wtorek, 4 marca 2014

Epizod 112. Rozterki Bartka /18/.

Kraków.
Z rozmyślania wyrwał mnie głos Michała, który wślizgnął się cicho do kuchni, niczym mysz. Prawie podskoczyłem na krześle.
- Co tak siedzisz i dukasz?
Przystanął na ułamek sekundy w progu, zlustrował mnie uważnie i usiadł obok przy stole.
Niedopita kawa stygła od paru minut, a nadgryziona kanapka przełożona cienkim plasterkiem szynki, spoglądała na mnie z talerzyka.
- Sam nie wiem - wzruszyłem ramionami. - Mam wrażenie, że czeka mnie ciężki dzień w pracy.
- Wczoraj też miałeś ciężki dzień i byłeś małomówny. Próbowałem coś od ciebie wysępić, skąd ta cisza, ale nie uraczyłeś mnie informacjami. Dowiem się, co się dzieje?
Poranek na poważne rozmowy nie był idealnym momentem, a zwłaszcza jeśli dotyczył Andrzeja, mojego pracownika. Czy może raczej Joannę? Cholera wie, co kryło się pod tymi ciuchami. A może lepiej nie wiedzieć, co on, czy ona, tam ukrywa.
- Ta sprawa jest dość... - urwałem zdanie, szukając odpowiedniego słowa. Nie chciałem nikogo urażać ani obrażać, ale nie wiedziałem, jaki stosunek do transseksualistów i transwestytów ma Michał. Nigdy na ten temat nie rozmawialiśmy. - No jest dość dziwna - rzekłem z ponurą miną. - Dotyczy jednego z pracowników i nie wiem, jak mam się dzisiaj zachować przy nim w pracy.
- Aha!
W głosie Michała dało się słyszeć wyraźną ulgę. Luknąłem na niego spod oka. Wyglądał normalnie, ale przez moment odniosłem wrażenie, że coś podejrzewa. Nie, nie mógł się domyśleć, że podsłuchałem jego rozmowę z Filipem. Swoją rolę grałem dobrze. Udawanie, że nic nie wiem szło mi wyśmienicie.
- Zachowuj się normalnie, jak do tej pory - dodał.
Czyli tak jak ty, wtrąciłem w myślach. Co za podły skurwiel! Kiedyś zaczniesz sypać i pogubisz się w tych kłamstwach, kłamstewkach i oszustwach. A póki co gramy dalej.
Wziąłem głębszy wdech i wszamałem całą kanapkę. W międzyczasie Michał przygotował sobie kawę, zjadł jogurt i podczas krótkiego pocałunku na odchodnym, kiedy opuszczaliśmy mieszkanie, wpadł na pomysł, żeby wyskoczyć wieczorem na kolację. Co za odmiana, pomyślałem, ale zgodziłem się.
W biurze zjawiłem się jako drugi. Karolina już okupowała ekspres z kawą, wyraźnie poirytowana. Coś zapowiada się długi i ciężki dzień z humorami. Jedno szybkie spojrzenie na biurko Andrzeja pozwoliło mi upewnić się, że wczorajszego wieczoru posprzątałem wszystko, nie zostawiłem bałaganu, co by nie domyślił się, że ktoś szperał w papierach podczas jego nieobecności.
- Andrzeja jeszcze nie ma?
Bardziej to było stwierdzenie, ale wyszło jak pytanie.
Karolina przerwała mocowanie się z rączką. Obrzuciła mnie wściekłym wzrokiem.
- A widzisz go? - huknęła niespodziewanie.
Postawiłem teczkę na biurku.
- Kochana, jak masz jakiś problem w domu, czy z chłopakiem, to zatrzymaj go w domu, a nie przynoś ze sobą do pracy. Wyobraź sobie, że nie wszyscy chcą słuchać twoich humorów. Masz zły dzień? W porządku. Po prostu wtedy się nie odzywaj, a jak się odzywasz, odzywaj się uprzejmie.
Ponura mina złagodniała. Bąknęła pod nosem jakieś przepraszam i szybko wróciła do użerania się z ekspresem.
Dziesięć minut później zjawił się Andrzej. Spojrzał na mnie wymownie, przywitał się i ostro wziął się do pracy. Dostrzegłem, że Karolina cały czas zerka znacząco na kolegę, lecz ten uparcie w ogóle na nią nie patrzy. Wyczułem między nimi narastające napięcie. Obserwując ich zauważyłem, że Karolina stara się nawiązać z nim kontakt. Andrzej udzielał krótkich odpowiedzi, w ogóle przy tym nie patrząc na Karolinę. Czyli między nimi był jakiś zakwas! Mogli się wczoraj o coś poprzytkać. Pewnie po pracy, choć Andrzej po wizycie na komendzie nie nadawał się do rozmów. Był totalnie zmęczony i wyczerpany. A jednak coś musiało się między nimi wydarzyć od wczorajszego wieczoru. Postanowiłem, że w dzisiejszym dniu poświęcę więcej uwagi tej parce.
Z upływem godzin moja czujność została nieco uśpiona. Przebudziłem się dopiero w chwili, kiedy Andrzej opuścił biuro, a Karolina zaczęła nerwowo stukać długopisem w blat biurka. W końcu zerwała się z fotela i ruszyła śladem kolegi. Ten fakt postawił mnie w stan gotowości. Odczekałem odpowiednio długi moment i również wyszedłem na korytarz. Rozejrzałem się, ale nie dostrzegłem szepczących pracowników. Gdzie mogli się udać? Może składzik? Taka mini palarnia. Energicznym krokiem ruszyłem w tamtą stronę. Tam ich nie zastałem, ale znalazłem ich w jadalni. Byli sami i szemrali coś między sobą, kiedy niespodziewanie wparowałem. Przerwali rozmowę, spłoszeni i przerażeni, jakbym zastał ich w jakiejś intymnej sytuacji. Patrzyli na mnie w oczekiwaniu na najgorsze. Musiałem coś prędko wymyślić.
- Andrzej, wychodzę na chwilę - rzekłem nabierając powietrza w płuca. - Zajmij się korespondencją, okej?
- Jasne! - odparł.
Wycofałem się szybko i oddaliłem się na kilka metrów. Zatrzymałem się jednak pod ścianą i wytężyłem słuch. Już po chwili zza niedomkniętych drzwi zaczęła dochodzić wymiana zdań. Przysunąłem się bliżej, by lepiej słyszeć.
- Ty jesteś nienormalny! - Karolina starała się zachować spokój. - Zadzwoniłeś po niego. Ryzykowałeś, że może się dowiedzieć.
- A miałem po ciebie zadzwonić? - wyskoczył Andrzej. - I co byś zrobiła? Co byś powiedziała Bartkowi? Że gdzie się wybierasz? Na policję po mnie?
- Coś bym wymyśliła - odparła. - A zresztą nie było go w biurze. Wyszedł wcześniej.
- Aha, jasne - zakpił Andrzej.
- Jesteś pewien, że nic nie wie? Niczego się nie domyśla?
Bez wątpienia mówili o mnie.
- Pytał, ale powiedziałem mu o nieskasowanym bilecie i całej akcji kanarów i policji. Myślę, że uśpiłem jego czujność i nie będzie więcej drążył tego tematu.
- Oby - rzekła Karolina. - Jak w ogóle się czujesz?
- A jak mam się czuć, co? Upokorzony, poniżony, znieważony. Nie wiem, mam dalej wyliczać? To było okropne, kiedy kazali mi się rozbierać, kiedy pokazywali mnie sobie palcami. Miałem dość tego przesłuchania. Patrzyli na mnie, jak na jakiś rzadki okaz zwierzęcia. Wytykali mnie palcami, śmiali się, kiedy stałem tam prawie nagi.
Głos Andrzeja załamał się na chwilę. Wydmuchał głośno nos, po czym mówił dalej, tym razem już pewniej.
- Nawet zaświadczenie od lekarza nie przyniosło skutku. Dzwoniłem wczoraj do niego, obiecał że zajmie się tą sprawą. Ale wiesz... Kiedy stałem tam, w tym obskurnym pomieszczeniu, prawie nagi i wyzuty z godności, przypomniała mi się sytuacja z liceum, przed wielką przemianą. Wciąż mam ją przed oczami, wciąż widzę tych kolesi, którzy znęcają się nade mną. Pamiętam każdy szczegół tamtego wydarzenia. Widzą każdą twarz, słyszę ich śmiech, wulgarne słowa. Stwierdziłem, że muszę to znieść. Jestem tak blisko odegrania się na nich, że nie mogę się teraz poddać.
- Wtedy byłeś kimś innym - wtrąciła Karolina.
- I pewnie skurwysyny o tym zapomniały. Czas im przypomnieć.
- Do tej pory nikogo nie odnalazłeś.
- Nawiązałem z jednym kontakt. Wiesz, że nawet mnie nie poznał? A od niego trafię do reszty.
- Jak mógł cię poznać? Jesteś teraz inną osobą. Nie jesteś już tamtą spokojną... Joanną. Teraz jesteś Andrzejem. Lub Jędrkiem, jak ja lubię cię nazywać.
Moje przeczucia się sprawdziły. Andrzej był kiedyś Joanną, ale wydarzenie z przeszłości doprowadziło do podjęcia decyzji o zmianie płci. Próbowałem wyobrazić go sobie, jako dziewczynę. Z obfitym biustem, krągłymi biodrami, w sukience, w szpilkach. Nie potrafiłem. Nie umiałem. Przed oczami wciąż miałem pociągłą męską twarz Andrzeja. Ciekawe, jak na jego zmianę zareagowali rodzice. Czy w ogóle wiedzą, że ich... Boże! Przecież mieli córkę, a teraz nagle jest syn. Nie, nie miałem żadnych uprzedzeń, ale w tym momencie starałem się postawić w roli jego rodziców. Musieli przeżyć szok.
Wróciłem do dusznego biura. Uchyliłem okno. Do środka wpadło świeże, styczniowe powietrze. Na twarzy poczułem przyjemne i chłodne łaskotanie wiatru. Świadomość, że znam tajemnicę Andrzeja, znam szczególny fragment jego przeszłości, zaczynał mi ciążyć. Domyślałem się, że przecież o to może chodzić, kiedy zacząłem szperać w jego życiorysie. Ale dopóki nie byłem tego pewien, wciąż myślałem i podświadomie wmawiałem sobie, że mam do czynienia z facetem. Prawdziwym facetem, z jajami, męskim zarostem, niskim głosem. Tymczasem dzisiaj poznałem prawdę. Podsłuchałem perfidnie prywatną rozmowę moich pracowników. Zachowałem się okropnie. Nie powinienem był tego robić. Ale jest już za późno. Stało się. Nic nie poradzę.
W głowie zrodziło się pytanie: jak teraz się zachowam w stosunku do Andrzeja? Zacznę go poniżać? Opieprzać z byle powodu? Ignorować? Traktować gorzej, bo jest transseksualistą? Jak postąpię z tą wiedzą, którą ukradkiem nabyłem? O Boże!, jęknąłem patrząc w dal. Muszę wyjść. Szybko. Inaczej oszaleję. Chwyciłem kurtkę, teczkę i wyszedłem z biura. Przez resztę dnia snułem się po mieście. Nie wróciłem do pracy. Nie powiadomiłem nikogo, że nie wrócę. Jakoś nie miałem ochoty, by z kimkolwiek zamieniać zdanie.
Wieczorem Michał zabrał mnie do gruzińskiej restauracji przy Siennej. Zaledwie zdążyliśmy się rozpłaszczyć i usiąść, kelnerka przyniosła nam menu. Chwilę później złożyliśmy zamówienie. Kiedy zostaliśmy sami, spojrzałem na mojego partnera. Uśmiech gościł mu na twarzy, w oczach odbijał się blask lamp. Patrzył na mnie z przejęciem.
- Co ci tak wesoło? - zapytałem spokojnie.
- Cieszę, że jesteś tutaj ze mną - padła odpowiedź.
Jasne, pomyślałem z ironią. Cieszy się, podczas gdy nie słyszę, to obrabia mi dupę za moimi plecami z Filipem. Ciekawe, jak długo będzie mógł ciągnąć tę farsę? Póki co, szło mi całkiem dobrze, ale po dzisiejszym dniu w pracy, nie miałem już ochoty na tego typu zabawy. Może najwyższa pora się przyznać, że o wszystkim wiem, wstać, wrócić na mieszkanie, spakować Michała i wystawić jego walizki przed blokiem? Miałbym z nim święty spokój. Ale gdy tylko o tym pomyślałem i prawie zdecydowałem się na ujawnienie mojej słodkiej tajemnicy, przy stoliku przystanął mężczyzna. W pierwszej chwili nie poznałem go, ale już w kolejnej sekundzie kurtyna krótkotrwałej sklerozy opadła.
- Własnym oczom nie wierzę. - Głos Karola drżał z przerażenia. Odniosłem wrażenie, że słyszę, jak ze strachu wali mu serce. - Wy razem? Przy jednym stoliku?
Jego oczy błądziły od Michała do mnie i z powrotem. Widziałem w nich szaleństwo pomieszane z żalem, strachem i bólem. Patrzyłem na niego. Cierpiał. Wiedziałem co czuje. Przede wszystkim rozczarowanie. Został oszukany, ale... No właśnie. To jedno "ale" było bardzo znaczące. Choć chciałem mu współczuć, choć wiedziałem przez co w tej chwili przechodzi, nie potrafiłem użalić się nad nim. Przed oczami stanął mi obraz, kiedy jakiś czas temu spotkałem go w restauracji. Potraktował mnie, jak obcą osobę. Prawie udał, że mnie nie zna, że mnie nie kojarzy. Gdyby wtedy mógł, zabrałby talerz z jedzeniem i przeniósł do innego stolika. Dlatego teraz nie umiałem zachować się inaczej.
- Karol... - zaczął spokojnie Michał.
- A nie widzisz? - wtrąciłem się w wypowiedź Michała. Mój głos brzmiał stanowczo. - Mamy siedzieć przy oddzielnych stolikach? Michał przy wejściu, a ja na drugim końcu sali? Tak to sobie wyobrażasz?
Spojrzał na mnie z bólem w oczach. Widziałem w nich nieme pytanie: dlaczego? Dlaczego to zrobiłem? Dlaczego jestem z Michałem, skoro wiedziałem, co on do niego czuje? Przerzucił wzrok na Michała.
- Myślałem, że jednak coś do mnie czujesz - zwrócił się do niego z wyrzutem. - Przecież nawiązaliśmy kontakt. Sam nawet tego chciałeś.
O, proszę. Byłem świadkiem rozgrywającej się ciotodramy, w której moja skromna osoba również miała swój skromny udział. Ale nadarzała się wyśmienita okazja, by jeszcze bardziej zagmatwać sytuację. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Tego akurat nie wiedziałem - rzekłem hardo, piorunując wzrokiem Michała. - Czy jeszcze o czymś nie wiem? Chcesz mi coś powiedzieć? Chętnie posłucham.
Rozsiadłem się wygodnie w wiklinowym krześle i skrzyżowałem ręce na piersiach.
- Może dołączysz do nas? - wskazałem Karolowi wolne miejsce przy stoliku. - Ty się czegoś przy okazji dowiesz i ja się czegoś dowiem. Poznamy historię Michała.
Chłopak obrzucił mnie wyzywającym spojrzeniem. Wytrzymałem, wykrzywiając twarz w sztucznym uśmiechu. Wtedy dostrzegłem u niego zawahanie. Jakby tracił panowanie nad sytuacją. Drżała w posadach jego pewność siebie. Lada moment mogła pieprznąć ta farsa, którą budował bez fundamentów. Ach, będę się mógł upajać jego upadkiem.
- Bartek - rzekł łagodnie - porozmawiamy o tym, tylko nie teraz. Wszystko ci wyjaśnię, ale teraz wybacz... - Przeniósł wzrok na Karola. - Źle mnie zrozumiałeś. Nawiązaliśmy kontakt, ale to ty tego chciałeś, nie ja.
- Posłuchałem rady przyjaciela - rzekł na usprawiedliwienie swego czynu Karol.
- Miej pretensje do przyjaciela.
W kąciku ust Michała zatańczył kpiący uśmieszek. Wiedziałem, że znajdzie wytłumaczenie. Michał bez problemu się wybieli, a Karol pogrąży się w rozpaczy.
- Ale zareagowałeś tak...
- Zawsze tak reaguje na starych znajomych - wtrącił pośpiesznie.
- Czyli za moimi plecami spotykasz się ze swoimi byłymi kochankami - wskazałem ręką na Karola.
Jeszcze nie tak dawno sam postępowałem podobnie, zdradzając Michała ze Staszkiem. Było jednak już za późno na ugryzienie się w język. Słowa padły.
- Bartek, proszę cię, nie rób scen zazdrości teraz. - Michał spojrzał mi głęboko w oczy, dając tym samym do zrozumienia, że wie o moim kochanku. - Porozmawiamy o tym za chwilę.
- Wydaje mi się, że za chwilę to może być już za późno - westchnąłem, udając znudzenie tym całym spektaklem w Gruzińskim Chaczapuri.
Przytrzymał dłużej wzrok na mnie, po chwili spoglądał już na Karola.
- Między nami nic nie było. Nawet jeśli coś sobie ubzdurałeś, że możemy wrócić do siebie, to jest tylko i wyłącznie twój problem. Nie mój. Zerwałeś wtedy ze mną...
- Bo mnie zdradzałeś! - Karol prawie krzyknął na całą salę.
Panujący do tej pory wśród zebranych gwar, niespodziewanie ucichł. Oczy wszystkich spojrzały na nasz stolik. Teraz jesteśmy w centrum uwagi. Za chwilę zleci się obsługa i zacznie się kibicowanie, bo cioty kłócą się o chłopaka. Lepiej szybko się stąd ewakuować.
- To teraz ja kończę z tobą - syknął Michał. - I nie rób scen.
- Nie będziesz mi mówił, co mam robić! - odparował Karol.
- To wypierdalaj! - wycedził przez zęby Michał.
Karol zacisnął pięści, aż kostki zbielały, po czym szybkim krokiem podążył do wyjścia. Odprowadziłem go wzrokiem. To samo zrobili goście, a po chwili ich spojrzenia znów lustrowały nasz stolik.
- Przepraszam cię za niego.
- Daruj sobie - rzekłem oschle.
Michał wyprostował się energicznie, aż wiklinowe krzesło zaskrzypiało.
- Nie zdradziłem cię z nim - rzekł jakby chciał się usprawiedliwić.
- Ale go kokietowałeś. Zresztą - wstałem z miejsca i sięgnąłem po kurtkę - byłeś z Karolem, zdradziłeś go z jakimś gościem w Warszawie, potem ze mną. W sumie - wzruszyłem ramionami - czemu sytuacja ma się teraz nie powtórzyć? Tyle że w w drugą stronę. Możesz mieć kochanka, o którym nie wiem.
Specjalnie go prowokowałem, by zakończyć tę maskaradę.
- Dokąd idziesz? - zapytał zaskoczony.
- Wracam do domu. Spakuję cię i zostawię twoje rzeczy przed wejściem.
- Chyba sobie jaja robisz.
Nachyliłem się nad stolikiem.
- A wyglądam, żebym jaja sobie robił?
Mierzyliśmy się przez moment wzorkiem. Buzował z wściekłości, próbując powstrzymać się przed nagłym wybuchem. Być może chciał załagodzić sytuację. Jednak ja nie chciałem. Jak dla mnie było mi już wszystko obojętne. Nadarzała się okazja, to pora z niej skorzystać.
- Ty też masz kochanka - syknął oskarżycielskim tonem. - Myślisz, że nie wiem?
- Myślę, że masz już nieaktualne dane. Ale to twój problem. Żegnam.
Wymaszerowałem z lokalu prosto na ulicę Sienną. Nie zatrzymując się wciągnąłem w nozdrza lodowate powietrze. Ach, jaka ulgę poczułem, kiedy wyzbyłem się tego ciężaru. Mogłem w sumie dalej udawać, ale po co? I tak byłem dobry, że tyle dni wytrzymałem.

B l o g i   g e j ó w

2 komentarze:

  1. Brawo Bartek! Michał powinien doostać mocno po dupie! Jeszcze niech tylko Filip pogodzi sie ze swoim błędem z przeszłości i wówczas kto się będzie śmiał ostatni?!
    Ha!
    Konkretny rozdzialik, rozterki Bartka co do Jędrka, jego wspomnienia i chęć zemsty, ciekawe kim jest ten "jeden z nich"? Mam nadzieję, że nikt z Naszych bohaterów, no chyba że Michał.
    Super, życzę weny i pozdrawiam
    fankayaoi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję za tak miłe słowa. Kolejne ciepłe sugestie i pochwały za epizod. Aż miło :)
      Pozdrawiam
      Felix

      Usuń