moja reakcja wiązała się z tym, że miał tajemnicę, że przed laty Andrzej nie był tym Andrzejem, którego znam. Miał piersi, długie włosy, inny głos. Był kobietą. Joanną z Pińczowa. Teraz jako mężczyzna, nie do rozpoznania, chciał się zemścić za przeszłość. I to nie tylko tę z czasów licealnych, ale również z czasów studenckich. Kto tak bardzo zalazł mu za skórę? Chciałbym to wiedzieć. Ale on mi tego po dobroci nie powie. Wszystkiego się wyprze. A gdyby tak przyprzeć do muru Karolinę?
Spojrzałem na jej spokojną, skupioną twarz. Wodziła wzrokiem po ekranie monitora, odczytując jakieś pliki. Jak ją podejść, by zaczęła sypać? A jeśli będzie trzymać sztamę z Andrzejem? Też możliwe, nawet bardzo prawdopodobne.
Z rozmyślania wyrwał mnie dźwięk telefonu. Na wyświetlaczu smartfona pojawił się ciąg liczb jakiegoś numeru telefonu. Z pamięci wydobyłem, skąd go znam. Zerwałem się z fotela i wyszedłem z biura. Na korytarzu przyjąłem połączenie.
- Słucham.
- Cześć, to ja. - W telefonie usłyszałem ochrypły męski głos. - Dzwoniłeś do mnie przed paroma dniami w sprawie... No wiesz kogo.
- Tak - przyznałem szybko. Czułem narastające napięcie i przyspieszone bicie serca. - Trochę ci zeszło na przemyślenie tej decyzji.
- Musiałem się zastanowić. Przepraszam, że tak długo, ale to nie jest łatwa sytuacja.
- Chodzi o twojego przyjaciela. - Wiem, w tym momencie zagrałem na emocjach, ale obawiałem się, że mój rozmówca może się rozmyślić.
- Filip jest też twoim przyjacielem - odparł zaczepnie.
- I dlatego dla niego uciszyłem Michała, choć - rozejrzałem się po pustym korytarzu, ale mimo to zniżyłem głos - był moim facetem. Uwierz mi, to nie była łatwa decyzja, ale musiałem to zrobić. Dzięki temu i ja się uwolniłem od niego, raz na zawsze. A Filip już nie będzie się żył w ciągłym stresie, że Michał wychlapie jego tajemnicę.
- Nie interesuje mnie jego tajemnica - wtrącił chłopak. - Od zawsze miał sekreciki ze swoimi kumplami. Nie wnikałem w to.
- Ale wtedy był twoim przyjacielem i akceptowałeś go. Nadal nim jest, prawda?
- Tak, wiem. I wiem, jakim skurwielem był Michał podczas studiów. Z tego co mówisz, nic się nie zmienił. Dlatego - chłopak po drugiej stronie telefonu zrobił dłuższą pauzę, nabierając powietrza w płuca - pomogę ci. Spotkajmy się koło siedemnastej pod Adasiem. Pasuje?
- Nie ma sprawy. Będę czekał.
- Do zobaczenia.
Odetchnąłem z ulgą. Zgodził się. Obawiałem się, że może dać negatywną odpowiedź. Wtedy miałbym twardy orzech do zgryzienia, co zrobić z Michałem. Na szczęście problem zniknął.
Na Rynku byłem parę minut przed siedemnastą. Zmierzając w tamtą stronę, w mój umysł wkradły się wątpliwości. Po co ja właściwie się z nim spotykam? Po co mieszam w to jeszcze jedną osobę? Na swoje usprawiedliwienie miałem jedynie to, że nie chciałem być w tym bagnie sam, chociaż sam go narobiłem. Chciałem dobrze dla Filipa, a wyszło znowu, jak wyszło. Ponownie odczułem strach, kiedy od pomnika Adama Mickiewicza dzieliło mnie zaledwie kilkadziesiąt metrów. W wątłym świetle, które padało na płytę Rynku, dostrzegłem zarys monumentu. Jak w tych ciemnościach rozpoznam tego mężczyznę? Ale na całe szczęście mamy do siebie numery telefonów. W razie czego jedno może zadzwonić do drugiego.
Zwolniłem nieco kroku i rozglądałem się uważnie dookoła, szukając wzrokiem osoby, która by na kogoś czekała, rozglądała się. Najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że większość osób tutaj z kimś się umówiła. Każdy z nich prawie na kogoś czekał. Przecież to popularne miejsce spotkań. Zajebiście, pomyślałem zrezygnowany.
Przystanąłem parę metrów od pomnika polskiego wieszcza i zerknąłem na komórkę. W sumie nie wiem, po co to zrobiłem. Jakby to miało w jakiś sposób przyspieszyć spotkanie albo pomóc rozpoznać mężczyznę. Nie, tak naprawdę popatrzyłem, ponieważ łudziłem się, że dostałem jakąś wiadomość od niego. Ale przecież bym usłyszał. To przez te nerwy.
- Bartek, prawda?
O mały włos, a zszedłbym na zawał. Tutaj, na Rynku, pod Adasiem. Odwróciłem się energicznie w lewą stronę. Obok stał chłopak, dobrze zbudowany. Mimo zimowej kurtki, którą miał na sobie, z łatwością można było domyślić się, że jest napakowany. Po posturze ciała.
- Tak - wydukałem lekko zmieszany.
- Paweł. - Wyciągnął w moją stronę lodowatą dłoń. Mocny uścisk, szybkie cofnięcie ręki. - Zatem możemy przystąpić do końcowego finału, prawda?
Oto przede mną stał Paweł, kolega Filipa. Może nawet jeden z bliższych jego przyjaciół z czasów studenckich. To on zaryzykował małżeństwo z Lady Margaret, jak zwykł nazywać Filip partnerkę Pawła. To jego małżeństwo nie doszło do skutku. To on wycofał się sprzed ołtarza. I to on przerżnął Filipa, i Filip Pawła, w niedoszłą noc poślubną. Wyszło szydło z worka. Stał przede mną biseksualista z prawdziwego zdarzenia. Macho na kobiety, twardziel wśród mężczyzn, a tak naprawdę męska cipa, dająca dupy i lubiąca sobie poeksperymentować na boku z kolegami.
Nie zapanowałem nad mimiką twarzy. Usta mimowolnie uformowały się w uśmiech, kiedy wyobraziłem sobie jego, męskiego byczka, posuwanego przez innego kolesia. Miałem tylko nadzieję, że nie dostrzegł tego kpiącego uśmieszku.
- Tak - odchrząknąłem, przywołując się do porządku.
- Pamiętaj, że robię to tylko dla Filipa - zaznaczył.
- Wiem. Znam zasady. Tylko on wciąż zamartwia się, co ludzie powiedzą. Że zaczną szukać Michała. Że będzie w to zaangażowana policja. Sam rozumiesz.
- Mam dla niego dobry argument, by przestał tak myśleć.
- Powiesz mu to?
Zamyślił się na moment. Wywnioskowałem szybko, że od tamtej wyjątkowej nocy poślubnej nie zamienili ze sobą ani jednego zdania. Żaden nie przeprosił i żaden nie pokwapił się z wyjaśnieniem tej sytuacji. Patrząc na stojącego przede mną napakowanego byczka, który nie potrafi sam przed sobą przyznać się, że lubi bzyknąć się z facetem, że będzie zapierał się i bronił, nie dziwiłem się, że Filip nie zrobił pierwszego kroku.
- Jeśli będzie taka okazja - odparł po chwili. - Jesteś jego bliskim przyjacielem. Ma kogoś?
- Ktoś tam jest - westchnąłem ze zniecierpliwieniem.
- Kto to taki? - dopytywał Paweł.
- Jakiś góral z Zakopanego. Filip wyprowadził się z Krakowa i od paru miesięcy mieszka w Zakopanem. Ale obecnie jest w Krakowie. Obawiam się, że pewnie na dniach będzie chciał wrócić.
- Co go tu sprowadziło?
- A jak myślisz? Postanowił rozliczyć się z Michałem. Szantażował Filipa, że powie wszystkim o jego tajemnicy. A żeby jego słowa nie były tylko czczą gadaniną, Michał powiedział rodzicom Filipa, że ich syn jest gejem. Zrobił mu niechciany coming out. Ale tę historię już ci opowiedziałem pokrótce.
- Dlaczego więc ty zająłeś się Michałem?
- Michał był moim facetem. Byliśmy jakiś czas razem. Poznałem go zbyt dobrze i wiedziałem do czego może być zdolny. Potrafi perfidnie kłamać i dążyć do celu po trupach. Uczucia, emocje dla niego nie istnieją. Więc kiedy Filip powiedział mi całą prawdę, zrobiło mi się go żal. Współczułem Filipowi. Tyle wycierpiał, a ten wciąż go tylko szantażował i dręczył. Chciałem, by Filip wreszcie odsapnął. Zrobiłem to pod wpływem chwili. Nie mogłem tego dłużej znieść, jak krzywdzi innych ludzi, jak robi to z uśmiechem na ustach i zawsze mu się udaje. Dlatego... - zawahałem się przed użyciem słowa, które cisnęło się na usta. Mimo upływu tylu dni nie chciałem nazywać tego po imieniu. - Dlatego to zrobiłem - rzekłem cicho.
- Zatem dokończmy dzieła. Raz a dobrze. Daleko do tego domu?
- Kawałek.
To, co działo się potem, pamiętam jak przez mgłę. Jak zamglony sen, koszmar, z którego budzę się przerażony, z łomoczącym ze strachu sercem, z urwanymi kawałkami scen, rozgrywających się przed oczami. Próbuję je jeszcze wyłapać, coś sobie przypomnieć, ale gęsta mgła opada. Czuję zapach lasu, bardzo wyraźnie. Wilgoć otacza mnie zewsząd, kiedy trzymam jeden koniec lnianego worka. Wokół ciemność. Zimne krople spadają z mokrych gałęzi za kołnierz. Pociągam nosem, próbując zatamować cieknący katar. Paweł sapie. Potem ciemność. I znów obraz. Stoję wsparty o mokre drzewo. Ubłocona ręka ślizga się po pniu. Rzygam. Puszczam solidnego pawia, czując w ustach krew, igliwie, mokrą ziemię. Następnie powrót do miasta. Paweł raczy mnie paroma kieliszkami wódki, która szybko stawia mnie na nogi. I znów jestem sobą. Panuję nad wszystkim.
- Wszystko okej? - Paweł przyglądał mi się uważnie.
Łyknąłem soku i przytaknąłem skinieniem głowy.
- Masz słabą psychikę - zauważył.
Ja jestem słaby? Spojrzałem na niego z wyrzutem. Gdyby nie ja, Michał nie byłby tak pokiereszowany. To ja go unieszkodliwiłem. Po prostu teraz potrzebowałem pomocy.
- Nie sądziłem, że tak ta dzisiejsza sprawa na mnie podziała - rzekłem na swoje usprawiedliwienie. Musiałem zmienić temat. - Chcesz się spotkać z Filipem?
- Dzisiaj? Teraz? - zapytał zaskoczony.
- Póki jest w Krakowie. Możesz mu pomóc, by nie przejmował się sprawą Michała. Że to wszystko już zakończone.
Wahał się przez dłuższą chwilę, patrząc w zamyśleniu przed siebie.
Bania Luka - speluna towarzyska, zatłoczona od studentów i przeróżnej maści obcokrajowców - to tutaj Paweł raczył mnie wódką, która koiła nadszarpnięte nerwy. Było gwarno, wręcz panował hałas, który potęgował się od głośnych rozmów i nagłych wybuchów śmiechu. Ale czułem się dobrze. Nie przeszkadzał mi tłum. Bania Luka miała swój specyficzny klimat.
- Okej - zgodził się wreszcie.
Nie czekając, aż się rozmyśli chwyciłem za komórkę i wybrałem z pamięci numer do Filipa. Sygnał połączenia zabrzmiał w uchu.
- Sprawdzę, czy jest w domu - rzekłem do Pawła.
Filip odebrał.
- Halo! - usłyszałem znajomy głos.
Ale oprócz niego doleciały do mnie jeszcze inne dźwięki. Jakby gdzieś przebywał.
- Cześć. Gdzie jesteś?
- W Miejscu przy piwie, na Kazimierzu.
- Aha, okej. To cześć.
Schowałem komórkę do kieszeni.
- Nie musimy jechać do mnie na mieszkanie - zwróciłem się do Pawła. - Filipa tam nie ma. Jest w Miejscu, to na Kazimierzu, więc niedaleko. Jeśli się pośpieszymy, to mam nadzieję, że jeszcze go zastaniemy.
- Dobra, dokończymy nasz melanż tutaj i idziemy na Kazimierz.
W drodze na Kazimierz zaczął sypać śnieg. Płatki leniwie opadały na ziemię, skrząc się w świetle latarnianych ulic. Lubiłem taką aurę, ten opadający wolno śnieg uspokajał mnie. Oczami swej wyobraźni ujrzałem jeszcze raz las, miękką ziemię i zwrot zawartości żołądka. Znów poczułem ten posmak, więc szybko przywołałem się do porządku.
Uff, byliśmy już na miejscu. Skręciliśmy w Estery i zmierzaliśmy w kierunku Placu Nowego. Naszym celem był bar Miejsce, więc zatrzymaliśmy się przed wejściem, w momencie kiedy drzwi akurat się otwierały, a ze środka wychodziło dwóch chłopaków. Filipa poznałem od razu, ale tego drugiego nigdy wcześniej nie widziałem. Zaskoczył więc mnie jego widok.
- O, nie jesteś sam.
Tylko na tyle zdobyłem się, by wydobyć z siebie parę słów na powitanie. Może i spaliłem. Przecież powinienem powiedzieć "cześć", wyciągnąć rękę i przywitać się z nimi. Mogłem, ale tego nie zrobiłem. Byłem w szoku, że widzę Filipa z jakimś fagasem w Miejscu. Przeniosłem wzrok na jego towarzysza i przyjrzałem się podejrzliwie. Prawdopodobnie mój wzrok został przechwycony przez Filipa i widział, jak patrzę czujnie na chłopaka, ciągnącego walizkę. Czyżby przyjechał do Filipa? Będziemy mieć gościa? Ciekawe, co na to wszystko Wiktor?
- Widzę, że ty też nie - odparł szybko Filip.
Chyba się stresował. Wodził wzrokiem, czuł się niezręcznie. W sumie prawidłowo. Właśnie został nakryty przeze mnie i przez Pawła na tajemniczym spotkaniu z gościem, który być może dopiero przyjechał do Krakowa. Zerknąłem na niego. Kim on może być? Co to za jeden?
Z pomocą przyszedł mi Paweł.
- Szymon! - zawołał niespodziewanie Paweł, kierując się do nieznajomego, stojącego obok Filipa. Tyle że głos Pawła zabrzmiał tak dziwnie. Tak kpiąco i uszczypliwie. - Zniknąłeś tak nagle... I proszę! Po tylu latach znów się odnajdujesz.
Szymon. Ułożyłem sobie szybko w głowie cały schemat. Dopasowałem elementy układanki do siebie. Szymon. To ten Szymon, o którym opowiedział mi na początku tygodnia Filip. To jego przyjaciel z czasów studenckich, ten, który nie mógł oswoić się ze swoją orientacją. Zgwałcił więc dwie dziewczyny na imprezie, jedna z nich zaszła w ciążę. Po tym wszystkim Szymon zrozumiał, że jednak jest gejem i nic tego nie zmieni, choćby pił na umór, modlił się i chodził na pielgrzymki, zaliczał panienki. I tak mimo wszystko pozostanie gejem. A potem zaczęły się schody. Ofiara jego gwałtu urodziła dziecko, a Filip - z tego co mówił, że był w nim zakochany - pomógł mu zniknąć z Krakowa. I ślad po nim zaginął. Jeden Filip wiedział, gdzie przebywa jego była miłość.
W tym momencie znów pojawiło się to dziwnie znajome uczucie. Niespokojna myśl przeleciała po głowie i zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Powinienem się na niej skupić. Gdybym tylko miał ku temu możliwości, pewnie szybko doszedłbym do sedna i zrozumiał. Wiedziałem, że gdy okiełznam tę myśl, cała sprawa stanie się krystalicznie czysta. Miałem jeszcze tylko wrażenie, że do całości brakuje jednego małego elementu, który gdzieś się zapodział.
- I to w jakim towarzystwie? - Głos Pawła przywołał mnie do rzeczywistości. Z wycelowaną ręką na Filipa, mówił dalej: - Podejrzewałem, że w twoim zniknięciu maczał palce Filip. Gdzie się podziewałeś tyle lat? - Szymon stał wyprostowany, patrząc Pawłowi w oczy. - I co cię sprowadza do Krakowa?
- Wy się znacie? - zapytałem zaskoczony.
- To Szymon - rzekł z uśmiechem Paweł - kolega z pierwszego roku studiów, mój i Filipa.
- A wy się znacie?
Pytanie z zaskoczenia padło ze strony Filipa. Nie spodziewałem się takiego ataku. Wymieniliśmy się z Pawłem szybkimi spojrzeniami. Nie wiem, czym się kierowałem, ale moja odpowiedź nie zawierała w sobie ani krzty prawdy.
- Od dłuższego czasu - odparłem szybko.
- Jakiś czas - wtrącił Paweł.
Przez ułamek sekundy zrobiło mi się słabo. Bałem się, że Paweł wszystkiego się wyprze i zacznie zdradzać prawdziwą wersję. Popatrzyłem na Filipa. Nie chciałem go kłamać, ale zrobiłem to, żeby nie drążył tematy. Gdybym powiedział prawdę, musiałbym znowu zahaczać w rozmowie o temat Michała, a przyznam szczerze, że to nie jest dobry temat do roztrząsania.
- Przecież wspominałem ci o weselu Pawła i Lady Margaret - zauważył Filip.
No wspominał. To jestem w kropce. Zmarszczyłem czoło i przygryzłem wargę, szukając szybko dobrej wymówki.
- Nie skojarzyłem - bąknąłem bardziej do siebie.
- Nie wspominałem mu o weselu. - Paweł znowu pośpieszył z pomocą. - Nie wiedział. Było mi wstyd. Wiedział tylko, że kręci się obok mnie laska.
Filip nie był zbytnio przekonany do tej odpowiedzi. Patrzył na nas podejrzliwie, ale nie pytał dalej.
- Chajtnąłeś się?
Przeniosłem spojrzenie na Szymona.
- Nie, nie udało się - odparł z uśmiechem Paweł. - A co właściwie tutaj robisz?
Filip i Szymon wymienili się przerażonymi spojrzeniami. Walczyli ze sobą, nie bardzo wiedząc, czy mówić o prawdziwym celu wizyty Szymona w Krakowie. A ja go znałem. Wiem, po co przyjechał Szymon. Chciał zakończyć pewną sprawę i w ten sposób wyswobodzić Filipa.
- To jest ten Szymon, o którym mi opowiadałeś? - wyrwało mi się niespodziewanie. Właściwie nie wiem, po co o to pytałem, skoro to było jasne.
- Tak. - Filip skinął głową.
- Przyjechałeś - dyskretnie rozejrzałem się wokół i nachyliłem w stronę Szymona - żeby uciszyć Michała? Tego Michała, który wszystkim zalazł za skórę?
- Niepotrzebnie - wtrącił po chwili Paweł. - Sprawa Michała jest zamknięta.
Filip przenosił wzrok to na Pawła, to z powrotem na mnie. Próbował pewnie zrozumieć tę sytuację, ogarnąć ją. Najpierw wspominałem, że zająłem się sprawą Michała, teraz wychodzi na jaw, że Paweł też brał w tym udział. Jeśli sam się nie pogubię w zeznaniach, to będzie dobrze. Wziąłem więc głęboki wdech.
- Zrobiliśmy to razem - rzekłem. - Dla ciebie, Filip.
- Byś wreszcie mógł zacząć normalnie żyć - dodał Paweł. - Bez stresu. Jego obecność tylko ci w tym przeszkadzała. Ciągle się koło ciebie kręcił.
- Ale jak? - zapytał Filip. - Myślałem, że tylko ty zająłeś się Michałem.
Bo to prawda. To, że wmieszałem w to jeszcze Pawła, to już moja sprawa.
- Zadzwoniłem po Pawła. Zgodził się pomóc.
- Teraz wiem, że w słusznej sprawie. Nie wiedziałem, że robię to dla ciebie. W sumie dla was. - Paweł wskazał na nich ręką. - Robiłem to, bo Bartek poprosił mnie o pomoc. Zrobiłbym to jeszcze raz... Bez wahania.
Choć korciło mnie, by spojrzeć na twarz Pawła, zobaczyć jego kamienną twarz, poważną minę, to jednak powstrzymałem się przed tym. Nie o wszystkim Filip musi wiedzieć.
- Dziękuję - rzekł Filip.
- Widzisz, Szymon, niepotrzebnie przyjechałeś. - Paweł mówił dalej. - Nieważne, gdzie teraz przebywasz. Pewnie jesteś tam szczęśliwy, prawda?
Dostrzegłem skinienie głową.
- Więc wracaj tam, skąd przyjechałeś. I ciesz się szczęściem, które cię spotkało. Już nie musisz się niczym martwić. Nie interesuje mnie wasz sekret, twój i Filipa. To wasza sprawa. Ważne, że Michał już wam w niczym nie zaszkodzi. Jesteście bezpieczni.
Na jak długo?, przemknęło mi przez myśl. A jeśli ktoś zacznie szperać, szukać? Co wtedy?
- Szymon, wracaj prędko do swojego szczęścia. I ty Filip też. Masz kogoś, prawda?
Filip? Utkwiłem w nim wzrok. Najlepiej, gdyby tu został i nie wracał do Zakopanego. Do tego Wiktora. Mógłbym mu załatwić wizę do Kanady. Wyjechalibyśmy razem.
- Tak - usłyszałem jego odpowiedź - ale nie pochodzi z Krakowa.
Nie patrzył na mnie. Spoglądał na Pawła.
- Więc jedź do niego.
Nie takich słów się spodziewałem. Sądziłem, że Paweł przekona Filipa do zostania w Krakowie. Przecież sprawa Michała została definitywnie zakończona. Dlaczego więc ma uciekać do Zakopanego? Powinien wrócić do Krakowa. A potem wylecieć ze mną do Kanady. Tam życie byłoby dużo prostsze.
Przez dłuższy czas staliśmy w milczeniu przed barem Miejsce. Szymon wreszcie zdecydował iść do hotelu, a Filip postanowił go odprowadzić. Chciałem coś powiedzieć, ale silny uścisk dłoni Pawła na przedramieniu powstrzymał mnie przed reakcją. Patrzyłem, jak znikają za rogiem, tuż za Alchemią. Czułem, jak tracę Filipa, jak wymyka mi się z rąk i nic nie mogę poradzić. Gdzieś w środku rozdarła się zasłona, skrywająca uczucia. Wylały się, ale zacisnąłem mocno zęby, skupiając uwagę na padających płatkach śniegu.

B l o g i   g e j ó w

3 komentarze:

  1. Nie podobają mi się rozterki Bartka. Jak dla mnie to trochę dziwne, że tak nagle zapałał sympatia do Filipa. Zresztą Filip tez niezłe ziółko - tu ma Wiktora, a szuka coś ulotnego z byłym i w dodatku bierze pod uwagę swoich kumpli. Czy to jest normalne wśród gejów? Tak skakać i przechylać się jak flaga na wietrze?
    Ogólnie lubię czytać to opowiadanie, z niecierpliwością czekam na kolejne
    rozdziały, aby dowiedzieć się dalszych losów. Chciałabym Happy End :) Ale nie ja je piszę.
    Pozdrawiam i życzę weny
    fankayaoi

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie Ty jedna nie pałasz sympatią do Bartka. Ogólnie zauważyłem, że nie ma swoich fanów wśród czytelników. Więcej jest przeciwników.
    No cóż... Trzeba zatem coś zrobić.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale nie tak jak z Michałem!! On bardziej zachodził za skórę.
    Niech Bartek zabierze Andrzeja/Joannę do Kanady i ... żyje długo i szczęśliwie :)
    fankayaoi

    OdpowiedzUsuń