sobota, 8 marca 2014

Epizod 113. Rozterki Bartka /19/.

Pińczów.
Znalezienie rodzinnego domu, w którym mieszkał Andrzej zajęło mi trochę czasu. Jak na tak małe miasteczko, trafienie na odpowiedni adres było nie lada wyczynem. Parę razy zabłądziłem, klucząc pustymi uliczkami. W końcu trafiłem do niskiego parterowego domu, znajdującego się przy końcu ulicy, która niespodziewanie kończyła się w szczerym polu. Otoczony wysoką siatką z przerdzewiałą bramą wjazdową i na wpół otwartą furtką, sprawiał wrażenie odizolowanego od miasta, zaniedbanego, aspołecznego. Po dokładnym przyjrzeniu się niewielkiemu gospodarstwu można było dostrzec ślady życia. Całe szczęście moja podróż nie okazała się marnotrawieniem czasu. Oby tylko jeszcze ktoś był w środku i chciał ze mną porozmawiać i przybliżyć przeszłość Andrzeja. A raczej Joasi.
Moje rozmyślania przerwał telefon. Pewnie znowu Michał, pomyślałem z głośnym westchnieniem. Spojrzałem na smartfona. On, bo któż by inny. Już kolejny raz dzisiaj dzwoni. Szósty, jeśli dobrze liczę. Rozłączyłem się i przeniosłem wzrok na posesję Skoczylasów.
Przez dłuższą chwilę stałem i wpatrywałem się w dom, w którym Andrzej spędził dzieciństwo, jako Joasia. Próbowałem wyobrazić sobie małą dziewczynkę, biegającą po podwórku w sukience, śmiejącą się beztrosko. Ale za każdym razem, kiedy przed oczami formował się jakiś obraz dziecka i w uszach słyszałem dziewczęcy śmiech, czar niespodziewanie pryskał, a w jej miejsce pojawiała się twarz Andrzeja z tym trzydniowym zarostem. Niestety, nie widziałem w nim dziewczyny. Dla mnie był po prostu Andrzejem, kolegą z pracy, siedzącym ze mną w jednym pomieszczeniu, tyle że naprzeciwko - za biurkiem.
Po co przyjechałem, aż tutaj? Do Pińczowa?
Wydaje mi się, że z czystej ciekawości. Tak bardzo chciałem poznać szczegóły przeszłości z życia dawnej Joasi, że dzisiaj rano zamiast jechać do biura, kupiłem bilet do Pińczowa. Zapytanie wprost Andrzeja nie wchodziło w grę. Na pewno nie zdradziłby mi szczegółów. Podczas podróży, kiedy autobus mijał kolejne miejscowości, naszła mnie niepewność. Czy ja dobrze robię, że szperam w życiu prywatnym Andrzeja? Przecież to jego prywatna sprawa kim jest, kim był przedtem. Mnie nic do tego. Nie powinienem się wtrącać. A jak ja bym się poczuł, gdyby ktoś nagle grzebał w moim życiu i dowiedział się, że jestem gejem? Jak ja bym się z tym czuł?
Na nic jednak zdały się te argumenty. Tajemnicza przeszłość Andrzeja tak opanowała moje myśli, tak nie dawała spokoju, podsuwając przeróżne wizje z jego dzieciństwa, że w pewnym momencie myślałem, iż jestem na granicy szaleństwa. Musiałem coś z tym zrobić. Stąd podjąłem szybką decyzję o podróży do Pińczowa, do korzeni Andrzeja.
Stojąc przed jego rodzinnym domem, czułem się jak intruz, który włamuje się na prywatny teren. Ale ogarnęła mnie również ekscytacja. Wreszcie poznam prawdę. Od samych rodziców Andrzeja.
Wziąłem głęboki wdech i przeciąłem posiadłość Skoczylasów. Nacisnąłem dzwonek i czekałem. Liczyłem upływające sekundy. Wreszcie drzwi się otworzyły i w progu stanęła kobieta, która na oko mogła mieć niewiele przed pięćdziesiątką. Przyjrzała mi się nieufnie, mrużąc oczy.
- Słucham pana - odezwała się po chwili.
- Dzień dobry. Mam na imię Bartek.
- O co chodzi? - zapytała ze zmarszczonym czołem.
- Jestem przełożonym pani syna i przyjechałem, żeby zamienić z panią parę słów o nim.
- Jakiego syna? - warknęła kobieta. - Nie mam syna!
Nie zraziłem się tonem jej głosu. Być może zrobiła to odruchowo, a już na pewno nie specjalnie. Dlatego musiałem się wytłumaczyć. W końcu chodzi o wstydliwą przeszłość jednego z członków rodziny.
- Chodzi o Andrzeja Skoczylasa. - Nie dawałem za wygraną. - W jego aktach widnieje ten adres zameldowania.
- Andrzeja? - zawahała się. Na twarzy pojawiła się niepewność. - Jakiego Andrzeja?
- Albo Joannę. Zależy jak pani woli.
W oczach kobiety dojrzałem przerażenie. Spoglądała na mnie ze strachem. Zacisnęła mocno pięści, aż kostki zbielały. Wzięła głęboki wdech i powiedziała:
- To jakieś nieporozumienie. Nie wiem o czym pan mówi...
- Wiem, że to brzmi dziwnie - przerwałem podnosząc ciut głos - że to krępujące dla pani, ale znam prawdę. Dowiedziałem się przypadkiem. Proszę mi powiedzieć, czy Joasia zmieniła płeć?
Kobieta spoglądała na mnie wciąż nieufnie. W jej oczach dostrzegłem żal. Pewnie nie spodziewała się, że ktoś z zewnątrz pozna nieprzyjemny sekret rodziny Skoczylasów z Pińczowa.
- Skoro pan wie, to dlaczego pan pyta? - zapytała drżącym głosem.
- Andrzej nie wie o tym, że znam jego tajemnicę. W pracy jest Andrzejem, nie Joasią. Nigdy bym się nie domyślił, gdyby nie przypadek na posterunku policji.
- Ma problemy z policją? - zapytała z troską w głosie.
- Miał nieprzyjemną sytuację. Obawiam się, że kiedy go spisywali musiał legitymować się dowodem tożsamości wystawionym na Joannę Skoczylas. Proszę pani - złożyłem dłonie w piramidkę - Andrzej jest moim pracownikiem. Szanuję go, lubię, ale kiedy dowiedziałem się prawdy, próbuję zrozumieć jego postępowanie. Dlaczego zmienił płeć? Dlaczego dzisiaj jest tym, kim jest? Czym się kierował?
- Wie pan, że to nie pana sprawa?
Chociaż pytanie było próbą ochrony prywatności, to jednak zabrzmiało nadzwyczaj łagodnie. Chyba zaczęliśmy kruszyć lody i nawiązywać kontakt.
- Wiem. Ale nie w moim interesie jest robienie komukolwiek krzywdy i szkodzenie innym. Chcę po prostu zrozumieć Andrzeja.
Kobieta przyglądała mi się jeszcze przez chwilę, jakby nie była do końca przekonana, czy może mi zaufać. Wreszcie zrobiła miejsce w przejściu i szerzej uchyliła drzwi. A więc zapraszała do środka. Zaprowadziła mnie do salonu, gdzie na półkach rozstawione były ramki ze zdjęciami. Co rzuciło mi się w oczy? Na wszystkich była Joasia. Tu Joasia z koleżankami z przedszkola, w pasiastej sukience, nieśmiało spoglądająca w obiektyw aparatu. Na następnym w białej sukni, przystępująca do komunii. Na kolejnym już bardziej dorosła, kobieca, z koleżankami.
- Tak, to Joasia. - Jakby na potwierdzenie odezwała się właścicielka domu. - Moja córka.
Usiadłem naprzeciwko niej. Zatrzymała wzrok gdzieś w przestrzeni. W pamięci przywoływała odległe wspomnienia.
- Co ją skłoniło do podjęcia takiej decyzji? - zapytałem po chwili.
- Już w dzieciństwie wykazywała dość dziwne zachowanie. Takie inne. Nie przystające dziewczynkom w jej wieku. Bardzo ciągnęło ją w stronę chłopców. I to z nimi lubiła przebywać. Gdyby pan widział, jak się poruszała. Jak chłopak. Nawet głos zmieniała, by mieć bardziej męski. Kiedy zwracałam jej uwagę, mówiła że w roli chłopaka czuje się o wiele lepiej. Ciągle powtarzała, że chłopaki mają lepiej i łatwiej, nie muszą się przejmować głupotami. Im więcej wolno. Że ona chce być chłopakiem. Nie sądziłam, że dożyję chwili, kiedy wywinie mi taki numer. Przyszła pewnego dnia i powiedziała, że zdecydowała się zmienić płeć. Znalazła w Krakowie lekarza, który przy użyciu hormonów i innych środków farmakologicznych, dokonuje rewolucyjnych zmian w wyglądzie. Podobno wszystko się zmienia. Twarz, ciało, głos, pojawia się zarost.
- To prawda - wtrąciłem.
Mama dawnej Joasi spojrzała na mnie z wyrzutem. W napięciu wpatrywała się w moje oczy. Wytrzymałem ten wzrok.
- Na nic się zdały nasze żale, przekleństwa, prośby - mówiła dalej. - Podjęła decyzje o zmianie tożsamości. Zmianie płci. Mój świętej pamięci mąż powiedział wówczas, że jeśli to zrobi, nie chce jej znać, że ma się wyprowadzić z domu, bo nie będzie trzymał pod swoim dachem zboczeńca. Też się odwróciłam od naszej córki. Ale podjęła decyzję. Myślałam jeszcze, że się rozmyśli, ale nie. Spakowała się i wyjechała do Krakowa. Miała wówczas dziewiętnaście lat. Skończyła liceum, dostała się na studia.
- Czy pamięta pani jakąś sytuację, która skłoniłaby ją podjęcia właśnie takiej decyzji? Coś szczególnego, co mogło na nią wpłynąć? Na przykład jakieś wydarzenie?
- Nie, nie przypominam sobie - zaprzeczyła szybko ruchem głowy. - Była naprawdę normalna. Wiem, że czasami kobiety nabierają cech męskich, ale nie podejmują się od razu zmiany płci. A ona to zrobiła. Zniszczyła sobie życie, swoją przyszłość. Zamknęła powrót do rodziny.
Kobieta dalej snuła opowieść o Joasi. Wspominała chwile, kiedy dziewczynka robiła pierwsze kroki, kiedy osiągała sukcesy w szkole, zdobywała nagrody, osiągnięcia, pochwały. Uczyła się nadzwyczaj dobrze, była prymuską, wychwalaną i podawaną za wzór.
Pozwoliłem jej na wygadanie się. W międzyczasie znów poczułem wibracje telefonu w kieszeni. Od razu domyśliłem się, że to Michał. Skupiłem się na opowieści kobiety, chociaż niespecjalnie interesowało mnie aż tak dokładne życie Joasi. Mimo wszystko starałem się wyłapywać szczegóły, punkty zaczepienia, które mogłyby wskazywać na pojawiający się problem. Wreszcie nie wytrzymałem.
- W jakim wieku zaczęły się problemy? - wpadłem w zdanie.
- W okresie dojrzewania - odparła po chwili namysłu mama Andrzeja. - Wspominała, że nie czuje się dobrze z piersiami, że jej przeszkadzają. Już wtedy trzymała się z chłopakami. Samą siebie przeszła w liceum. Towarzystwo dziewczyn zostało odsunięte na bok. Koleżanki traktowały ją, jak dziwadło. Wiem to, bo sąsiadka mi opowiadała. Córka się jej zwierzyła. Włóczyła się z chłopakami, podpijała alkohol, paliła. Ale mimo tego dobrze się uczyła.
- Czyli w liceum musiało się coś wydarzyć - pomyślałem na głos.
Tyle sam wiedziałem, podsłuchując rozmowę Karoliny z Andrzejem. Potrzebowałem jednak znać jakieś szczegóły. Wydarzenie to musiało wpłynąć na decyzję o zmianie płci i... zrodzeniu się planu zemsty.
- Wie pan, plotki po mieście różne krążyły, ale nikt im nie dawał wiary. - Kobieta machnęła ręką. - To tylko plotki, więc gadanie było, ale szybko ucichło.
- Jakie plotki? - wyostrzyłem słuch.
Czyli jednak coś wiedziała, tylko nie sądziła, że to może mieć jakieś znaczenie.
- Podobno w szkole huczało, że zgwałcono jakąś dziewczynę. Asia wspominała o tym, ale mówiła, że chłopaki tylko się wygłupiają i mają ubaw z tego powodu. Sprawa ucichła, bo i kto głupotom będzie dawał wiarę, prawda?
Gwałt na uczennicy? To mógł być dobry powód do odegrania się na kolegach. W każdej plotce jest przecież jakaś część prawdy. Być może Asia coś widziała, była świadkiem gwałtu, ale że trzymała się z chłopakami nie mogła wówczas za bardzo się wychylać.
- Racja - przytaknąłem zamyślony. - A jak zareagowali nauczyciele?
- Tak jak każdy w mieście. Oczywiście musieli się tym zająć, ale kiedy okazało się, że to tylko puszczona bujda, sprawa się rozeszła. Zresztą - kobieta niespodziewanie wyprostowała się w fotelu - za dużo i tak powiedziałam. Powinien pan już iść.
- Ale... - próbowałem jeszcze zasięgnąć jakichkolwiek informacji.
- Proszę nie komplikować. Sama nie wiem, dlaczego zgodziłam się na tę rozmowę. Nie powinnam. Asia to już przeszłość. Nie mam córki. Nie mam w ogóle dziecka - rzekła z bólem.
- Ma pani dziecko - zaoponowałem.
- To coś - rzekła z grymasem na twarzy, patrząc przed siebie - to nie jest moje dziecko. Urodziłam córkę. A zmieniło się w... Nie! - zaprzeczyła ruchem głowy. - To wbrew woli Boga. Nie wolno tak ingerować w swój wygląd.
- Rozumiem panią. Domyślam się, jak może pani się czuć z tym wszystkim. - Podniosłem się z miejsca i skierowałem do wyjścia. - Dziękuję za poświęcony czas.
Opuściłem dom, zasuwając zamek od kurtki pod samą szyję. Wolnym krokiem skierowałem się w kierunku centrum miasta. Z którejkolwiek strony by na tę sytuację z Andrzejem i jego dość burzliwą przeszłością nie patrzeć, to właściwie dzisiaj, po wizycie w jego rodzinnym domu, niczego konkretnego się nie dowiedziałem. Zmarnowałem jedynie czas. Asia uwielbiała męskie towarzystwo i to z kolegami z klasy spędzała wolny czas. Lubiła się z nimi włóczyć, szlajać uliczkami, a może nawet ciupać w piłę na boisku. Do tego, jak przystało na osobę z zaburzeniami osobowości, nie czuła się dobrze w skórze kobiety. Pragnęła być mężczyzną. W wielu artykułach o tematyce LGBT poruszany jest temat transseksualności, więc nie byłem znowu taki ciemny. Wielokrotnie sięgałem po taką lekturę. Ja, jako gej, od czasu do czasu lubiłem sobie poczytać co nieco z literatury, która w pewien sposób dotyczyła również i mnie. I wiedziałem, że gdy dana osoba zmieni płeć, gdy pojawią się widoczne zmiany w wyglądzie fizycznym, odczuwa wreszcie ulgę, satysfakcję ze swojego nowego wyglądu. A przede wszystkim nareszcie jest wolna.
Na spokojnie starałem się przeanalizować sytuację Asi. Nie miała lekkiego życia. Wychowała się niewielkiej mieścinie, wśród ciekawskich i plotkujących ludzi. Gdyby wieść o transseksualistce rozniosła się między mieszkańcami, nie miałaby chwili spokoju. Zostałaby zlinczowana. A mimo to pragnęła przypodobać się kolegom i to z nimi najlepiej się czuła. Czyżby to właśnie oni ją skrzywdzili? Gwałt na niewinnej dziewczynie, nabierającej męskich cech. Wśród chłopaków mogła zostać potraktowana, jak dziwadło. To całkiem możliwe rozwiązanie i dobry powód, by po skutecznej zmianie płci, odegrać się na kolegach z klasy, przez których wycierpiała.
Przez chwilę rozważałem możliwość odwiedzenia liceum, do którego przed laty uczęszczała Joanna. Nauczycielom na pewno znany był ten epizod z gwałtem, nawet jeśli to tylko krążąca po mieście plotka. W końcu dotyczyło szkoły, więc musieli zareagować. Ale raczej niechętnie byliby skłonni do zwierzania się z wydarzeń sprzed lat. Pewnie i tak niczego bym się nie dowiedział, podobnie jak niewiele informacji uzyskałem od mamy Joasi, a obecnie już Andrzeja. Dlatego zrezygnowałem z tego pomysłu. Wsiadłem do autobusu, który jechał do Krakowa, by nie kusić losu.
A jeśli chodzi o Andrzeja... Hmm. Ja, jako gej, powinienem być bardziej tolerancyjny, a mimo to czułem się niezręcznie wobec świadomości, którą posiadałem o Andrzeju. My, homoseksualiści, w większości przypadku dyskryminowani jeszcze przez polskie społeczeństwo, powinniśmy trzymać się razem. Ale nie umiałem zachować się z należytą powagą. W dziwny sposób burzyło to mój światopogląd. Akceptowałem Andrzeja. W jakiś tam sposób go akceptowałem. Wiedziałem od paru dni, że ma bogatą przeszłość, ale za cholerę nie potrafiłem, no nie umiałem w pełni go zaakceptować. A mimo to ciekawość mną szarpała, by poznać szczegóły jego życia jeszcze zanim został Andrzejem.
Przez całą powrotną podróż myśli krążyły wokół mojego pracownika. Snułem przeróżne wyobrażenia z jego przeszłości. Próbowałem wyobrazić sobie sytuację, kiedy koledzy z klasy, którym tak bardzo ufała Joanna, i w których gronie czuła się znakomicie, wykorzystali jej niewinność, zaufanie i skrzywdzili dziewczynę. Ilu mogło być oprawców? Czterech? Pięciu? Może więcej? Jeśli oczywiście moje przypuszczenia były słuszne. Ale co innego mogło się wówczas wydarzyć? Co wpłynęło na rozpalenie żądzy zemsty? Tylko Andrzej o tym wiedział. No i jego koleżanka, Karolina.
W czasie tej podróży Michał nie odpuszczał. Natrętnie wydzwaniał, próbując nawiązać kontakt. A ja uparcie nie odbierałem połączeń, albo chamsko rozłączałem przychodzące rozmowy. Nie docierało, ale przynajmniej będzie wiedział, że ze mną tak łatwo nie będzie miał. Może i Karol był ciepłą kluchą, która leciała jak mucha na lep, ale ja jestem inny. Silniejszy. O wiele bardziej silniejszy. Ze mną nie przyjdzie mu tak łatwo. Dla mnie koniec oznacza definitywny koniec, a skoro moment zakończenia farsy, zwanej związkiem, nadarzył się nagle i niespodziewanie, aż grzechem byłoby z niego nie skorzystać. I dlatego nie czekając dłużej przystąpiłem do działania. Po powrocie z nieudanej kolacji w gruzińskiej restauracji, spakowałem bęcwała i wystawiłem walizkę na klatkę schodową. Nie zjawił się po nią, więc wniosłem ją z powrotem do środka. Dzisiaj pewnie dzwoni, by ugadać się, jak może odebrać swoje rzeczy albo próbuje się wytłumaczyć. A ja uparcie nie odbierałem. Niech sobie dzwoni. Kiedyś przestanie.
Pech jednak chciał, że po powrocie do Krakowa i przybyciu do mieszkania, siedział na schodach pod drzwiami i czekał. Na mój widok podniósł się gwałtownie, strzepnął kurz z pośladków i zaszedł mi drogę. Nie czułem strachu. Serce nie łomotało z przerażenia czy też z radości na jego widok. Omiotłem go obojętnym spojrzeniem, choć ten usilnie starał się nawiązać kontakt wzrokowy.
- Dobrze, że już jesteś - odezwał się po chwili. - Musimy porozmawiać.
Znowu spojrzałem na niego. Zmrużyłem oczy, chcąc zrozumieć to, co przed momentem wydobyło się z jego gardła. On chciał ze mną rozmawiać? Ciekawe o czym? Przecież po wczorajszym wydarzeniu nie mieliśmy ze sobą o czym rozmawiać.
Ominąłem go i podszedłem do drzwi. Podczas mocowania się z zamkiem, czułem jego miażdżące spojrzenie na sobie.
- Bartek, odezwij się do mnie! - Michał zdawał się być coraz bardziej poirytowany. - Nie możesz mnie tak traktować. Nie jestem powietrzem! Spójrz na mnie!
Drzwi ustąpiły. Na całe szczęście. Odetchnąłem z ulgą, ale nie dałem po sobie poznać.
- Bartek, do jasnej cholery! - wrzasnął ochrypłym głosem, który echem rozniósł się po pustej klatce schodowej. Sąsiedzi na pewno już to usłyszeli. Co ciekawscy pewnie już spozierają przez judasza.
Odwróciłem się, kiedy byłem już na mieszkaniu. Nasz wzrok skrzyżował się na dłużej. W oczach Michała płonęła wściekłość. Pioruny zdawały się trzaskać. Wytrzymałem jego spojrzenie. Choć na język cisnęły się słowa, uparcie milczałem.
- Tak sobie pogrywasz ze mną? - zapytał zaczepnie. Na ustach pojawił się kpiący uśmieszek. - Myślisz, że jak będziesz milczał, to się mnie pozbędziesz? Że sobie pójdę i dam ci satysfakcję, że wygrałeś? Tak chcesz to rozegrać? Że się niby mnie pozbędziesz, dziwko? - Zaakcentował ostatnie słowo. Mimo to nawet nie drgnąłem na obraźliwe słowo. - Nie wiesz z kim zadzierasz! To, że się puściłeś, jak pierwsza lepsza męska kurwa, do niczego cię jeszcze nie upoważnia. Nie ty będziesz decydował o tym, czy ze mną zerwać i w jaki sposób, rozumiesz?
Nie potwierdziłem ani nie zaprzeczyłem. Milczałem uparcie. Widziałem, jak w jego oczach rodzi się wściekłość. Nie potrafił zapanować nad złością. Czyżby nikt do tej pory mu się nie postawił? Jeśli tak, to wcale się nie dziwię, że ogarnęła go taka furia. Wreszcie trafił na kogoś, kto potrafił się przeciwstawić. Choćby nawet milczeniem.
- Nadal milczysz? - wypalił po chwili. - Myślisz, że to dobra metoda? Jeśli tak sądzisz, jesteś w błędzie. Nikt mnie nie będzie ignorował, rozumiesz? Nikt! Zwłaszcza ty. - Palec wskazujący został wycelowany prosto we mnie. - Nie myśl sobie, że tak łatwo się mnie pozbędziesz. Wrócisz z podkulonym ogonem, przepraszając i błagając o przebaczenie. Będziesz się płaszczył przede mną.
W tym momencie w kącie dostrzegłem upakowaną walizkę, należącą do Michała. Bez słowa postawiłem ją przed chłopakiem, który mi ubliżał. Już miałem zamykać drzwi, ale w moim umyśle pojawiła się pewna myśl. Może mógłbym się powstrzymać, ale skoro już wie o kochanku, skoro rozstaliśmy się - bo przecież zakończyłem nasz związek - to najwyższa pora dolać oliwy do ognia. Tak na samo zakończenie znajomości.
- Ktoś tu się stara o Bartusia - rzekłem spokojnie, a słowa płynęły z moich ust swobodnie. - A tak bardzo ktoś zarzekał się, że przecież nie będzie się starał o jakiegoś tam Bartusia.
Utkwiłem spojrzenie w oczach Michała. Przez moment zobaczyłem w nich ślad trwogi i przerażenia, jakby ktoś odkrył jego sekret, tak skrupulatnie ukrywany.
- To brzmi tak... ciotowsko - dodałem, marszcząc umyślnie czoło. - Brzmi znajomo, prawda?
Michał spoglądał na mnie z niedowierzaniem z na wpół otwartymi ustami. W jego głowie pewnie szalała burza niepewności. Cokolwiek teraz chciałby powiedzieć, może sprawić, że jedynie się pogrąży.
- Pozdrów Filipa - rzekłem z kamienną twarzą. - A teraz wypierdalaj z tego bloku. I nie chcę więcej widzieć twojej śmierdzącej dupy!
Drzwi trzasnęły. Przekręciłem zamek. Uśmiechnąłem się do siebie z mojego własnego zwycięstwa. I poczułem niesamowitą ulgę. Choć kiedyś zależało mi na Michale, to po ostatnich wydarzeniach, nabrałem do niego jedynie obrzydzenia i niechęci. Teraz delektowałem się błogim spokojem, ulgą i odniesionym zwycięstwem.

B l o g i   g e j ó w

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz