sobota, 1 lutego 2014

Epizod 108.

- Cóż za cudowny poranek! Dzień dobry!
Uniosłem wzrok znad mocno ściętej jajecznicy, która jeszcze parowała z talerza i spojrzałem na Oskara. Miałem ochotę zetrzeć mu z twarzy ten uśmieszek i przywołać do porządku, ale powtórzyłem sobie w myślach trzy razy "Tylko spokojnie" i agresja skierowana na przybysza z Krakowa, z którym miałem na pieńku od początku znajomości, rozpłynęła się zaledwie w sekundę. Wróciłem do przeżuwania olbrzymiej pajdy wypiekanego przez Anielę pieczywa, posmarowanej grubą warstwą prawdziwego wiejskiego masła.
Oskar nabrał na talerzyk zestaw śniadaniowy - dwie bułki, osełkę masła, dżemik, kilka plasterków wędliny oraz oscypka - i podszedł do stołu, przy którym jadłem.
- Mogę się dosiąść? - zapytał z pogodnym uśmiechem.
Znowu przerwałem przeżuwanie, spoglądając na niego ze zmarszczonym czołem. Chyba moja mina mówiła sama za siebie. Ponownie go ignorując, wróciłem do przerwanego jedzenia.
- Czyli mogę - odpowiedział sobie Oskar i usiadł nie na przeciwko mnie, ale obok.
Udałem, że tego nie widzę, ale czułem jego obecność. Spojrzał mi przez ramię w talerz.
- Czemu ja nie mam jajecznicy? Może mam ochotę?
Nie wytrzymałem. Bez słowa wziąłem sztućce, talerze i kubek z gorącą kawą i przeniosłem się do stolika na drugim końcu sali. Oskar odprowadził mnie wzrokiem, aż do chwili, kiedy znowu zacząłem spokojnie jeść.
- Czyli się fochujesz - rzekł zaczepnie. - Gdybym tylko wiedział o co, może udałoby mi się ciebie przeprosić. Ano tak! Wiem! - zawołał, podnosząc nóż ku górze. - Chodzi o Artura. Albo - zamyślił się na chwilę - o Krzysztofa. W sumie to jedna i ta sama osoba. I kto odkrył prawdę o jego podwójnej tożsamości? Ty - wycelował nożem we mnie.
- Chcesz mi zepsuć dzień? - odezwałem się po chwili.
- Już myślałem, że ci mowę odjęło - Oskar odetchnął z ulgą.
- Wiesz co? Zrób co masz do załatwienia w Zakopcu i zjeżdżaj stąd. Tak będzie lepiej.
Oskar posmarował w milczeniu kromkę chleba i nałożył na nią plasterek sera. Wtopił w nią zęby, odgryzając kawałek, przeżuł parę razy, patrząc mi w oczy, po czym odparł:
- Właściwie to jest całkiem dobry pomysł. A tak przy okazji pyszny chlebuś. Pychotka. Wracając jednak do sedna sprawy, to muszę ci powiedzieć, że zerwałem z Arturem.
- Mam ci pogratulować sukcesu zawodowego? - zakpiłem. Odsunąłem pusty talerz po jajecznicy i złapałem za porcelanowe ucho kubka z kawą. Upiłem łyk gorącego napoju, który miał tę cudowną moc stawiania na nogi i przepędzania snu. - Ano racja! Przecież to żaden sukces. Bycie z osobą o podwójnej tożsamości trąca jakimś masochizmem. Lubisz się katować?
- No, uwielbiam - potwierdził złośliwie. - A tak naprawdę przyjechałem tutaj w innym celu. Chcę z tobą pogadać i dogadać się...
- Tylko że ja - przerwałem wywód Oskara - nie mam ochoty z tobą rozmawiać. Nie mamy sobie nic do powiedzenia. Pamiętasz dzień, a raczej noc, kiedy pierwszy raz pociągnąłem ci z pięści, rozkwaszając nos? - Przełknął kęs, który trzymał w ustach i zacisnął mocno wargi. - Takiego momentu raczej się nie zapomina, prawda? Więc chyba nie chcesz jeszcze raz oberwać. Możesz wracać do Krakowa i do Krzysztofa, czy Artura, jakkolwiek go tam nazywasz.
Dopiłem kawę i wstałem z miejsca.
- Rozstałem się z nim.
- Tak, wiem, słyszałem już o tym. Zamówię mszę dziękczynną w tej intencji. Mówię ci, całe Zakopane zjedzie się na Krzeptówki, by celebrować twoje szczęście. Liczę, że wyprawisz solidną imprezę z tańcami.
Zebrałem naczynia i skierowałem się do kuchni.
- Jesteś bardzo złośliwy. Ale to mi się właśnie w tobie podoba. - Zatrzymałem się przed drzwiami. Po co ja to zrobiłem? Nie wiem. Stało się to bez mojej wiedzy. - Krzysztof skrzywdził i ciebie, i mnie. A ja mam pomysł, jak można się na nim odegrać.
Nie, już dość. Wystarczy tego mieszania, kombinowania na okrągło i roztrząsania na części pierwsze. Życie z Krzysztofem, wtedy znanym jako Artur, należy do przeszłości. Odległej przeszłości. Wkrótce minie rok, jak się rozstaliśmy. Po co ekshumować tamten związek? Wyniosłem się z Krakowa, przeprowadziłem ponad sto kilometrów dalej, by wieść wreszcie normalne, spokojne i ustatkowane życie, do Zakopanego, do tych górali o niesamowitym temperamencie, ale za to zawsze otwartych i pomocnych. Rozpocząłem nowy rozdział. Mam czystą kartkę, którą chcę spisać, ale bez powrotu do przeszłości. Jednak jakaś część mnie mimo tego wszystkiego, mimo tego podjętego wysiłku do rozpoczęcia nowego życia, pragnęła zemsty. Zwykłego, normalnego rewanżu. Po prostu odegrania się. Tylko tyle.
Nie! Dość! Było minęło.
Przed południem Oskar wyszedł z pensjonatu. Pewnie ruszył na Krupówki albo pozwiedzać miasto. Tu, wśród gór i górali, raczej nic mu nie groziło, chyba że stałby się nachalny w stosunku do jakiegoś tubylca. Ale nie wyglądał na takiego. Odniosłem wręcz wrażenie, podczas tej krótkiej wymiany zdań przy śniadaniu, że jakaś jego część przyjechała tutaj, nie tyle po to, by przedstawić mi możliwość dokonania rewanżu na Arturze, co zobaczenia mnie. Czyżbym mu się podobał?
Tak tylko przemknęło mi przez myśl. No nieważne. W każdym razie wybył. Dał mi spokój z tą oprowadzką po mieście. Przecież ja nawet nie mam uprawnień przewodnika.
Wczesnym popołudniem zadzwoniła komórka. Przetarłem oczy ze zdumienia, kiedy ujrzałem, że Michał próbuje się ze mną połączyć. Czego on tym razem chce? Ostatnio jak się widzieliśmy, spędziliśmy nawet całkiem miłe popołudnie i wieczór, dopóki nie postanowił się do mnie dobrać i sprawdzić, czy mu się nie oprę. Oparłem się jego kokietowaniu. Od tamtej pory milczał. Dowaliłem mu wtedy. "Jego Wielce Szanowna Piękność", dotąd przyjmowana wręcz z namaszczeniem i uwielbieniem, wreszcie trafiła na mur. Coś musiało być na rzeczy, skoro jednak zdecydował się zadzwonić.
- Słucham.
- Już się zastanawiałem, czy odbierzesz?
- Widzisz, jak potrafię zaskakiwać. A ty myślałeś, że moje zachowanie jest takie przewidywalne.
- Dobra, dobra. Przestań pieprzyć. Lepiej mów, co tam u ciebie? Zima na Podhalu?
- Taka tutaj zima, jak u ciebie w Krakowie - odparłem. - Ale, Michale, znam cię za dobrze, żebyś dzwonił do mnie tylko po to, by dowiedzieć się jaka pogoda w Zakopcu. Czego chcesz?
- Jak ty mnie dobrze znasz - zaśmiał się do telefonu.
- Jesteś podłą żmiją, to czego innego można się po tobie spodziewać? - Rozsiadłem się wygodnie w fotelu, wyciągając nogi na stolik. - Zamieniam się w słuch.
Z ust Michała mogłem usłyszeć jedynie plotki, chwalenie się zasługami i obrabianiem męskich dup, które spotkał, na przykład w tramwaju czy w autobusie w drodze do pracy.
- Z tą żmiją to przesadzasz, wiesz o tym?
- No już nie panikuj. Mów - ponaglałem. Nie miałem przecież całego dnia na słuchanie jego szalonej kariery.
- Jeśli chodzi o Karola, to muszę ci pogratulować pomysłu. Podziałało, bo zaczyna znów tańczyć, jak mu zagram. Praktycznie jest na mój telefon. Och, jak miło się słucha, kiedy mówi - uwaga, tu cytat - "A może tym razem pójdziemy nad Wisłę na spacer. Wiesz, Michałku, jest ładna pogoda. Trzeba korzystać". Och, co za słodkie pierdolenie. Ocieka miodem. Ale tyłka jeszcze nie dał.
W tym samym momencie w klatce piersiowej odczułem dziwny ból, jakby ukłucie żalu, czy sygnału z sumienia. Patrząc na tę sytuację z boku, na mnie, na Michała, Karola i Bartka, zachowywałem się, niczym podła świnia. Zdradziłem moich przyjaciół. Za nic w świecie nie chciałem być taki, jak Michał, ale będąc pod jego wpływem, pod jego władzą, którą w jakiejś części nade mną miał, ponieważ znał mój sekret, stawałem się podobny do niego.
Czysta karta, przemknęło mi przez umysł. Nowy rozdział.
Tak, chciałem zacząć nowe życie, bez tych zawirowań, tajemnic, sekrecików, wspólnego podjudzania i zdradzania przyjaciół. Chciałem osiągnąć spokój, zaznać wreszcie odrobiny szczęścia. Być może nawet czegoś więcej, co mogłoby przyjść z czasem, a co oferował Wiktor. Tyle że nie mogłem zaczynać nowego życia, mając wciąż nie domknięte sprawy z przeszłości.
- Nawet nie wiem, czy chcę jego dupy - mówił dalej Michał. - Stał się mało pociągający, ale wiesz, muszę go przeruchać, by potem go zostawić. - W telefonie usłyszałem jego donośny rechot. - A jeśli chodzi o Bartka... - Głos Michała niespodziewanie zmienił ton. - Mam wrażenie, że ma kochanka. Zdradza mnie. Wiadomo ci coś o tym?
Zabrakło mi tchu. W pierwszej sekundzie myślałem, że zaraz zejdę ze względu na brak powietrza. W drugiej oddech wrócił; był przyspieszony. W trzeciej włączyło mi się nieracjonalne myślenie. W czwartej zacząłem coś bełkotać i dukać jakieś niezrozumiałe słowa. W piątej wypowiedziałem poprawnie zdanie.
- Bartek cię zdradza?
- Nie udawaj, że nie wiesz.
Zaskoczył mnie jego atak. Oczywiście, że wiedziałem, ale jak się tego domyślił? Przecież nie mógł ich nakryć, bo inaczej, znając Michała, zrobiłby porządną rozpierduchę. Jak w takim razie dowiedział się o kochanku Bartka?
- Skąd mam to niby wiedzieć? - zapytałem odruchowo.
- Jesteś jego przyjacielem - rzekł oschle i z wyrzutem. - Rozmawiacie ze sobą i na pewno ci się zwierza.
- Ale nie zwierza mi się ze swojego łóżkowego życia.
- Z taką sensacją jestem pewien, że zwrócił się do ciebie - wyparował Michał. - Trochę się odsunął ode mnie i obawiam się...
- ... że może cię zostawić - dokończyłem za niego, znając już dalszy ciąg historii.
- Jak ty mnie dobrze znasz? Zastanawiam się, czemu nie jesteśmy razem?
Puściłem mimo uszu jego uwagę. Wiedziałem do czego dąży Michał. Znów chciał, żebym ingerował, bo inaczej ktoś pozna moją tajemnicę. Ciężar sekretu zaczynał mi doskwierać.
- Może zacznij o niego walczyć - zaproponowałem na spokojnie rozwiązanie.
- Co takiego? - zaśmiał się do telefonu. - Słyszysz w ogóle co mówisz do mnie? Mam się starać o jakiegoś Bartusia? Nie miej mnie za ciotę.
- Ale jesteś ciotą! - czepiłem się ostatniego zdania. - Dupczysz facetów, jak tylko ci się któryś spodoba, a oni, o dziwo, lecą na ciebie, na ślepo, z klapkami na oczach. Jeśli ci zależy na Bartku...
- Chyba sobie kpisz! - podniósł głos. - Pogadaj z Bartusiem, zasugeruj mu dyskretnie, żeby pozbył się kochanka, jeśli coś nadal ma pozostać ukryte głęboko w mojej pamięci. Nie pozwól, by to ujrzało światło dzienne. Bo wiesz co wtedy się stanie?
Cisza. Nic nie odpowiedziałem. W komórce słyszałem jego oddech.
- No, czyli dociera - odezwał się po chwili. - Jesteśmy w kontakcie. Trzymaj się, żeby cię halny nie porwał.
Usłyszałem urywany dźwięk.
- Chuj ci w dupę! - wyrwało mi się z gardła.
Choć złość nie minęła, to jednak emocje opadły. I całe szczęście. Patrzyłem jeszcze przez długi czas w smartfona, zastanawiając się, czy porozmawiać z Bartkiem. A jeśli tak, jeśli do niego zadzwonię, to o czym mam mu powiedzieć? Że Michał wszystkiego się domyślił? Znając Bartka na tyle dobrze, wiem, że chłopak spanikuje. Skoro już teraz unika Michała, zapewne wymyśla powody, by się z nim nie spotkać, to jak zacznie zachowywać się, kiedy dowie się, że jego partner zna prawdę o kochanku? Wymyśli jakieś wyjazdy? Wyłączy telefon? Prosto rozumując, nie powinien się tym przejmować. Bartek poznał już Michała, kiedy tamten był z Karolem i zdradzał go na boku z warszawiakiem. Bartek wiedział na co się porywa, wiążąc się z Michałem, a że sam wziął wzór ze swojego partnera, to już jego sprawa. W duchu kibicowałem Bartkowi. Ucieszyłem się, kiedy powiedział mi, że ma kochanka. W ten sposób ktoś wreszcie mógł utrzeć nosa Michałowi. Jednak ani ja, ani Bartek nie docenialiśmy jego sprytu. To chodząca szuja, która zawsze spada na cztery łapy i wychodzi cało z każdej opresji. Po prostu stawia na swoim.
W takim razie co teraz? Co mam robić? Za bardzo nie mam pola do popisu. Michał trzyma mnie w ryzach, strasząc ujawnieniem mojej tajemnicy. A ja w obawie przed wyjawieniem prawdy, trzęsę się jak galareta. Może gdybym tak przestał się bać i stanął na wysokości zadania, zmierzył się z własnym problemem, z tą tajemnicą, skrywaną od lat... Może wreszcie uwolniłbym się spod władzy Michała.
Czysta kartka, przez mój umysł przebiegła spłoszona myśl. Nowy rozdział.
Zerwałem się z fotela. Złapałem w pośpiechu paczkę papierosów z zapalniczką i wyszedłem przed pensjonat na tak zwanego dymka. Odpaliłem i zaciągnąłem się mocno. Odczułem przyjemne rozluźnienie i uchodzący wraz z wydychanym powietrzem stres, który we mnie zalegał po rozmowie z Michałem. W ciszy wpatrywałem się skaliste szczyty Tatr, majaczące na horyzoncie i majestatycznie wpinające się błękit nieba. Trwały na swym stanowisku niewzruszenie od lat, podczas gdy ja, szarpany emocjami, próbowałem zapanować nad swoją życiową łodzią. Ich widok dodawał mi otuchy i nadziei. Jeśli wcześniej rzeczywiście nie przepadałem za górami, to od chwili, w której zamieszkałem pod Giewontem, pokochałem je całym sobą. Gdybym tylko jeszcze tę miłość mógł z kimś dzielić.
Choć kalendarz pokazywał, że od paru dni mamy już styczeń i pełnię zimy, to pogoda w Zakopanem ani trochę nie przypominała w scenerii zimowego krajobrazu. Jakby zima totalnie zapomniała o górach i ominęła je szerokim łukiem. Było nadzwyczaj ciepło, ale zdarzający się chwilami silniejszy podmuch wiatru, przeszywał na wskroś. Okryłem się szczelniej kurtką, kiedy na podjeździe dojrzałem Oskara. Chciałem fuknąć ze złości, pokazać focha, odwrócić się tyłem, ale coś mnie przed tym powstrzymało. Zatrzymał się przy schodach i spojrzał zdyszany na mnie. Odsapnął i odwrócił wzrok, patrząc na góry.
- Jaka piękna pogoda! - zawołał zadowolony. - Aż chce się żyć. A ten widok... - wskazał głową na horyzont - zapiera dech w piersiach. Mogę tylko pozazdrościć.
- Super, że się podoba - wzruszyłem ramionami i wciągnąłem w płuca dym papierosowy.
- Szkoda, że nie poszedłeś ze mną. - Oskar przeniósł spojrzenie na mnie. - Brakowało mi towarzystwa.
- Mogłeś sobie kogoś sprowadzić z Krakowa. Na pewno masz wielu znajomych.
Nie odrywałem wzorku od gór, ale kątem oka widziałem, że Oskar wciąż mi się przygląda.
- Długo masz zamiar być taki złośliwy w stosunku do mnie?
- Aż stąd wyjedziesz. - Na twarzy pojawił się uśmiech. - Powiedz mi, po co właściwie tu przyjechałeś? Jaki jest cel twojej prawdziwej wizyty? Bo jakoś trudno mi uwierzyć, że przyjechałeś podziwiać góry i Zakopane. Gdzie w tym tkwi podstęp?
Oskar westchnął z zadowoleniem. Oparł się o balustradę i wcisnął ręce do kieszeni puchowej kurtki. Wzruszył ramionami, przywdziewając na twarz pewny siebie uśmiech. Jego spojrzenie wskazywało na fakt, że właśnie zaczyna coś wspominać. I nie myliłem się.
- Pamiętasz w jakich okolicznościach się poznaliśmy?
- Pech chciał, że u ciebie, na twojej parapetówie - odparłem, wypalając papierosa do końca. Zgasiłem go o stojącą w kącie popielnicę i wrzuciłem peta do kosza. - Pamiętam, że ci wtedy przypieprzyłem.
- A ja ci odwinąłem - dodał Oskar.
- Doszło do bijatyki. Prawdziwe mordobicie.
- Polała się krew.
- Okładałem cię, jak szmatę - zauważyłem z zadowoleniem, przypominając sobie tamte sceny. Teraz chciało mi się śmiać, ale wtedy to nie było śmieszne.
- Oddawałem.
- Bartek mi kibicował - dodałem.
- Ale i tak obaj trafiliśmy na ostry dyżur.
Zaśmiałem się głośno na wspomnienie imprezy u Oskara. Praktycznie nie znałem faceta, ale w przypływie emocji, ogarniającego szału, poczucia bezsilności i upokorzenia, musiałem się wyładować na sprawcy tego wszystkiego. A to właśnie jego obarczyłem winą za odebranie mi Artura. No dobra, Krzysztofa.
- Pamiętasz o co poszło? - zapytał Oskar.
- Pamiętam - skinąłem głową.
- Wiesz, że nie miałem zielonego pojęcia o co mnie tak tłuczesz? Przecież jeszcze chwilę wcześniej, mało brakowało, a zaczęlibyśmy się całować.
Nie sądziłem, że o tym wspomni. Spojrzałem na niego. Nasze spojrzenia skrzyżowały się na dłuższą chwilę. Uśmiechnął się, puszczając oczko.
- Zależało mi na Arturze - rzekł Oskar.
- Krzysztofie - poprawiłem go.
- Ja go znałem jako Artur i niech tak pozostanie. W każdym razie - wzruszył ramionami - wróciliśmy do siebie. Ale nie na długo.
Dziwne. Rozmowa o naszym wspólnym byłym ani trochę mnie nie zabolała. Czułem się obojętnie, kiedy Oskar wspomniał Krzysztofa. Czyżby przeszło? Wyleczyłem się z niego? Naprawdę to możliwe?
- Ty wyjechałeś - mówił dalej Oskar. - Pozbierałeś się i osiadłeś tutaj. W Zakopanem. Przyjechałeś tutaj za swoim Góralem?
- Niech zgadnę... Karol o nim wspomniał?
- Takiego mamy wspólnego znajomego - Oskar rozłożył ręce w geście bezsilności. Przyglądał mi się uważnie. - Co z nim? Co z Góralem?
Wzruszyłem ramionami, okrywając się jeszcze ciaśniej kurtką. Mogłem się zapiąć, byłoby mi znacznie cieplej, ale nie chciało mi się jej wkładać.
- Zależy mi na nim - odpowiedziałem zgodnie z prawdą - ale Konradowi, jego byłemu, również na nim zależy. Chciałbym być z nim, on chce być ze mną, ale... tu właśnie jest Konrad.
Po co ja to mówię? Po co ja się zwierzam ze swojego życia prywatnego jakiemuś obcemu facetowi? Raptem widziałem go dwa razy, z czego za pierwszym razem go poznałem, próbował mnie uwieść, a wtedy dowiedziałem się, że był partnerem mojego faceta. Za drugim razem spotkałem go w Coconie na Gazowej. Z kim był? Z Krzysztofem. I dostawał ślinotoku na jego widok. A dzisiaj mu się zwierzam. Jakaś totalna porażka mojej osoby.
Z oddali dobiegł mnie chrzęst żwiru. Ktoś zmierzał w kierunku pensjonatu.
- Chyba macie gościa na noc - zauważył Oskar, patrząc na drogę.
Wysoki mężczyzna szedł wolnym krokiem w nasza stronę. Jego to się akurat tutaj nie spodziewałem, ale skoro obiecał, że nie zamierza się poddać, to chyba właśnie realizował zadanie. Kim był ten mężczyzna? To nikt inny, tylko Wiktor.
- To Góral - odparłem.
Oskar zrobił zaskoczoną minę. Wiktor zatrzymał się przy schodach.
- Cześć - przywitał się, patrząc mi w oczy.
- Cześć - odparłem. - Co tutaj robisz?
- Przyszedłem cię odwiedzić.
Nie zwracając uwagi na obecność Oskara, zacząłem mu tłumaczyć, że nie powinien mnie nachodzić, że nie może sobie tak po prostu przychodzić do pensjonatu, bo tak mu się podoba. Mówiłem, że tu pracuję, że nie chcę mieć problemów z Anielą i gośćmi. Starałem się nie nazywać rzeczy po imieniu, Wiktor też utrzymywał bezimienną tonację spraw, ale znałem Oskara, więc kątem oka widziałem, jak ten uśmiecha się pod nosem, będąc świadkiem naszej konwersacji, konwersacji dwojga kochanków, patrzących sobie w oczy.
- Możemy porozmawiać na osobności? - zapytał w końcu Wiktor.
- Możemy rozmawiać przy Oskarze - wskazałem na gościa pensjonatu. - Przyjechał z Krakowa, znamy się.
Wiktor zmierzył mściwym wzrokiem chłopaka, dostrzegając w nim w jednej sekundzie potencjalnego rywala, którego będzie musiał się szybko pozbyć. Wymienili się spojrzeniami. Zauważyłem ten charakterystyczny błysk w ich oczach. Normalnie, jak dwa rozpłodowe samce, które lada moment uderzą na siebie i zaczną się prać, walcząc o moje względy. Co ja, kurwa, jestem? Jakaś ich samica?
- Skąd się znacie? - Wiktor zadał oschłe pytanie. Było skierowane do mnie, ale patrzył na Oskara.
- Z Krakowa - powtórzyłem spokojnie, czekając na rozwinięcie się akcji.
- Mieliśmy wspólnego faceta - rzekł zaczepnie Oskar. - Żadne z nas nie wiedziało o istnieniu tego drugiego, do czasu pewnej imprezy.
Oho, jest i punkt zapalny. Nie spodziewałem się, że to Oskar będzie prowodyrem tej akcji.
- Wspólnego faceta? - wycedził przez zęby Wiktor.
- Tak - przytaknął ten drugi. - I przyjechałem do Filipa, żeby namówić go do zemsty. Rozumiesz. Musimy odegrać się na Arturze za to, że nas oszukał. Zaproponowałem, żebyśmy byli parą i pokazali Arturowi, że jest nam ze sobą dobrze.
Wiktor zapłonął gniewem. Obrzucił mnie spojrzeniem, które wciskało w ziemię. Widziałem, jak budzi się w nim wściekłość. Jeszcze chwila, jeszcze jedna sekunda, jeszcze tylko delikatne przeciągnięcie naciągniętej już struny, a wtedy pęknie i Wiktor wybuchnie. Musiałem zareagować. Załagodzić tę eksplozję. Bijatyki popaprańców by tu tylko brakowało. W Zakopanem, przed pensjonatem Anieli.
Ale z drugiej strony gra Oskara nie była wcale taka zła. Mogła przynieść zamierzony skutek. Chyba zauważył i zrozumiał, że chcę się pozbyć Wiktora, chcę go od siebie odsunąć, że nie mam zamiaru wchodzić między niego a Konrada, dlatego też postanowił zareagować, wymyślając niezłą bajkę.
- Wiktor, opanuj się, jak cię proszę - wtrąciłem się do tej wymiany zdań.
- Tylko wtedy, jeśli ten koleś sobie stąd pójdzie - wskazał palcem na Oskara.
- Mam na imię Oskar - zwrócił uwagę chłopak.
- Gówno mnie to obchodzi - wycedził przez zęby Wiktor. - Możesz być nawet Królewną Śnieżką. - Przeniósł wzrok na mnie. - Ten pomysł, ten z zemstą... Nie, nie zgadzam się.
- Uważam, że jest dobry - wtrącił ostrożnie Oskar.
- Zamknij ryja! - ostrzegał Góral.
- Wiktor, przestań. Wracaj do domu. Przesadzasz. Pomysł Oskara jest dobry. Arturowi należy się nauczka.
- Pokazując, że jesteście razem? - powątpiewał Wiktor. - To nie wypali. To absurd. Nie możesz tego zrobić, rozumiesz? Nie możesz.
Zawahałem się. Albo przerwę ten cyrk, albo popchnę Wiktora w ręce Konrada. Wybór w tej chwili należał do mnie. Stracić szansę na szczęście przy boku Górala? Przecież obiecałem Konradowi. Liczy na mnie. Ma większe prawo do Wiktora, niż ja.
- Właśnie, że mogę, a tobie nic do tego. Nie jesteś moim facetem i... nie będziemy razem...
Ostatnie słowa przeszły mi przez gardło tak łatwo. Lecz kiedy je usłyszałem, kiedy dotarły do uszu, poczułem ukłucie bólu. Było już jednak za późno na zmianę frontu tej niebezpiecznej gry. Słowo, choć bardzo bolesne, zostało wypowiedziano. Zabolało mnie, ale jeszcze bardziej zapewne zabolało Wiktora.
- Nie nachodź mnie więcej - dodałem.
Bliski płaczu spojrzałem ostatni raz w jego oczy. Patrzył i czekał, jakby chciał usłyszeć ode mnie, że to tylko zwykły joke. Odwróciłem się na pięcie i wszedłem do pensjonatu. Poboli i mnie. A Konrad ma przynajmniej przetarty szlak. Teraz, po dzisiejszej akcji, po nieplanowanym przedstawieniu, które wspólnie z Oskarem wystawiliśmy przed budynkiem, Wiktor z rozpaczy wpadnie w ramiona Konrada.
Wyjdę z tego. Na pewno wyleczę się z Wiktora. To minie.
Czysta kartka, przeleciała myśl. Nowy rozdział. Jednak bez Wiktora.

B l o g i   g e j ó w

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz