środa, 5 lutego 2014

Epizod 109. Rozterki Bartka /16/.

Kraków.
Klamka zapadła. Decyzja została podjęta. Gdzie? Dziwnie to zabrzmi, ale na dziale mięsnym w osiedlowym supermarkecie, kiedy stałem przy ladzie i podziwiałem oślizgłe piersi z kurczaka. Zdecydowałem wówczas, że romans ze Staśkiem trzeba zakończyć i to najlepiej już; jak najszybciej, zanim sytuacja wymknie się spod kontroli, zanim ktokolwiek niepowołany przypadkiem się o tym dowie. W końcu mam Michała. Zależy mi na nim i chcę z nim być. A Stasiek? Do tej pory był tylko kumplem z liceum, platonicznym westchnieniem bez możliwości zbliżenia się do niego. Ale czas mijał, a każde z nas się zmieniało. Ja się zmieniłem, dojrzałem. On też się zmienił. To już nie ten sam chłopak co kiedyś, co przed laty. Teraz jest prawdziwym facetem, napakowanym, wciąż przystojnym, ale jego charakter... Jego charakter też uległ zmianom. Podobnie zresztą jak i mój.
Gdyby Stasiek... Nie, to już nie ten licealny Stasiek. To Staszek, dorosły facet, byczur z przerośniętymi bicepsami, ale za to z bardzo seksowną sylwetką. I gdyby nie pojawił się wtedy w Krakowie, gdybym nie spotkał go przypadkiem w Blue, do niczego by nie doszło. Los jednak zażyczył sobie, by trochę pokomplikować moje życie. Namieszał, przez co sprawił, że zerwałem zakazany owoc, spróbowałem go i... No i na tym by się już mogło to skończyć. Lecz ja, jak głupi, pałający nieposkromioną z młodzieńczych lat żądzą, brnąłem w tę dziwną znajomość, a za każdym razem miałem wrażenie, jakbym zapadał się w bagno, z którego nie ma już odwrotu, mimo tego, że takie zapadanie się sprawiało nie lada przyjemność.
Pora jednak się obudzić. Staszek był licealnym kumplem i nikim więcej. Nieosiągalny typ macho, za którym oglądały się wszystkie laski i ja, skryty gej. Może nie warto było zrywać zakazanego owocu? Jednak stało się, a teraz mam wyrzuty sumienia. Na całe szczęście przy piersiach z kurczaka przyszło przebudzenie.
- Czas z tym skończyć! - rzekłem niby to do siebie, ale jednak patrząc ekspedientce w oczy.
Wytrzeszczyła na mnie gały z niedowierzaniem. Myślała pewnie, że ma do czynienia z wariatem. W jednej sekundzie odchrząknąłem i zamówiłem podwójną pierś, po czym ze spuszczoną głową, odprowadzony do drzwi przez podejrzliwe spojrzenia pani w białym stylonowym fartuchu.
Nigdy więcej już nie przyjdę tutaj na zakupy, powiedziałem sobie w duchu.
Jednak to nie był koniec mojego pecha na dzisiaj.
Obładowany zakupami, dochodziłem właśnie do klatki w bloku, kiedy niespodziewanie wyrósł przede mną Stasiek. Tfu, Staszek! Mało brakowało, a dostałbym zawału.
- O Jezusie! - zawołałem zaskoczony. - Co tutaj robisz?
Czujnie rozejrzałem się wokoło, potem uniosłem przerażoną twarz ku górze, szukając okien mojego mieszkania, w którym przebywał Michał. Mam nadzieję, że nie wpadnie mu do głowy wyjrzeć na podwórko.
- Musiałem cię zobaczyć. - Twarz rozpromieniła się w uśmiechu. Jego oczy patrzyły na mnie z uwielbieniem.
- Nie zaproszę cię do środka - zaprzeczyłem szybko.
- Wiem. Twój fagas jest w środku - wzruszył ramionami. - Ale możesz się go pozbyć. Poczekam, aż wyjdzie. Mam czas.
Wziąłem głęboki wdech.
- Nie - rzekłem stanowczo - nie możesz tutaj zostać. Wracaj do siebie.
- Dlaczego? Co się stało?
- Bo... - Urwałem zdanie na początku, szukając odpowiednich słów. Powiedzieć od razu? A może poczekać na odpowiedni moment? - Bo... jestem z Michałem.
- Spław go - nalegał Staszek.
- Lepiej, żebyś już sobie poszedł.
Spojrzał na mnie podejrzliwie. Przyglądał się uważnie dłuższą chwilę.
- Możesz mi powiedzieć, co jest grane? Co się dzieje?
- Staszek... - zacząłem ostrożnie, starając się go nie urazić, choć to, co miało za chwilę paść z moich ust, musiało go w jakiś sposób zaboleć. - Musimy to skończyć. Jestem z Michałem. To co było między nami... Okej, przyjemnie spędziliśmy czas, ale... to był błąd. Spróbowaliśmy, choć nie powinniśmy...
- Hola, hola! - przerwał o pół tonu wyżej. Zmarszczył brwi. - Kończysz ze mną? Rozpalasz we mnie jakieś tam uczucia, mówisz, jak bardzo ci się w liceum podobałem, jak za mną szalałeś, a kiedy dochodzi do czegoś i jest fajnie, ty wyskakujesz z czymś takim?
Nie spodziewałem się takiego ataku. W jego głosie brzmiała agresja skierowana w moją osobę. Myślałem, że Staszek to zrozumie, że to był tylko taki koleżeński fan, spełnienie licealnych snów, a on zareagował tak, jakby... O cholera! Zabujał się we mnie? Niemożliwe! Staszek? Ten Staszek, stojący przede mną?
- Stasiu - próbowałem załagodzić sytuację.
- Tylko nie mów do mnie Stasiu! - Chłopak spiął się w sobie, napiął mięśnie, rozrastając się do jeszcze większych rozmiarów niż w rzeczywistości.
- Przepraszam - poprawiłem się szybko. - Wybacz jeśli cię uraziłem, ale nie sądziłem, że nasza... "znajomość" - zrobiłem cudzysłowie palcami w powietrzu, akcentując słowo - zabrnie tak niebezpiecznie. Nie chciałem. Myślałem, że to jednorazowy wyskok...
- Powtórzyliśmy go drugi raz - zauważył Staszek.
- Ale nie sądziłem, że któreś z nas, a zwłaszcza ty - nakierowałem na niego palca - zaangażujesz się w tę relację. Ty, Staszek, którego dotąd znałem. Przepraszam cię, ale... to koniec. Nic z tego nie będzie. Moja przyszłość czeka na mnie w mieszkaniu, więc wybacz, jeśli cię zraniłem.
- Zraniłeś - odparł z żalem. Podniósł jednak dumnie głowę i odwrócił się na pięcie.
Widziałem, jak znika za rogiem. Nie odwrócił się. Nie spojrzał na mnie ten ostatni raz. Był zbyt dumny na to, by pokazać swoją słabość. Przynajmniej przeczyściłem sobie drogę do szczęścia z Michałem. Nasz związek mógł na nowo zajaśnieć żywym blaskiem. Z niewielką skazą w formie zdrady, której dopuściłem się pod wpływem chwili słabości, jaka mnie ogarnęła, kiedy ujrzałem Staszka. Miałem wyrzuty sumienia. Myślałem nawet o tym, by przyznać się Michałowi, ale obawiałem się jego reakcji. Nie chciałem, żeby mnie zostawił, a na pewno by to zrobił, kiedy tylko by się dowiedział. Dlatego musiałem milczeć.
Podchodząc do drzwi wejściowych do mieszkania, usłyszałem dochodzący głos Michała. Z kimś rozmawiał. Czyżby niezapowiedziana wizyta znajomych? Wyciągnąłem klucze i już miałem je wkładać, kiedy coś mnie przed tym powstrzymało. Zawahałem się. Wychodząc, zostawiłem drzwi otwarte, przypominając Michałowi, żeby je zamknął. Ciekawe czy to zrobił?
Nacisnąłem klamkę. Drzwi z cichym skrzypnięciem ustąpiły. A jednak nie zamknął. No po prostu świetnie. A prosiłem go. Przekroczyłem próg przygotowany na poważną rozmowę o zamykaniu drzwi na klucz, kiedy do uszu doleciał nagły potok słów Michała:
- Z taką sensacją jestem pewien, że zwrócił się do ciebie. Trochę się odsunął ode mnie i obawiam się...
Nie dokończył zdania. Urwał je tak niespodziewanie. Dziwna ta rozmowa, pomyślałem zaskoczony, ale nastawiłem uszu, by lepiej słyszeć, jaki będzie ciąg dalszy.
- Jak ty mnie dobrze znasz? - usłyszałem ponownie. Tym razem był znacznie weselszy. - Zastanawiam się, czemu nie jesteśmy razem?
Wyprostowałem się energicznie, słysząc takie słowa. Przez mój parujący mózg przemknęło milion myśli, a każda kolejna gorsza, bardziej katastroficzna od drugiej. Zdradza mnie? Ma kogoś na boku. Czy w poprzednim zdaniu miał mnie na myśli? Boże, co jest grane?
- Co takiego? - zaśmiał się głośno po chwili ciszy. - Słyszysz w ogóle co mówisz do mnie? Mam się starać o jakiegoś Bartusia? - Poczułem nagłe ukłucie bólu. - Nie miej mnie za ciotę.
O co chodzi?, zacząłem sam sobie zadawać pytania. Z kim on rozmawia? Dlaczego nie chce się już o mnie starać? Znudziłem mu się? A Filip mnie przed nim przestrzegał.
- Chyba sobie kpisz! - Z salonu doleciał podniesiony głos Michała. - Pogadaj z Bartusiem, zasugeruj mu dyskretnie, żeby pozbył się kochanka... - w tym momencie dostałem kolejny cios, jednak Michał nie przerywał odpowiedzi - jeśli coś nadal ma pozostać ukryte głęboko w mojej pamięci. Nie pozwól, by to ujrzało światło dzienne. Bo wiesz co się wtedy stanie?
Zaczynałem powoli wyłączać się z rozmowy. On wie i to teraz zaprzątało mój umysł. On wie, że mam kochanka. To znaczy miałem, bo przecież przed chwilą go spławiłem. Ale skąd się o tym dowiedział? Może Staszek odwiedził dzisiaj Michała, kiedy mnie nie było w mieszkaniu. Tak, to na pewno zrobił Staszek. Chciał mnie tylko dla siebie, dlatego zdecydował się na taki krok, nie pytając nawet o pozwolenie.
- No czyli dociera - odezwał się po chwili Michał. - Jesteśmy w kontakcie. Trzymaj się, żeby cię halny nie porwał.
Halny? Z kim on do cholery rozmawia? Przecież halny występuje tylko na Podhalu. W górach. W Tatrach. W Zakopanem... Zaczynałem wątpić we wszystko i wszystkich, którzy byli wokół mnie. Ten halny brzmiał dziwnie znajomo. Nie mogłem jednak zbyt długo myśleć. W salonie zrobiło się zamieszanie. Usłyszałem kroki zmierzające w stronę przedpokoju, gdzie stałem. Natychmiast przywdziałem uśmiech, uniosłem dumnie głowę i zatrzasnąłem sobą otwarte drzwi.
- Cześć - przywitałem się z tym sztucznym uśmiechem, kiedy Michał stanął w przedpokoju z telefonem w dłoni. - Mówiłem ci, żebyś zamykał drzwi. Jeszcze ktoś wejdzie.
- Kochanie, nie złość się.
Zbliżył się do mnie z zadowoleniem i cmoknął w policzek. Na moment zamarłem. O co chodziło? Jeszcze przed chwilą nadawał do telefonu, że zna mój sekret o kochanku, a teraz, w sumie tak nagle, zachowuje się, jak gdyby nic się nie stało. O co kaman? Co to za gra z jego strony?
- Jak mam się nie złościć? - przełknąłem głośno ślinę, czując się bardzo niekomfortowo i niezręcznie w tej dziwnej sytuacji. - To moje mieszkanie.
- Ale ja byłem i nic nie miało prawo zginąć. Daj, pomogę ci z zakupami.
Nim wziął ode mnie reklamówki, odłożył telefon na szafkę przy dużym lustrze, gdzie zazwyczaj rzucaliśmy klucze, a obok na wieszakach wisiały nasze kurtki i płaszcze. Po czym zniknął z nimi w kuchni. Odprowadziłem go wzrokiem, a potem szybko przerzuciłem spojrzenie na leżącego w oddali smartfona. Dwa kroki dzieliły mnie od niego. Kiedy się zorientowałem, już stałem przy szafce i dotknąłem palcem przycisku. Samsung nagle ożył, ale pojawiła się strona z dziewięcioma kropkami. Wystarczyło przeciągnąć palcem po odpowiednich polach, by odblokować telefon. Szczęście mi sprzyjało, bo kod znałem, więc zrobiłem znak odwróconej litery "L". Zadziałało. Wytężyłem słuch. Michał zajęty był wypakowywaniem zakupów. Kliknąłem znaczek ze słuchawką i moim oczom ukazała się lista połączeń. Na pierwszym miejscu widniało imię... Filip.
Nie! To nie ten Filip. Na pewno nie on. Przecież się nie znają! Widzieli się tylko raz w Zakopanem w pensjonacie, potem już nie. Zresztą wobec siebie byli bardzo złośliwi. Wiadomo dlaczego - bo Filip znał prawdę o Michale i wiedział, że ten, kiedy był z Karolem w związku, zdradzał go z jakimś warszawiakiem, a potem wyruchał mnie w pociągu powrotnym do Krakowa. Dlatego nie przepadał za Michałem. To zrozumiałe. Michał z kolei nie przepadał za Filipem, ponieważ uważał, że jest moim adoratorem.
Przynajmniej ja to tak rozumiałem. Mogło być inaczej? Filip znałby Michała, a Michał Filipa?
Nie, no skąd! Zaprzeczyłem sobie natychmiast. Nie mogli się znać. Jakim cudem? Nawet gdyby się znali, to Filip by o tym powiedział. A nie wspomniał ani jednym słowem.
Ekran przygasł, ale wciąż widziałem numer telefonu do Filipa. Tak, to był jego. Tego Filipa, który obecnie przebywał w Zakopanem. To on musiał powiedzieć Michałowi, że mam kochanka, że zdradziłem go ze Staszkiem. Kto inny mógł to zrobić?
Poczułem się nagle bardzo zmęczony. Wprost padnięty i senny. Wyszedłem z kontaktów i zgasiłem telefon przyciskiem z boku. Stanąłem w progu od kuchni. Michał spojrzał na mnie naprawdę szczerze wyglądającym uśmiechem i zaczął poruszać bezgłośnie ustami. Coś tam mówił o obiedzie, kolacji, ale nie słyszałem jego słów. Zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Otaczali mnie sami obłudnicy. Nawet Filip zachował się nie fair. A ja mu ufałem, podczas gdy ten za moimi plecami spiskował z Michałem.
Przerwałem mu. Przeprosiłem i udałem, że źle się czuję. Musiałem się położyć. Oczywiście z troską w głosie zapytał, czy wszystko w porządku, ale udało mi się go spławić. Zrzuciłem kurtkę, buty i położyłem się na łóżku, w sypialni, którą ostatnimi nocami dzieliłem z Michałem. Zamknąłem oczy...
A kiedy je otworzyłem minęła ponad godzina. Poprzez przymknięte drzwi dolatywały przyjemne zapachy obiadu, który pichcił Michał. Podczas snu nic nie wymyśliłem. Nic a nic. Myślałem nawet przez chwilę, że to tylko zły sen, jeden z tych koszmarów, po których człowiek się budzi i wszystko wraca do normy. Ale to nie był koszmar, tylko życie, w którym brałem udział.
Usiadłem na łóżku. Muszę coś zrobić. Koniecznie. Ale skoro ani Michał, ani Filip, nie chcieli mi nic zdradzić, postanowiłem, że zagram ich kartami. Będę nadal udawał, że nic nie wiem, że żyję wciąż w błogim przeświadczeniu, iż Michał nic nie wie o moim kochanku. Dam radę. Czemu miałbym sobie nie poradzić? Mogę być przecież tak samo perfidny, jak oni. A co będzie z Filipem? Bardzo sobie go cenię, więc pewnie kiedyś, może w najbliższym czasie, kiedy zadzwoni albo ja zadzwonię do niego, wygarnę mu wszystko. I w ten oto sposób znów staniemy po dwóch stronach barykady, pałając do siebie nienawiścią.
Wstałem i podszedłem do drzwi. Wziąłem głęboki wdech, wyszczerzyłem zęby w szerokim uśmiechu i nacisnąłem klamkę.
- Kochanie, a cóż to za zapachy? - zawołałem radośnie.
Tak oto przyszła pora na kolejny akt w sztuce zwanej życiem.

B l o g i   g e j ó w

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz