środa, 29 stycznia 2014

Epizod 107.

Zakopane.
Ciche pukanie do drzwi oderwało moje myśli znad papierów rozrzuconych na stole. Goście?, pomyślałem zaskoczony. Niemożliwe, odpowiedziałem sobie natychmiast. Do niedzieli mamy wszystkie pokoje zajęte. Kogo licho niesie tuż po Nowym Roku? Chyba że to sąsiadka wpadła do Anieli na pogaduchy.
- Proszę! - zawołałem.
Drzwi skrzypnęły i do środka wszedł mężczyzna. Wytarł buty w przedpokoju i wkroczył do jadalni. Zatrzymał się parę kroków i lekko się skłonił. Zaniemówiłem, bo oto przede mną stał... Konrad, facet Wiktora. W sumie od wigilii można go nazywać już byłym facetem Wiktora. Nigdy z nim nie rozmawiałem, nigdy nie miałem okazji zamienić z nim ani jednego słowa ani tym bardziej bliżej poznać. To on wygrał batalię o Górala. Nie, po prostu oddałem go bez walki. Tak, jestem ciota, wiem o tym. Ale nieważne, mniejsza o przeszłość. Konrad właśnie stał kilka metrów ode mnie.
- Cześć - rzekł z uśmiechem. - Nie mieliśmy okazji poznać się wcześniej...
Zmarszczyłem czoło, nie bardzo wiedząc do czego zmierza jego niezapowiedziana wizyta. W tym momencie zaczęło mi coś świtać. Aniela wspominała o mężczyźnie, który przyszedł po świętach do pensjonatu i mnie szukał. Czyżby to był Konrad?
- Znamy się w sumie z widzenia... Nie wiem czy mnie pamiętasz...
- Kojarzę - przerwałem jego gmatwaninę niedokończonych zdań. - Konrad, jak mniemam, partner Wiktora.
Prawda, że ładnie go nazwałem? Byłem ciekaw jego reakcji.
- Właściwie to już były facet, ale... - postąpił kilka kroków w moją stronę z wyciągniętą ręką - miło mi cię poznać.
Właściwie mnie ciebie znowu tak miło nie jest poznać, przemknęło mi przez myśl, ale zachowałem je dla siebie. Po co ma się chłopak stresować?
- Filip - uścisnąłem jego rękę z wymuszonym uśmiechem. - Mam rozumieć, że ty mnie szukałeś po świętach? Aniela wspominała.
- Tak, to ja. Możemy porozmawiać?
- Nie widzę przeciwwskazań - wzruszyłem ramionami.
Choć właściwie zastanawiałem się o czym chce ze mną rozmawiać. Nie zna mnie, tym bardziej ja jego nie znam, a on nagle chce ze mną prowadzić dyskusję. O czym? Wskazałem miejsce na ławie na przeciwko siebie. Konrad usadowił się wygodnie.
- Nie wiem od czego zacząć...
- Chyba od tego co cię do mnie sprowadza.
- Właśnie! - potwierdził szybko. - Wiktor wspominał mi, że jesteś jego dobrym kolegą...
- Kolegą? - zapytałem zaskoczony.
Chyba zbyt emocjonalnie zareagowałem na to określenie, ale... do ciężkiego licha! Wiktor nazwał mnie kolegą? Jak on mógł? Czyli to, że się bzykaliśmy, to dla niego nic nie znaczyło? Czyżby było tylko zwykłym koleżeńskim dupczeniem? Wstydził się mnie. Innego wytłumaczenia nie było. Byłem kolegą... A ja naiwny myślałem, że więcej dla niego znaczyłem, że byłem kimś więcej niż tylko kolegą.
- A nie? Wiktor wspominał o tobie, jako koledze. - Konrad zmrużył oczy, przyglądając mi się uważnie.
Nie mogłem ukryć, że określenie "kolega" mnie nie zabolało. Myślałem... Myślałem... Właściwie co ja sobie myślałem? Że ja i Wiktor byliśmy parą? Tworzyliśmy związek partnerski? Nie! To był tylko epizod. Tylko i wyłącznie epizod. Łączył nas seks, zwyczajne bzykanko. Tylko w takim celu spotkałem się wówczas z Wiktorem; by się z nim przespać. Nic więcej. Owszem, w międzyczasie coś się podziało. Zaiskrzyło. Ale ja wyjechałem, a Wiktor został w Zakopanem. Nasz... Nie, nie nasz. Nasza znajomość, koleżeńska znajomość po prostu umarła śmiercią naturalną.
- Filip, czy ty czegoś mi nie mówisz? - Konrad miażdżył mnie spojrzeniem.
No to teraz wybrnij z tego, cwaniaczku, powiedziałem sobie w myślach.
- Ja... - Teraz zacznę się jąkać. Super! - Ja... Po prostu myślałem, że... Wiktor i ja... Że my byliśmy... - Znowu utknąłem. Do ust cisnęło się słowo "razem", ale przecież to byłoby śmieszne. I nagle mnie olśniło! - Że byliśmy przyjaciółmi! A on mnie nazwał kolegą?
Wypuściłem głośno powietrze. Konrad wciąż przyglądał mi się uważnie, ale czujność już go opuściła. Przyjął moje wytłumaczenie do wiadomości. Udało się. Jakoś wybrnąłem.
- To będziesz musiał z nim to wyjaśnić. Rozmawiasz z nim w ogóle? Macie kontakt?
- Sporadyczny.
Namiętne pocałunki na imprezie, na której Wiktor był z Konradem, a po świętach krótki esemes, że chce ze mną być i że tęskni. Czyli w sumie żaden kontakt.
- Mogę mieć do ciebie prośbę?
- Do mnie? - zapytałem zaskoczony.
- Tak. Wiktor czasami o tobie mówił. Nie chcę cię zamęczać naszymi prywatnymi sprawami, ale Wiktor jest dla mnie wszystkim. Całym światem. Oszalałem na jego punkcie. Wiem, że go kocham i wiem, że z nim chcę być. Nie mam pojęcia co się podziało, ale tak nagle, w wigilię, podjął decyzję o rozstaniu. Nie chciał tłumaczyć dlaczego. Tylko, że ja... nie potrafię bez niego żyć. Cały czas o nim myślę i tęsknię za nim.
Zupełnie tak jak ja, pomyślałem.
- Drugi raz ze mną zerwał. Za pierwszym to był efekt wypalenia i licznych awantur. Obaj podjęliśmy decyzję, że każdy idzie w swoją stronę. Ale ja nie umiałem bez niego żyć. Cztery lata to kawał czasu. Tęsknię za nim. Śnię o nim każdej nocy.
- Rozumiem - rzekłem na pocieszenie.
- Filip, możesz z nim porozmawiać?
Zaskoczyła mnie wypowiedź Konrada. Jak to mam z nim porozmawiać? Że niby o czym ja mam z nim rozmawiać?
- Ja? Ale o czym?
- Proszę cię, pogadaj z nim. Niech jeszcze raz to przemyśli. Niech się zastanowi. Ja poczekam cierpliwie. - Chłopak spuścił wzrok. - Wiesz, że nie odpisuje na esemesy? Ani nie odbiera ode mnie telefonów? Powiedział, żebym do niego nie dzwonił, że tak będzie lepiej. Kiedy się wyprowadzałem, przyznał, że poznał kogoś. Wiesz, jak mnie to zabolało? - Spojrzał mi głęboko w oczy.
- Wiem - odparłem mimochodem.
- Pomóż mi go odzyskać.
- Konrad, nie wiem czy powinienem się wtrącać...
- Tylko z nim pogadaj. Powiedz, że tęsknię za nim. Obiecaj, że postarasz się go przekonać, by do mnie wrócił. Proszę cię. Zależy mi na nim.
Przez następne kilka godzin siedziałem przy stole, obłożony papierami. Nie potrafiłem się już skupić na pracy. Wizyta Konrada wryła się w moją pamięć, a złożona obietnica ciążyła u mojej szyi. Dlaczego to zrobiłem? Dlaczego zgodziłem się pomóc obcemu facetowi? Być może dlatego, że zrobiło mi się go żal. Darzył Wiktora wielkim uczuciem, to z łatwością można było dostrzec w jego oczach. I to mnie w sumie wzięło. A co ze mną? Właśnie ustąpiłem. Poddałem się w walce o Wiktora. Oddałem go dobrowolnie, choć był wolny i mogliśmy wreszcie być razem szczęśliwi. Nie mogłem jednak cieszyć się swoim szczęściem, widząc że Konrad cierpi. Tyle, że teraz ja będę cierpiał.
Ukryłem twarz w dłoniach, powstrzymując cisnące się do oczu łzy. Nie mogłem tutaj się poryczeć, gdzie w każdej chwili może ktoś wejść. Aniela bywa wścibska. Od progu domagałaby się wyjaśnień. Dlatego pozbierałem papiery i zamknąłem się w pokoju, skąd nie wychodziłem do końca dnia.
Dzień później spotkałem na zakupach Elizę. Akurat ja wchodziłem, a ona zmierzała do wyjścia. Dziwne, że z pustymi rękami. Przywitała się wylewnie ze mną, ściskając i cmokając w policzek. Nie spodziewałem się takiego powitania. Rozejrzała się po sklepie i nachyliła głowę.
- Słyszałam o wszystkim - rzekła półgłosem. - Tak się cieszę.
- Ale o czym słyszałaś? - zapytałem zaskoczony.
- Że Wiktor rozstał się z Konradem - ścisnęła mocno moje ramię. Poczułem jej długie paznokcie aż przez kurtkę. - Teraz nic już nie stanie wam na przeszkodzie, by być razem. Tak się cieszę - powtórzyła z uśmiechem.
- Za wcześnie na taką euforię. - Musiałem ją uświadomić, że sytuacja nieco się skomplikowała.
- A to niby dlaczego?
- Odwiedził mnie Konrad...
- Ożeż w mordę! - przerwała zaskoczona. - Czego on chciał? Przecież Wiktor wszystko mu wyjaśnił i na pewno do niego nie wróci.
- On go kocha.
- Wiktor Konrada? - zniżyła głos do szeptu. - Przecież Wiktor szaleje za tobą.
- Nie - rzekłem z naciskiem. - Konrad kocha Wiktora. - Mówiłem z zaciśniętymi zębami tak, by nikt z przechodzących przypadkiem nie dosłyszał naszej rozmowy. A wieści o gejach byłyby nie lada atrakcją na Podhalu. - Był u mnie i mi to powiedział. Zależy mu na nim i bardzo cierpi.
- Przejdzie mu - wtrąciła Eliza. - Zawsze przechodzi. Poboli chwilę, ale w końcu, z czasem to zrozumie. Znajdzie sobie kogoś innego na miejsce Wiktora.
- Czy ty nie rozumiesz, że on go kocha? - Nie mogłem pojąć, jak taka mądra dziewczyna, pokroju Elizy, nie potrafiła zrozumieć, że ktoś może kochać drugą osobę czystą i szczerą miłością. - Byli ze sobą cztery lata - dodałem akcentując ostatnie dwa słowa. - Cztery lata - pokazałem na palcach. - To nic dla ciebie nie znaczy? Nic a nic?
Eliza przekrzywiła głowę na prawą stronę i bacznie mi się przyjrzała. Przez dłuższą chwilę patrzyła w moje oczy, nie wypowiadając ani jednego słowa.
- O co chodzi? - zapytałem wreszcie.
- Co on ci nagadał?
- Nic - wzruszyłem ramionami. - Tylko tyle, że za nim tęskni. Widziałem w jego oczach, że boli go to rozstanie.
- Filip, masz wielkie serce, to widać. Jesteś czułym i wrażliwym facetem, ale, kurwa - zniżyła głos do szeptu - ty też masz prawo być szczęśliwy. Nie możesz być Prometeuszem. To nie ta bajka. Weź się w garść i zacznij zabiegać o Wiktora.
Trzasnęła mnie w ramię z otwartej dłoni.
- Jesteś facetem, do licha - zmarszczyła czoło. - Walcz o Wiktora.
- Nie - zaprzeczyłem stanowczo. - Podjąłem decyzję i... i pomogę Konradowi odzyskać Wiktora.
Eliza spojrzała na mnie z politowaniem.
- Pojebało cię.
- Cześć.
Z boku doleciał znajomy głos. Odwróciłem się gwałtownie. Po mojej lewej stronie stał Wiktor. Brązowe oczy śmiały się zza okularów, a ja poczułem, jak nogi zaczynają mi się uginać w kolanach. Choć tego nie chciałem, to jednak usta mimowolnie rozchyliły się w uśmiechu.
- Jesteś już. - Uścisnął moją dłoń, przytrzymując ją na dłużej. - Cieszę się, że cię wreszcie widzę. Dostałeś mojego esemesa?
- Tak, dostałem - spuściłem wzrok na ziemię. - Ale musimy porozmawiać.
- To ja może was zostawię samych.
Eliza dyskretnie wycofała się ze sklepu. Spojrzałem na niego tęsknię. Był tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Dla mnie już nieosiągalny. Pewnie mnie znienawidzi po tym, co zaraz mu powiem, jaką podjąłem decyzję, ale to dla ich dobra, dla dobra Wiktora i jego chłopaka, Konrada. Westchnąłem głośno. Nie lubiłem takich sytuacji, kiedy musiałem zaczynać rozmowę na trudny dla mnie temat.
- Właściwie nie zajmę ci zbyt dużo czasu.
- Może wyskoczymy na kawę? Albo coś zjeść? - zaproponował.
- Wiktor - powstrzymałem go gestem dłoni - nie utrudniaj. Wiem, że chciałeś dobrze, że chciałeś ze mną być. Ja też, ale... Nie mogę niszczyć twojego związku. Już i tak go nadszarpnąłem, kiedy się - rozejrzałem się po sklepie, czy nikt nie przysłuchuje się naszej rozmowie. Na szczęście było wokół było czysto - całowaliśmy. - Dokończyłem cicho. - Nie powinienem był tego robić, zwłaszcza że jesteś z Konradem.
- Już nie jestem - zaprzeczył.
- Wróć do niego. Wiesz, że go krzywdzisz.
- Co ty wygadujesz? - rzekł zdziwiony. Nachylił się w moją stronę, patrząc w oczy. - Jeszcze parę tygodni temu mówiłeś coś innego, a teraz... Co to ma znaczyć, Filip?
- Tak będzie lepiej. Na pewno nie jest jeszcze za późno, więc pogadaj z Konradem i bądźcie razem. To tyle właściwie chciałem ci powiedzieć.
- Stop! - zawołał. - Mówisz o tym, ot tak, jak gdyby nigdy nic? To dla ciebie takie zrozumiałe? Znowu mnie olewasz? Dla ciebie zerwałem z Konradem, bo nie potrafię o tobie zapomnieć. Szaleję na twoim punkcie, a ty mi to mówisz w taki sposób? Boże, do jasnej cholery!
Uniósł ręce do góry, jakby chciał złapać powietrze i zacisnął dłonie w pięści. Jego bezsilność mnie przerażała, złość, która nagle pojawiła się na twarzy również, ale zaczęło być mi go żal, kiedy w oczach zaszkliły się łzy.
- Przepraszam, Wiktor.
- Przepraszam? - powtórzył przez zaciśnięte zęby. - Ty przepraszasz? Filip, w co ty ze mną grasz?
- Po prostu mam wrażenie, że tylko rozpieprzam związki. Nie będziesz ze mną szczęśliwy, więc lepiej będzie dla ciebie, jeśli będziesz się trzymał ode mnie z daleka. Bądź z Konradem.
- Co ty za głupoty opowiadasz? Skąd możesz wiedzieć, że nie będę szczęśliwy, jeśli nawet nie spróbowaliśmy bycia razem?
- Lepiej nie próbujmy, Wiktor.
Chciał coś powiedzieć, ale słowa ugrzęzły mu w gardle. Patrzył niemym wzrokiem na mnie, starając się zrozumieć moją decyzję, moje postępowanie. Pewnie nie potrafił. Sam czasami siebie nie rozumiałem. Ale chyba dobrze mu powiedziałem, prawda? Musiałem sam siebie do tego przekonać, a to nie było też takie łatwe. Moje dotychczasowe związki kończyły się fatalnie, więc dlaczego ten ma być inny? Nie chciałem go ranić. Już raz to zrobiłem.
- Przepraszam.
Odwróciłem się na pięcie i zniknąłem między regałami. Przez prawie dwadzieścia minut snułem się leniwie alejkami z produktami. Nie potrafiąc skupić się na liście zakupów, cały czas zapominałem co powinienem zabrać i wracałem do początku sklepu to po folię spożywczą, to po kawę. W mojej głowie widziałem twarz Wiktora. Ciężko będzie wyrzucić mi go z pamięci. Czeka mnie ciężka praca, ale być może skuteczna. Skoro Eliza twierdzi, że Konrad może zapomnieć z czasem o Wiktorze, to to samo tyczy się również mnie. Dam sobie radę. Muszę. Nie mam wyjścia.
Kiedy wreszcie zebrałem z półek wszystko, co było mi potrzebne i po co przyszedłem, ruszyłem do kasy, by zapłacić za zakupy. Wiktora nie było. Nie było przynajmniej w sklepie. Ale czekał na zewnątrz. Jakoś nie zdziwiła mnie jego obecność.
- Rozmawiałeś z Konradem? - zaczepił, kiedy dzieliło nas kilka kroków. - Przyszedł do ciebie po to, żebyś pomógł mu mnie odzyskać?
No tak, najlepsza przyjaciółka Wiktora wszystko wypaplała. Dobra duszyczka, która troszczy się o swojego jedynego geja. Dostrzegłem ją siedzącą w samochodzie. Patrzyła w naszą stronę.
- Tęskni za tobą - odparłem.
- Tak jak ja tęsknię za tobą. - Wiktor odbił piłeczkę.
- Ale z nim jesteś cztery lata.
- Byłem - poprawił szybko. - W minionym roku rozstaliśmy się dwa razy. Definitywnie dwudziestego czwartego grudnia. Nic tego nie zmieni.
- Wprowadź lepiej poprawki.
Czułem się podle. Raniłem jego, ale również sprawiałem ból sobie, odtrącając niepowtarzalną szansę bycia razem. A może by tak spróbować? Nie, nie! Szybko zaprzeczyłem i odpędziłem od siebie tę myśl. Obiecałem Konradowi i tego muszę się trzymać.
Wyminąłem Wiktora i ruszyłem przed siebie prosto na postój taksówek. Nie uszedłem jednak daleko, kiedy podbiegł do mnie i złapał za ramię.
- Nie! - powiedział ostro. - Nie będzie żadnych poprawek. Do twojej wiadomości i zapamiętaj to sobie. - Wycelował palcem w klatkę piersiową. - Zamknąłem rozdział z Konradem. Na amen. Mam teraz czystą kartkę i zaczynam nowe życie. I czy ci się to podoba, czy nie, będę się o ciebie starał, z nadzieją, że w końcu ulegniesz. Że w końcu cię zdobędę. I ten nowy rozdział, tę nową i czystą kartkę będziemy pisać razem. Ty i ja. Zapamiętaj to sobie. Nie zrezygnuję z ciebie.
Spoglądał na mnie wielkimi oczami. Zacisnął usta, po czym wrócił do samochodu, a ja powoli ruszyłem dalej. Słowa Wiktora sprawiły mi niesamowitą radość. Będzie się o mnie starał. Boże, pomyślałem uradowany, jak miło usłyszeć takie słowa. A jeśli się mu poddam?
Wsiadłem do taksówki, obładowany reklamówkami z zapasem jedzenia i innych rzeczy przydatnych w domu i do prowadzenia pensjonatu. Podałem adres, pod który ma mnie dowieźć taksówkarz. W drodze na posesję Anieli myślałem o Wiktorze i o tym co zaszło na parkingu. Czyżby naprawdę mu zależało na mnie? Aż tak, że będzie się starał?
Wiktor, choć stał się mi bardzo bliską i szczególną osobą, to jego postać towarzyszyła mi, aż do chwili, w której przekroczyłem próg pensjonatu. Od progu zawołałem, że już jestem. Myślałem, że ktoś wybiegnie, by odciążyć mnie z siatek, ale nikomu jakoś się nie spieszyło. Przy kontuarze stał uśmiechnięty mężczyzna, twarzą zwrócony w kierunku drzwi wejściowych z walizką przy boku.
- Dzień dobry - przywitał się szczebiotliwym głosem.
- Ja chyba śnię - odparłem zaskoczony.
- Nie, na pewno nie - zaprzeczył szybko. - To ja, Oskar, we własnej osobie.
- Co za licho cię tu przyniosło? Jeszcze ciebie tylko tu brakowało.
Zza lady wyłoniła się oburzona twarz recepcjonistki, która meldowała gościa. Widząc jednak, że nie zwracamy na nią uwagi, uznała zapewne, iż musimy się znać, bo wróciła do przerwanej pracy.
- Też się cieszę, że cię widzę - zapewnił zadowolony.
- Mam nadzieję, że trafiłeś do tego pensjonatu przypadkiem.
- No co ty - zaśmiał się serdecznie. - Karol mnie tu przysłał.
- No oczywiście, któż inny.
- Wyświadczył mi przysługę w ramach rewanżu, za wyświadczenie przysługi tobie. Mówił, że będziesz wiedział o co chodzi.
Czyli to była zemsta Karola. Tak to wyglądało. No okej, jakoś trzeba będzie znieść pobyt Oskara.
- Ciesz się zatem górskim powietrzem - wykrzywiłem twarz w sztucznym uśmiechu.
- Liczę, że mnie oprowadzisz po Zakopanem.
- Pocałuj mnie w dupę - odparłem, a do Renatki rzekłem: - Wymaż tę konwersację z pamięci. Dobrze ci radzę, bo wiesz... nie wszyscy muszą wiedzieć o czym czasami rozmawiam z naszymi gośćmi.
Obszedłem kontuar i zniknąłem w kuchni. Czyli dzień pełen niespodzianek. A myślałem, że już nic dzisiaj mnie nie zaskoczy. Ciekawe po co przyjechał Oskar? Bo na pewno nie przyjechał pochodzić po górach.

B l o g i   g e j ó w

6 komentarzy:

  1. Przeczytałam cały blog w ciągu paru dni. Trafiłam na niego przypadkowo. Podoba mi się styl Twojego pisania. Jest taki naturalny, bez zbędnych opisów, życiowy, a to zastanawia mnie czy piszesz z własnego doświadczenia? Piszesz ciekawą historię, tak jak zaznaczyłeś w opisie - codzienne życie geja w pogoni za szczęściem ( i rozumem) :)
    Pytanie: kto w końcu pisze listy do Bartka? J czy A?
    Pozdrawiam
    fankayaoi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa. Cieszę się, że się podoba opowieść ;)
      Zdradzić za bardzo nie chcę i nie mogę kto pisze listy: czy osoba o imieniu J., czy może o imieniu A. :) Mogę jednak powiedzieć, że to... celowy zabieg autora :)

      Usuń
  2. Rozumiem, może się domyślam :)
    Jeszcze raz pozdrawiam i życzę weny:)
    fankayaoi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak już wyjdzie wszystko na jaw, potwierdzisz lub zaprzeczysz, że to o to chodziło, okej? :)

      Usuń
  3. W porządku, z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały. Zauważyłam, że nie masz zasady co dodawania rozdziałów, zapewne wrzucasz jak już napiszesz?
    fankayaoi

    OdpowiedzUsuń
  4. Wielkie podziękowania dla tego wspaniałego człowieka o imieniu Dr. Agbazara, wielki rzucający, który przywraca radość z pomocy w przywróceniu mojego kochanka, który oderwał się ode mnie cztery miesiące temu, ale teraz, z pomocą dr. Agbazara, wielka miłość, rzuca zaklęcia. Dzięki mu. Możesz również poprosić go o pomoc, gdy będziesz go potrzebować w trudnych czasach: ( agbazara@gmail.com ) lub WhatsApp ( +2348104102662 )

    OdpowiedzUsuń