czwartek, 20 marca 2014

Epizod 114.

Zakopane.
O mały włos padłbym trupem na zawał serca, kiedy w progu pensjonatu zobaczyłem Wiktora. Zaniemówiłem z wrażenia. Wytrzeszczyłem oczy, żeby się upewnić. Ale tak, to był on.
- Czego chcesz? - zapytałem opryskliwie.
Spojrzał na mnie z politowaniem. Jego oczy przeszyły mnie na wskroś.
- Od ciebie? - W głosie wyczułem kpinę. - A co ty myślisz, że jesteś pępkiem świata? Przyszedłem do Anieli, nie do ciebie.
- Do Anieli? - nie wierzyłem jego słowom.
- No tak - zadrwił - ty zawsze wszystko wiesz najlepiej. Podejrzenia niepoparte dowodami, to twoja specjalność.
- Obrażasz mnie. - Czułem się potwornie głupio, słysząc jego odpowiedź. - To nie jest miłe.
- Trudno - wzruszył ramionami. - Wiedz, że zanim ty pojawiłeś się na zakopiańskiej ziemi, my z Anielą już się znaliśmy. Więc może - wciągnął głośno powietrze - zejdź mi z drogi...
Usta Wiktora wypluwały te słowa, a ja stałem niczym słup soli. Nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Stanowcze zdania, sugerujące bym usunął się z przejścia, padły od Wiktora. Nigdy wcześniej się tak do mnie nie zwracał. Tak chamsko. Nie wiedziałem, jak zareagować. Przez sekundę, może dwie, mierzyliśmy się spojrzeniami. Myślałem, że prosi, ale dostrzegałem tylko wściekłość. Zrobił krok w tył i wpuściłem go do środka.
- Jest w kuchni - rzekłem nieśmiało.
Wiktor przeszedł przez przedpokój, ściął jadalnię i zniknął na zapleczu pensjonatu.
Zamknąłem drzwi i wróciłem za kontuar. Choć słowa Wiktora wciąż echem tłukły mi się po głowie, to jednak ciekawość była zdecydowanie silniejsza i to ona w końcu wzięła górę. Stwierdziłem, że co się będę nad sobą użalać. Każdy ma prawo wypowiadać swoje zdanie, to co myśli, to co mu siedzi na wątrobie. Sam osobiście dałem popalić Wiktorowi, sygnalizując mu wyraźnie, żeby sobie darował i przestał o mnie zabiegać. Cóż, nie spodziewałem się tylko, że uderzy we mnie tą samą bronią. Ale mniejsza o to. Najważniejsze to teraz dowiedzieć się, po co przyszedł do Anieli. Śmierdziało mi tu jakimś podstępem, ale w tej zaostrzonej sytuacji, w trwającym między mną a Wiktorem konflikcie, nie pozostało nic innego, jak podstępem dotrzeć do celu wizyty Wiktora. No cholernie zżerała mnie ciekawość. Musiałem ją zaspokoić. W tym celu tułałem się parę razy od drzwi do kuchni, przez jadalnię, aż do salonu. Bezskutecznie. Nie docierały żadne słowa, więc albo toczyli rozmowę szeptem, albo omawiali interesy w jakimś innym pomieszczeniu. Po co przyszedł? Odkąd tu mieszkam, widzę go pierwszy raz i pędzi, wprost na złamanie karku, byleby tylko zamienić parę słów z Anielą.
Wreszcie wyszedł. Przemaszerował przez jadalnię z dumnie uniesioną głową. Spodziewałem się, że Aniela będzie za nim dreptać, ale nikt nie wyjrzał z kuchni. Nie powiedział nawet "do widzenia". Nie spojrzał nawet w moją stronę. A to ciul, przeleciało mi przez głowę. Drzwi wejściowe zamknęły się za Wiktorem. O nie! Tak tego nie zostawię.
Wyprułem za Wiktorem. Zatrzymałem się przy schodach, kiedy ten przemierzał podjazd.
- Wiktor! - zawołałem.
Zatrzymał się. Po chwili odwrócił się w moją stronę. Brązowe oczy znów napotkały mój wzrok. Serce zadrżało ze wzruszenia. Był tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Ale, ale! Spokój. Wiktor to przeszłość. Przyjemna, miła, wywołująca dreszcze i rozkosz, ale w końcu przeszłość.
- Mogę znać cel twojej wizyty? - Starałem się, by mój głos brzmiał łagodnie. Musiałem się dowiedzieć.
- A będziesz ze mną? - odparł pytaniem.
Nadal nie zrezygnował. Ale w takim razie coś tu nie grało. Przecież Konrad do niego wrócił. Widziałem, jak się do niego wprowadza. Co to za zagrywki? Przechyliłem głowę z niedowierzaniem. Co on kombinuje? Chyba nie myśli o trójkącie.
- Wiktor, w co ty grasz?
- Ja? - wskazał palcem na siebie. - W co ja gram?
- No przecież nie ja - odparłem zrezygnowany. - Wróciłeś do Konrada, a teraz mi proponujesz, żebym był z tobą? O co ci chodzi? Potrzebujecie kogoś do trójkąta?
Po mojej twarzy przemknął niekontrolowany uśmiech. No nie mogłem się powstrzymać. To było silniejsze ode mnie i nie mogłem nad sobą zapanować.
- Filip - westchnął głośno - ręce mi opadają. Ty mnie w ogóle nie słuchasz. W ogóle nie wiesz, co jeszcze dziesięć minut temu do ciebie mówiłem. Jesteś ciężkim przypadkiem.
Odwrócił się na pięcie i podążył w kierunku miasta.
Przez kilka sekund wpatrywałem się w jego plecy. Nie odwrócił się. Myślałem, że chociaż zerknie przez ramię, że jeśli chociaż trochę mu na mnie zależy, to spojrzy za siebie. Ale on zmierzał przed siebie, aż zniknął za zakrętem. Nowy rok nie zaczął się dobrze. Już od początku pojawiły się problemy z Wiktorem. W wigilię zeszłego roku zerwał dla mnie z Konradem. Dwa tygodnie później po bezowocnych staraniach się o "moją rękę", wrócił z podkulonym ogonem do Konrada, a w kolejnych dniach próbuje jednocześnie zdobyć mnie. Jaki jest tego cel? Tylko trójkąt.
A może by tak spróbować... Ciekawe jak to jest.
Nie, nie. Wystarczy tej wybujałej fantazji.
Chłodniejszy wiatr przywołał mnie do porządku. Wróciłem do pensjonatu. Nie czekając, aż Aniela sama zacznie gadać o wizycie Wiktora, postanowiłem przejść do frontowego ataku. Nie zdradziła wiele. Praktycznie nic ciekawego nie powiedziała. Z jej opowieści wywnioskowałem, że Wiktor rzeczywiście przyszedł do Anieli w interesach. Dowiedziałem się, czego nie wiedziałem, bo nie raczył mi wcześniej tego zdradzić, Wiktor jest pracownikiem Tatrzańskiego Parku Narodowego. Czasami zdarza mu się oprowadzać wycieczki lub prowadzić specjalne warsztaty edukacyjne, nie tylko dla dzieciaków i młodzieży, ale również dla dorosłych. W związku z tym przyszedł zgłosić gotowość do urządzenia prelekcji w siedzibie władz parku dla gości pensjonatu Anieli.
Jak dla mnie brzmiało trochę niedorzecznie i zbyt naciągane to było, ale Aniela opowiadała o tym z takim przejęciem i zaangażowaniem, że ewentualnie i ta kwestia odwiedzin Wiktora wchodziła w grę. Nie ukrywam, że spodziewałem się od Wiktora jakiegoś esemesa wyjaśniającego, ale nic nie otrzymałem. Żadna wiadomość nie dotarła.
Jak się zerwałem z łóżka, kiedy wieczorem zadzwoniła komórka. Prawie zderzyłem się z krzesłem, pędząc do biurka pod oknem, w nadziei, że dzwoni Wiktor. Niestety to nie był Wiktor, tylko Michał. Emocje opadły i zaakceptowałem połączenie z nieukrywanym niezadowoleniem.
- Słucham! - rzuciłem bojowo do telefonu.
- Cześć Filip - usłyszałem po drugiej stronie. - Co tam słychać u ciebie?
- Po chuja cię to interesuje! - Chciałem jak najszybciej zakończyć rozmowę. Domyślałem się, że skoro dzwoni to chce się czymś pochwalić. Nie wiem, może Bartek wręczył mu obrączkę? Dzisiaj jednak nie na rękę było mi wysłuchiwanie pierdół Michała, więc dodałem szybko: - Chcesz czegoś?
- A co ty taki wściekły? - usłyszałem kolejne pytanie. - Czyżby twoja zakopiańska dupa wymknęła ci się przez palce i puściła się z jakimś juhasem z hali?
- Dobra, przestań interesować się moim życiem, bo wiem, że i tak cię nie interesuje, więc lepiej powiedz czego chcesz?
- Okej - przytaknął po chwili milczenia. - Chodzi o Bartka.
- Co tym razem się stało? - westchnąłem głośno i usiadłem na krawędzi łóżka.
- Zerwał ze mną.
W pierwszym momencie zaniemówiłem, ale już sekundę później zanosiłem się głośnym śmiechem. Złość na Michała szybko minęła. Taka radosna nowina stała się miłą niespodzianką na koniec dnia. Bartek rzucił Michała. No to tylko się cieszyć. Wreszcie ktoś utarł nosa cwaniaczkowi.
- Bawi cię to? - Michał miał poważny głos.
Mnie to jednak nie przeszkadzało, by nadal śmiać się do rozpuku. I choć próbowałem opanować napady śmiechu poprzez tłumienie go w poduszce, to już po paru sekundach ponownie tarzałem się na łóżku. Wreszcie się uspokoiłem na tyle, by do świadomości mogły dotrzeć kolejne słowa Michała.
- Widzę, że cię ta sytuacja strasznie bawi - zauważył mój rozmówca. - Ja na twoim miejscu bym się tak nie cieszył, bo efekt może okazać się zgubny.
Oddech wracał do normy, śmiech ustał, choć kąciki ust wciąż drgały. Jednak w mojej świadomości już rozgościł się strach, wywołany słowami Michała. Nie dzwoni po to, by żalić się po odejściu Bartka. O nie, to nie byłby Michał. On dzwoni, bo ma dla mnie zadanie.
- Ale ja z tym nie mam nic wspólnego - rzekłem ostrożnie. - To przecież wasza sprawa. Twoja i Bartka. Ja się w wasz związek nie mieszam.
- Filip, myślę, że mnie zrozumiesz - zawiesił głos.
Usiadłem na łóżku. Wyostrzyłem zmysły, by zrozumieć sens wypowiedzi. Nie wróżyło to niczego dobrego.
- Czemu mnie mieszasz do swoich rozgrywek?
- Ponieważ Bartek to też twój znajomy i powinno zależeć ci na przyjaźni. A obawiam się, że właśnie wasza przyjaźń stanęła pod dużym znakiem zapytania.
- Nie rozumiem za bardzo - zmrużyłem oczy, próbując rozwikłać sens wypowiedzi.
- Kiedy Bartek stwierdził, że między nami koniec, kiedy wyrzucił mnie spod mieszkania, kiedy wystawił moje walizki na klatkę schodową, powiedział coś znaczącego. Coś, co tyczy się również ciebie.
- Co takiego? Przecież on nie wie... - mój głos zadrżał.
On nie może wiedzieć. No bo niby skąd? Ja nic mu nie mówiłem. Michał? Raczej też nie i raczej zależało mu na nie roztrąbieniu tej informacji, że ja i Michał się znamy już od dłuższego czasu.
- No właśnie... Filip, obawiam się, że Bartek wie. Wie, że się znamy.
Głos Michała znów był taki pewny siebie, taki bez emocji, tak obojętny. A jednak dało się wyczuć w nim złośliwość i wyższość. Znów wygrywał. Nasza niema rywalizacja zaczynała być dla mnie ciężarem. Już dość miałem tego psychicznego znęcania się nade mną. Nie, nie daję już rady. Muszę coś z tym zrobić. Koniecznie! Natychmiast!
- Niby skąd? - zapytałem cicho. - Nic mu nie mówiłem.
- Gdy mi zamykał drzwi przed nosem, zacytował moje słowa, które do ciebie mówiłem, podczas naszej ostatniej rozmowy. Tak, też byłem zdziwiony i zaskoczony, bo przyszpilił mnie nimi. Musiał podsłuchać. Obawiam się, że ciebie też skreślił. Nie dzwonił?
- Nie - odparłem.
- Pewnie zadzwoni. Na pewno zadzwoni - poprawił się szybko. - Przecież musi to zrobić, żeby ci nawtykać. Ha, cały Bartek. Ale pamiętaj, że kiedy zadzwoni...
Dokładnie w tym momencie wstąpiła we mnie siła, by sprzeciwić się Michałowi. Wiedziałem, co chce powiedzieć. Chciał, żebym przegadał Bartkowi, by z powrotem przekonał się do Michała. Ale jak miałem to zrobić, skoro stracił nawet do mnie zaufanie? I to drugi raz. Tym razem, jeśli dojdzie do rozmowy, będzie krótka piłka. Wątpię, czy nawet mnie uda się z nim dojść do porozumienia. Więc w ogóle nie ma tu mowy o próbie poprawy stosunków między Bartkiem a Michałem. Dlatego przerwałem jego wypowiedź:
- Nie!
- Co nie? - zapytał wybity z tropu.
- Nie mam zamiaru was swatać - odparłem.
- Filip, ale tu chodzi o twoje życie. O twoje słodkie tajemnice. Twoje i twoich znajomych. Pomyśl, mój drogi, chyba nie chcesz zniszczyć nikomu życia, prawda?
- Nie, nie chcę - zacisnąłem pięści - ale nie będę ryzykował mojej przyjaźni z Bartkiem.
- Zrozum, że tej przyjaźni już nie ma. Nie wyglądał na zadowolonego, że go wychujałeś i zataiłeś sekret o naszej znajomości.
- Nie zrobię tego - powiedziałem stanowczo. - Jeśli uda mi się z nim porozmawiać, wszystko mu wyjaśnię.
- Jasne - głos Michała zakpił w telefonie - zdradzisz mu swoją tajemnicę. Już to widzę.
- Jakoś mu to wyjaśnię, ale nie mam zamiaru poprawiać twojego wizerunku. Jesteś chujem i o tym dobrze wiesz! Wykorzystujesz uczucia niewinnych chłopaków, po to tylko, by zaspokoić swoją męskość. Jest ci dobrze, gdy ktoś jest obok, ktoś się zajmuję tobą i twoimi rzeczami. Sprząta, pierze, prasuje, podczas gdy ty na boku bzykasz inne dupy.
- Chyba dawno ty nie byłeś dymany - wtrącił złośliwie.
- Nie, Michał! - Nie zwróciłem uwagi na jego docinki. - Nie tym razem. Ja nie będę po raz kolejny ratował ci dupy, żebyś ty miał zaspokojone podstawowe potrzeby.
- Będziesz tego żałował - przestrzegał.
Wziąłem głęboki wdech. Już dawno powinienem wziąć odpowiedzialność za swoje postępowanie. Zamiast tego uciekłem się do najprostszego rozwiązania, jakim jest oszustwo. Lecz skoro błędy przeszłości nie pozwalały wciąż o sobie zapomnieć, już najwyższa pora stanąć z nimi twarzą w twarz. Będzie bolało, ale trudno. Chociaż gdzieś podświadomie pragnąłem jeszcze odwlec w czasie wyjawienie sekretu sprzed lat albo by stał się jakiś cud, który znowu zagrzebie tę sprawę.
- Zawsze tak mówisz - odparłem. - Zresztą mam na głowie inne problemy, którymi muszę się zająć. Straciłeś Bartka? Mówi się albo trudno, albo robi się wszystko, by ponownie odzyskać jego zaufanie. Nikt tego za ciebie nie zrobi. Jeśli tylko ci na nim zależy.
- Na Bartku? Chyba ocipiałeś?
- Więc zostaw go w spokoju! - krzyknąłem do telefonu. - I mnie też!
Po tych słowach rozłączyłem się i rzuciłem telefon na łóżko. Serce waliło mi w piersi. Czułem każde uderzenie, wręcz dudnienie, które echem roznosiło się po moim ciele. Nawet przez chwilę miałem wrażenie, że słychać je w pokoju.
Rozmowa z Michałem pozbawiła mnie mnóstwa energii. Musiałem odetchnąć. Położyłem się na łóżku i utkwiłem wzrok w suficie. Jak długo leżałem? Nie wiem, nie pamiętam. Nie liczyłem czasu, ale kiedy wreszcie się poruszyłem wiedziałem, że muszę coś zrobić ze swoim życiem. Tak dłużej być nie może, że Michał wciąż i wciąż, i za każdym razem straszy mnie wyjawieniem mojej tajemnicy. Wiem, mogę żałować, kiedy ujrzy ona światło dzienne. Wiele osób może ucierpieć, ale z tej patowej sytuacji, która zaistniała musi być jakieś sensowne wyjście. Musi być jakieś rozwiązanie, które i dla mnie, i dla pozostałych będzie choć w części przystępne do akceptacji.
Podszedłem do okna i delikatnie uchyliłem firankę. Spojrzałem przed siebie. Tam, gdzieś w oddali majaczył Giewont, góra stróż, rycerz Zakopanego. Trwał niewzruszenie, dumnie prężąc się nad miastem. Miał w sobie taki spokój, ciszę, łagodność, harmonię. Całkowita odwrotność tego, co właśnie rozgrywało się w mojej głowie. Tam toczyła się walka. Walka z przeszłością. Niespodziewanie wargi zadrżały bezgłośnie. Po chwili sytuacja się powtórzyła.
- Szymon...
Moje usta po raz pierwszy od wielu lat wypowiedziały imię osoby, której poprzysięgałem dotrzymanie tajemnicy. W tamtej chwili wiedziałem, że muszę złamać przysięgę. Nadszedł czas, by zmierzyć się z przeszłością.

B l o g i   g e j ó w

1 komentarz:

  1. Oh! No w końcu Filip pokazął pazur, żeby tylko nie zrezygnował za wcześnie. Ciekawi mnie, co to za tajemnica, czy ma związek z chłopcem, którego Filip odwiedza? Może właśnie Filip rozbił małżeństwo? Oj, błędy z przesżłości nie powinny nam ciążyć.
    Mam nadzieję, że po wszystkim zrozumie Wiktora i ... będą żyli długo i szcześliwie.
    Tfu, to nie ta bajka :)
    Pozdrawiam i życze weny
    fankayaoi

    OdpowiedzUsuń